Czy w Chelsea jeszcze będzie normalnie?!

2024-05-21 22:01:23; Aktualizacja: 3 tygodnie temu
Czy w Chelsea jeszcze będzie normalnie?! Fot. Cody Froggatt/News Images/SIPA USA/PressFocus
Antoni Obrębski
Antoni Obrębski Źródło: Transfery.info

Mauricio Pochettino opuści Chelsea za porozumieniem stron. Czemu jest to decyzja pozbawiona jakiegokolwiek sensu i Chelsea tylko na tym straci?

Na wstępie wypadałoby też napisać, że brakowało wcześniejszych przecieków. Być może Argentyńczyk ma już jakąś inną propozycję i stąd odejście, a być może zostało to tak ubrane w słowa, aby dobrze wyglądało PR-owo dla szkoleniowca, któremu Todd Boehly nie chciałby robić problemów. Tego niestety nie wiemy i raczej się nie dowiemy w najbliższym czasie.

Wydaje się to po prostu działaniem z inicjatywy klubu, który nie jest zadowolony z pracy trenera. Oczywiście, do Pochettino można mieć wiele zażaleń, w wielu kwestiach były opiekun Paris Saint-Germain popełniał błędy, jednak ostatnio Chelsea wyglądała dobrze. 

Były lepsze momenty na zwolnienie

Na razie nie będziemy się skupiać na bronieniu 52-latka, tym zajmiemy się później. Chcieliśmy jednak w pierwszej kolejności pokazać, po raz już kolejny, jak źle klubem zarządza Todd Boehly. Jak donosi Matt Law, jednym z głównych powodów odejścia trenera są różnice w wizji budowania klubu. Jeśli Amerykanin jeszcze nie wyciągnął wniosków, że być może jego pomysł na klub nie jest najlepszy, może być ciężko o dłuższy projekt w Londynie. W takiej sytuacji, nawet jeśli koniec współpracy został zainicjowany przez Pochettino, i tak jest to z winy właściciela. Jak poinformował Jacob Steinberg, Pochettino miał chcieć wbrew Boehly'emu pozostania w klubie Conora Gallaghera i Trevocha Chalobacha - wychowanków, którzy prezentowali się bardzo dobrze, a których klub chce sprzedać. 

Poza wieloma oczywistymi przykładami, jak choćby legendarna już formacja „4-4-3”, której zastosowanie decydent rekomendował Thomasowi Tuchelowi, sam timing decyzji o rozstaniu z Pochettino jest naprawdę nielogiczny. Były do tego dużo lepsze momenty, nawet pod kątem populistycznym. Jeśli pomiędzy trenerem a Amerykaninem nie było kolorowo, to współpracę mógł wcześniej zakończyć właściciel. W trakcie jego krótkich jeszcze rządów nie jest to pierwszy przypadek, kiedy nie dogaduje się z trenerem. Podobnie było w przypadku Tuchela.

Był nawet czas, że kibice wręcz żądali głowy byłego trenera Tottenhamu, wtedy jednak Boehly zwalniać go nie chciał. Mógł to zrobić choćby po przegranym 2:4 u siebie meczu z Wolverhampton, kiedy Chelsea kolejkę wcześniej uległa już Liverpoolowi 1:4. Można to było zrobić po kompromitującym remisie z Burnley, kiedy Chelsea grzęzła w środku tabeli. Można to było także zrobić po porażce 0:5 z Arsenalem. Gdyby odejście trenera nastąpiło po tych spotkaniach, Boehly zostałby za decyzję pochwalony przez większość kibiców. 

Do uwiarygodnienia byłoby jeszcze bardzo daleko, byłby to jednak pierwszy krok w dobrą stronę, bo tak Amerykanin wciąż kroczy w zupełnie przeciwnym kierunku. A po rozstaniu z Pochettino teraz, tylko utwierdza kibiców w przekonaniu, że na piłce się nie zna. 

