Powodem rezygnacji 53-latka z funkcji dyrektora generalnego klubu są liczne groźby, które kibice adresują w jego stronę. Holender nie daje rady odpowiednio pełnić swojej funkcji, martwiąc się przy tym o bezpieczeństwo swoje oraz bliskich.
Konflikt z fanami Feyenoordu spowodowało ich niezadowolenie z planów budowy nowego stadionu. Spora grupa kibicowska uważa go za zbyt kosztowny i obciążający finansowo gminę. Zaatakowani zostali zarówno architekci miasta, jak i grupa inwestorów, która miałaby wspomóc pieniężnie inicjatywę, kupując akcje. Burmistrz Rotterdamu bezpośrednio po tych zdarzeniach zaniechał konsultacji z przeciwnikami nowego ośrodka, czym zmusił ich do podjęcia kolejnych barbarzyńskich kroków.
Na początku roku Koevermans również spotkał się z przykładami nękania ze strony sympatyków klubu. Czarę goryczy przelała jednak wrześniowa noc, podczas której doszło do zdemolowania domu Holendra. Władze klubu określiły wtedy to zdarzenie skandalicznym, a sprawcy przestępstwa mieli zostać uchwyceni.
W swojej wypowiedzi dla oficjalnej strony klubowej zaznacza, że praca dla Feyenoordu była spełnieniem jego marzeń, natomiast decyzja, choć bolesna, jest jedyną słuszną w tej sytuacji.
- Feyenoord był w moim sercu od dziecka. Kiedy zostałem powołany, stwierdziłem nie bez powodu, że praca tutaj była dla mnie spełnieniem dziecięcych marzeń. Dzisiaj nie jest dla mnie dobry dzień. Podjęcie tej decyzji boli, ale myślę, że to najlepsze wyjście, mimo świadomości, że będę tęsknić za klubem, kolegami i wieloma osobami wokół drużyny - powiedział Koevermans.
Mark Koevermans znajdował się w strukturach Feyenoordu od 2009 roku, a w listopadzie 2019 roku objął funkcję dyrektora generalnego.