Jeszcze do września Meksykanie grali pod przewodnictwem José Manuela de la Torre, który pracował na stanowisku od 2011 roku, prowadząc drużynę w 50 meczach.
Po przeciętnym występie w Gold Cup CONCACAF (mistrzostwa kontynentalne) oraz słabym początku kwalifikacji do Mistrzostw Świata de la Torre został zwolniony. W jego miejsce zatrudniono Luisa Fernando Tenę jako tymczasowego trenera. Ten przegrał jedyny mecz i znaleziono już "stałego" następcę de la Torre, czyli Victora Manuela Vuceticha.
Vucetich wygrał z Panamą 2-1, następnie na wyjeździe przegrał z Kostaryką 1-2. Ten drugi mecz określono jako jeden z najgorszych w historii reprezentacji. W związku z tym działacze meksykańskiej federacji postanowili nie czekać i zadecydowali o kolejnej zmianie.
Tym samym zatrudnienie znalazł Miguel Herrera. Doszło jednak do kuriozalnej, wcześniej niespotykanej sytuacji. Czwarty trener w ciągu nieco ponad miesiąca został jedynie wypożyczony z Club América na dwa mecze barażowe przeciwko Nowej Zelandii. Wygrany tej pary awansuje na brazylijski mundial.
Przyszłość posady selekcjonera Tricolores ma zostać ponownie zadecydowana drugiego grudnia, gdy spotka się zarząd federacji.
Nie wiadomo, czy Herrera utrzyma posadę, nawet jeśli pokona w dwumeczu reprezentantów Oceanii, czego można się przecież spodziewać.
Pierwszy mecz Meksyku z Nową Zelandią już trzynastego listopada w Meksyku, rewanż tydzień później w Wellington.