Szok

Szok, bo tak trzeba określić odejście szkoleniowca w tym momencie. Raczej nikt się go nie spodziewał i fani czekali tylko na kolejny sezon pod wodzą Argentyńczyka, który opanował pod koniec rozgrywek bałagan, a przyszłość malowała się w pozytywnych barwach.

Chelsea przecież wygrała ostatnie pięć spotkań w Premier League. Takim osiągnięciem, oprócz „The Blues”, mogą pochwalić się tylko Manchester City oraz Arsenal, a więc kluby, które do ostatniej kolejki biły się między sobą o tytuł mistrza Anglii. Nie były to jednak zaledwie zwycięstwa bez żadnej widocznej poprawy w grze. Oczywiście, część rzeczy jeszcze szwankowała, choćby obrona kontrataków czy szerzej - gra w defensywie, jednak klub wychodził na prostą po fatalnym sezonie 2022/2023 i w większości słabych rozgrywkach 2023/2024.

Ciągłość pracy... a raczej jej brak

Tak, Chelsea jest teraz w zupełnie innej sytuacji niż Liverpool, Manchester City, czy Arsenal, jednak bez wątpienia aspiruje do tego, aby wrócić do wymieniania jednym tchem w gronie drużyn walczących o tytuł. A do tego, jak spojrzymy, potrzebna jest ciągłość pracy. Jürgen Klopp dopiero w swoim czwartym sezonie w Liverpoolu włączył się do walki o mistrzostwo, a pierwsze rozgrywki zakończył na ósmej pozycji w tabeli.

Manchester City to trochę inny przykład, bo drużyna Pepa Guardioli poza pierwszym sezonem właściwie nie miała na swoim koncie gorszego okresu, ale Arsenal Mikela Artety i droga, jaką przeszedł ten klub pod wodzą Hiszpana, mogłyby być głównym motywatorem Chelsea.

W końcu hiszpański trener w zespole „Kanonierów” pracuje od grudnia 2019 roku i pierwsze pełne rozgrywki, w które wchodził z ponad półrocznym bagażem pracy z drużyną, zakończył na ósmej pozycji w lidze, i to też dzięki świetnemu finiszowi. Arsenal zdobył wówczas 61 punktów. Bardzo przypomina to Chelsea, tylko, że Pochettino skończył swoje rozgrywki wyżej w tabeli i nie miał tyle czasu, co Arteta. 

Zwróćmy też uwagę na to, że Arsenal kolejne rozgrywki też zakończył poza czwórką. Mikel Arteta, podobnie jak Klopp, do walki o tytuł włączył się dopiero w czwartym sezonie w klubie, a wcześniej nawet nie kwalifikował się do rozgrywek Ligi Mistrzów. 

Te wszystkie rzeczy pokazują, jak ważna jest ciągłość pracy w piłce, tego zresztą nie trzeba nikomu tłumaczyć... chyba, że nazywasz się Todd Boehly. Wtedy mamy dosyć spore podejrzenie, że tego nie rozumiesz. Ciężko jest zrozumieć, jak odporny na głosy innych jest Amerykanin, skoro sam prowadzi klub, który zawsze słynął z szybkiego zwalniania szkoleniowców. 50-latek powiedział „potrzymaj mi piwo” i wniósł to na jeszcze wyższy poziom. 

Thomasa Tuchela, uwielbianego przez kibiców, cenionego przez piłkarzy, który wygrał Ligę Mistrzów, a przede wszystkim - świetnego fachowca, zwolnił już po niecałym miesiącu nowego sezonu po rewolucji kadrowej. Mało tego, wcześniej wydał przecież na piłkarzy dla niego ponad 300 milionów euro. Były to więc decyzje totalnie nieprzemyślane. Zatrudnił w jego miejsce Grahama Pottera, którego zwolnił po 31 meczach. Potem nastąpiła nieszczęsna kadencja Franka Lamparda, a następnie do klubu przyszedł Pochettino.

Ten projekt miał potencjał

Pisaliśmy już o tym, że Chelsea w ostatnim czasie, po porażce z Arsenalem, zaczęła wyglądać lepiej. I to przy kadrze, z której wciąż musiał Argentyńczyk lepić. Nie było tu mowy o wypracowaniu automatyzmów czy hierarchii w zespole. Grał ten, kto akurat był zdrowy.

