Przed rozpoczęciem zmagań w Primera División władze ligi dość zaskakująco poinformowały, że w najbliższych latach niektóre spotkania zostaną przeniesione do USA. Projekt ma w zamyśle zwiększyć popularność rozgrywek za oceanem, a co za tym idzie - zwiększyć zyski klubów oraz ligi. LaLiga związała się umową z Relevent, które miało pomóc w organizacji przedsięwzięcia. Kontrakt będzie ważny przez najbliższe 15 sezonów, lecz warunki nie zostały dobrze przemyślane.
Główny problem stanowiło to, że decyzja nie była skonsultowana nawet z władzami hiszpańskiej federacji, a co dopiero z klubami i piłkarzami. Od samego początku Tebas i spółka spotykali się ze sporym oporem, ale dzięki determinacji udało się przekonać Gironę oraz Barcelonę do rozegrania styczniowego meczu w Miami. To jednak nie wystarczy do zorganizowania przedsięwzięcia.
Inicjatywie stanowczo sprzeciwił się prezydent Realu, Florentino Pérez, natomiast „Blaugrana” zaznaczyła, iż zgadza się jedynie na ewentualne przenoszenie niektórych meczów wyjazdowych. Z kolei prezydent RFEF, Luis Rubiales, starał się o pomoc w „walce” z Tebasem u oficjeli FIFA. Z czasem okazało się bowiem, że zgodę na rozegranie meczu na innym terenie muszą wyrazić nie tylko kluby, ale w tym wypadku również RFEF, UEFA, CONCACAF oraz FIFA.
Hiszpańska federacja nie wyraziła zgody i teraz bardzo wątpliwe, by mecz faktycznie został przeniesiony, ponieważ stanowcze stanowisko zajęła również FIFA. O sprawie wypowiedział się sam prezydent Gianni Infantino, który nie zostawił żadnych złudzeń.
- Stanowczo sprzeciwiam się temu przedsięwzięciu i nie udzielam zgody na rozegranie meczu Girona-Barcelona w Miami - powiedział.
- Komitet wykonawczy FIFA wyraził się jasno w tej sprawie i podkreślamy, że oficjalne mecze lig krajowych muszą być rozgrywane w danych krajach.