Sytuacja Argentyńczyka nieco skomplikowała się na początku obecnego sezonu. Piłkarz miał wraz z Cristiano Ronaldo i Douglasem Costą siać postrach w liniach defensywnych rywali, tymczasem zupełnie nie trafił z formą i jak na razie trener Massimiliano Allegri sadza go na ławce rezerwowych. Sam Dybala zapewnia, że cała sprawa wynikła z jego winy, nie ukrywa też, że ma problemy osobiste (niedawno miał się rozstać z partnerką), ale media i tak zaczęły doszukiwać się drugiego dna.
Jak na razie stanowisko Juventusu pozostaje niezmienne - napastnik nie jest na sprzedaż do czasu, dopóki sam wyraźnie nie zadeklaruje chęci odejścia. Nie zmienia to jednak faktu, że inne kluby chcą skorzystać z okazji i spróbować wyciągnąć 24-latka z turyńskiego giganta.
„Tuttosport” informuje, że na ten moment szczególną uwagę na zawodnika zwracają dwa kluby, próżno jednak szukać wśród nich Realu Madryt czy Barcelony, które dotychczas miały przewodzić stawce. W tej chwili najbardziej zainteresowane sprowadzeniem Dybali są Manchester United oraz Atlético Madryt.
Nawet jeśli zawodnik wyrazi chęć odejścia, o transfer nie będzie łatwo. Chętne kluby muszą się liczyć z wydatkiem w wysokości co najmniej 100 milionów euro, a możliwe, że Juventus będzie skłonny rozpocząć rozmowy nawet od 120 milionów. Do tej pory mistrzowie Włoch systematycznie odrzucali wszelkie propozycje i nie planują w najbliższym czasie zmieniać swojej strategii.
Tymczasem Dybala walczy o powrót do składu i według raportów włoskich dziennikarzy ma wystąpić już w ten weekend. Napastnik postara się przekonać Allegriego, iż jest już gotów do gry.