Przez niemal cały sezon brakowało Chrstophera Nkunku, Roméo Lavii, Wesleya Fofany i Reece'a Jamesa. Na długo wypadli Ben Chilwell, Tevoh Chalobach, Lesley Ugochukwu i Carney Chukwuemeka. W pewnym momencie kontuzji doznali Levi Colwill, Marc Cucurella, Benoît Badiashile. Pomniejsze urazy notowali Mychajło Mudryk, Noni Madueke czy Raheem Sterling.

To nie była wina Pochettino, że piłkarzy, na które wydano wielkie pieniądze, nie mógł wykorzystywać. Zresztą, przed sezonem, typując wynik Chelsea, szóste miejsce zostałoby przyjęte z umiarkowanym optymizmem. Był to wynik, który wówczas budził nadzieję na rozwój projektu w kolejnym sezonie, w końcu nie od razu Rzym zbudowano. Pochettino osiągnął więc cel, nawet mimo przeciwności.

Argentyńczyk także przyczynił się do rozwoju niektórych graczy. Moises Caideo przecież na początku sezonu wyglądał fatalnie, a w ostatnim czasie wyrósł na bardzo solidnego i odpowiedzialnego defensywnego pomocnika. Malo Gusto najczęściej świetnie spisywał się zastępując Reece'a Jamesa. 

Choć jeszcze nie jest to efekt końcowy, to rozwijać się zaczął Mychajło Mudryk i notuje liczby. Pochettino wyciągnął też coś z Marca Cucurelli, który jeszcze parę miesięcy temu był określany parodystą, a niedawno doczekał się przyśpiewki od kibiców. 

Chelsea także zaczęła strzelać dużo bramek. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to zasługa indywidualnego kunsztu Cole'a Palmera i Nicholasa Jacksona, jednak ktoś też musi nimi umiejętnie dysponować. Ekipa z Londynu przecież miała w ostatnich sezonach takich graczy jak João Félix, Pierre-Emerick Aubameyang czy nawet Romelu Lukaku, a jednak nie umiała z nich skorzystać. 

„The Blues” strzelili dwa razy więcej bramek niż w poprzednim sezonie. Do tego jest to najlepszy sezon pod względem strzelonych bramek przez klub w Premier League od mistrzowskich rozgrywek 2016/2017 pod batutą Antonio Conte. Pamiętajmy przy tym, ile okazji zmarnował choćby Jackson. Tak zwanych „dużych okazji” więcej zmarnował tylko Liverpool. Właściwie w którą statystykę ofensywną nie spojrzymy, Chelsea jest w niej w czołówce. Ta drużyna miała oczywiście niemiłe dla oka mecze, w których jej nie wychodziło, jednak w ostatnim czasie było ich coraz mniej. 

Najlepszym, co Todd Boehly mógł zrobić, było zatrzymanie obecnego trenera na stanowisku i danie mu autonomii co do wzmocnień i odejść. Chelsea musi sprowadzić na kilka pozycji zawodników, gotowych do rywalizacji od zaraz.

Chelsea tylko straci

Pozostanie 52-letniego szkoleniowca na stanowisku było właściwie czymś naturalnym z perspektywy rozwoju sportowego drużyny. Teraz jednak Chelsea musi szukać kolejnego szkoleniowca. Oczywiście, że nowy trener może się sprawdzić, ale decyzja o rozwodzie z Pochettino jest nieracjonalna mimo tego. Londyńczycy w końcu mogli spokojnie przygotowywać się do nowego sezonu z uśmiechem i nadziejami. Decydenci mieli jednak inne plany i zdecydowali się na podjęcie ogromnego ryzyka. To trochę jakby poczuli się źle na karuzeli, zeszli z niej, zaczęli czuć się nieco lepiej, ale weszli na nią drugi raz. Sytuacja nie musi się powtórzyć, ale są na to duże szanse.