Reprezentacja Czech wywalczyła awans na Mistrzostwa Europy 2024, zajmując drugie miejsce w tabeli eliminacyjnej grupy E, a chwilę po tym z drużyną narodową zdecydował się pożegnać Jaroslav Šilhavý. Momentalnie ruszyła giełda nazwisk na jego następcę. Wśród medialnych kandydatów znalazł się Marek Papszun.
O byłego szkoleniowca Rakowa Częstochowa w rozmowie z Isport.blesk.cz został zapytany Tomáš Pekhart. Czy jego zdaniem 49-latek pomógłby czeskiej drużynie?
- Jestem tego pewien na 100 procent, to byłaby bomba. Ma tu ogromne nazwisko. Ci, którzy trenowali pod jego okiem w Rakowie, mówią, że odkąd zaczęli z nim pracę, zupełnie inaczej postrzegają piłkę nożną i wszystko wokół niej. Zwraca uwagę na rzeczy, o których inny trener nawet by nie pomyślał. Takie szczegóły decydują o ostatecznym wyniku meczu. Inaczej jest prowadzić drużynę narodową niż klub, ale gdyby dostał czas… - przyznał napastnik Legii Warszawa.
- Obecnie jest bezrobotny, to była idealna sytuacja dla polskiej reprezentacji, gdy szukała niedawno selekcjonera. Spekulowano też, że ma propozycje z Olympiakosu, Szachtara Donieck czy Dynama Moskwa. Teraz czeka na ofertę, która będzie mu odpowiadać. Być może chce drużyny, w której zawodnicy będą chcieli ciężko pracować, tak jak miało to miejsce w Rakowie. Pod jego okiem przygotowania trwają od rana do wieczora, zawodnicy wypełniają raporty, oceniający samych siebie - powiedział 34-latek.
Piłkarz zwrócił jednak uwagę na to, o czym pisały już media zza naszej południowej granicy, a mianowicie, że jeśli czeska federacja piłkarska faktycznie będzie zainteresowana Papszunem, problemem mogą okazać się finanse.