Borussia Dortmund niespodziewanie utrudniła sobie kwestię walki o awans z grupy. Po czterech rozegranych spotkaniach, miała na koncie dwa zwycięstwa i wysokie porażki z liderującym Ajaksem Amsterdam. Środowy mecz ze Sportingiem był decydujący, bowiem w przypadku porażki Borussia Dortmund straciłaby matematyczne szanse na występ w fazie pucharowej.
Kibice nie kryją rozczarowania postawą zespołu, który trafił do pozornie niezbyt mocnej grupy, bez obowiązku rywalizowania z europejskim gigantem. Borussia Dortmund na papierze była faworytem, jednak boisko pokazało kompletną dominację mistrzów Holandii.
Niemcy przystępowali do meczu w Lizbonie bez Erlinga Haalanda, Matsa Hummelsa, Thorgana Hazarda, Raphaela Guerreiro i Giovanniego Reyny. Nie ulega wątpliwości, że takie absencje negatywnie wpłynęły na postawę zespołu.
Do straty pierwszej bramki Borussia Dortmund wyglądała jednak lepiej od swoich przeciwników. Momenty nieuwagi wykorzystał Pedro Gonçalves, który wyprowadził Sporting na dwubramkowe prowadzenie do przerwy. Po zmianie stron goście nieumiejętnie próbowali odrobić straty, a ich szanse zniwelowała czerwona kartka dla Emre Cana i późniejszy rzut karny Portugalczyków. Honor zespołu uratował w doliczonym czasie gry Donyell Malen.
Marco Rose objął Borussię Dortmund przed sezonem i dobrze wszedł w ligowe rozgrywki. Po dwunastu kolejkach jego zespół traci zaledwie punkt do pierwszego Bayernu Monachium. Przedwczesne pożegnanie z Ligą Mistrzów stworzyło jednak potężną rysę na dotychczasowej pracy niemieckiego trenera.