Bez stylu, ale skutecznie: Lech Poznań w fazie grupowej LE
2015-08-27 21:26:27; Aktualizacja: 9 lat temuRewanżowy pojedynek z Videotonem okazał się być bardzo męczącym dla wszystkich, którzy zdecydowali się spędzić wieczór z polską piłką. Ostatecznie Lech wygrał i może cieszyć się z awansu.
Lech Poznań może mieć ogromne problemy z zawiązaniem ataku, z regulacją tempa, a nawet z motywacją przed ważnymi spotkaniami, jednak nigdy nie powinien stracić arcyważnego elementu: kibiców. Zanim jeszcze podopieczni Skorży rozpoczęli jeden z najważniejszych meczów w najnowszej historii polskiej piłki, trybuna gości ryknęła jak jeden mąż wydając obietnicę wsparcia do ostatniej sekundy batalii. Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasz Kolejorz gra wzmocnione słowami potęga nasza trwa spowodowały, iż piłkarze w niebiesko-białych strojach mogli poczuć dumę z noszonego na sercu herbu.
Typowy Lech
Poznaniacy zaczęli standardowo: wysokie podejście w pierwszych sekundach spotkania, typowe zagranie na straszaka, a potem powrót na z góry ustalone pozycje. Lechitom tydzień temu udało się wywalczyć korzystny rezultat na własnym obiekcie (3-0), dzięki czemu teoretycznie nie musieli się martwić o rewanżowe spotkanie. Teoretycznie, ponieważ jeśli w grę wchodzą zmagania naszych drużyn w europejskich pucharach, nigdy nie można mieć pewności, co przyniesie los. Jednego gola można stracić przez przypadek, a reakcję na taki prztyczek ciężko przewidzieć. Groźnie było już na samym początku spotkania. W 2. minucie bokiem boiska urwał się Fejes i mocno napsuł krwi Kędziorze, który choć próbował go zablokować, to i tak pozwolił na dośrodkowanie. Szczęśliwie w strefie obronnej zameldował się Trałka, który choć na chwilę oddalił zagrożenie. W grze Videotonu było widać ogromną chęć zdobywania terenu i brak jakiegokolwiek respektu w konfrontacji z poznańską lokomotywą. Dlatego w 9. minucie Ivanovski nie miał najmniejszych problemów, by przedrzeć się prawą stroną i dograć piłkę do schodzącego na pierwszy słupek Feczesina. Węgierski piłkarz nie zdołał pokonać Buricia, choć znalazł się w naprawdę dobrej sytuacji mając sporo miejsca i czasu na podjęcie decyzji o tym, co dalej zrobić z futbolówką. W tym samym czasie Lech nie kwapił się do ataku, oczekując na to, jak zagra jego rywal – Węgrowie nie mieli większych problemów z przenoszeniem ciężaru gry, schodzeniem do środka, ale w przeważającej większości ich strzały okazywały się być zbyt lekkie.Popularne
Groźnie mogło być w 13. minucie, gdy za dużo miejsca Feczesinowi pozostawili Kadar i Dudka. Ostatecznie rozeszło się po kościach, ale marazm defensywy Lecha mógł doprowadzić do straty gola. W końcu, niecodziennie ma się tyle boiska do oddania strzału!
Kolejorz był w bardzo komfortowej sytuacji. Nie musiał gonić wyniku, mógł spokojnie przeżyć spotkanie rewanżowe bez narzucania tempa, nie wspominając już o zbędnym forsowaniu. O postawie poznaniaków doskonale świadczy akcja z 4. minuty, gdy w dobrej sytuacji przed polem karnym znalazł się Pawłowski, ale na chłodno ocenił swoje szanse, poczekał i w efekcie ostudził entuzjazm wszystkich zgromadzonych przed odbiornikami, po prostu tracąc piłkę. Myślę, że chciał w ten sposób nieco zmniejszyć siłę potwornego żaru lejącego się z nieba. Mimo wszystko, pomocnik Lecha był dość aktywny (jeśli w ogóle można mówić o jakiejkolwiek aktywności w tym spotkaniu) i starał się cokolwiek zaprezentować. To właśnie jego mocny strzał mógł zaskoczyć Danilovicia, ale bramkarz Videotonu był dobrze ustawiony, w samym centrum bramki.
Trzeba jednak przyznać, że taktyka Lecha w pewnych fragmentach meczu mogła być obiecująca. Z takiego wyjściowego ustawienia istniała spora szansa na dobry atak! Kolejorz wolał jednak przeczekać to spotkanie i spokojnie wrócić do domu.
Piłkarskie szachy
Tempo spotkania całkowicie umarło śmiercią naturalną, jedną z najlżejszych, bo we śnie, po 20. minucie. Na próżno było wypatrywać jakichkolwiek akcji podbramkowych, finezyjnych i kombinacyjnych klepek, czy chociażby regulacji prędkości gry. Obie drużyny popisały się ogromną niefrasobliwością w środku pola raz za razem tracąc piłkę i nawet nie próbując jej rozpaczliwie odzyskać. Pomysł Lecha prezentował się następująco: daleka laga do przodu, na wolne pole i liczenie na cud. Takowy oczywiście miał nie nastąpić, bo z przodu nie dochodziło do najmniejszego ruchu, ale chociaż na chwilę piłka wypadała z boiska, czy trafiała do bramkarza. I… wszystko zaczynało się od nowa. Jednolitość spotkania mogła uśpić nawet najbardziej zagorzałego kibica.
„Na zachodzie – bez zmian”
W drugiej części spotkania ciężko było oczekiwać odmiennego stylu gry. Lepiej zaczęli gracze Videotonu – szczególną aktywność wykazywał Juhasz, który nie dość, że podłączał się bokiem do ataku, to jeszcze notorycznie przebywał w polu karnym Kolejorza w oczekiwaniu na futbolówkę. Jego chęci do gry były niespożyte i godne do pozazdroszczenia. Dobrze prezentował się także Ivanovski, który w 48. minucie znalazł się w dogodnej sytuacji, ale natychmiastowo doskoczyło do niego kilku defensorów Lecha oraz Dariusz Formella, usiłując wypchnąć go w dalsze sektory boiska. Ostatecznie stracił piłkę przy narożniku boiska.
Całość niemocy poznaniaków wynikała z braku ruchu z przodu. Ofensywna sfera była uśpiona, przytłumiona i całkowicie zdemotywowana. W przeciwieństwie do Videotonu, który nieustannie biegał i starał się wygarniać piłkę lechitom – zwykle czynił to z powodzeniem, bowiem mieli ogromne problemy z utrzymaniem futbolówki przy nodze. Szczęśliwie dla polskiej ekipy, utrzymywana była koncentracja w defensywie. Dobre spotkanie rozegrał Kadar, który za każdym razem wiedział, gdzie ma się ustawiać i maksymalnie skupiał się na swoich poczynaniach oraz jak zwykle, Trałka wchodzący między stoperów i neutralizujący co groźniejsze sytuacje.
Bramka dodała chęci do gry
W 58. minucie Tomasz Kędziora wykorzystał ogromny błąd Danilovicia, który wyszedł do piąstkowania po tym, jak futbolówkę zgrał Kamiński i nie zdołał wrócić do bramki. Obrońca Kolejorza nie tylko dobrze znalazł się w polu karnym i dobrze przyłożył w piłkę bez większych problemów umieszczając ją w siatce. Ani Vinicius, ani Fejes nie byli w stanie zareagować.
Po wyjściu na prowadzenie Lech może nie tyle co zaczął grać żwawiej, a pojawiło się nieco więcej ruchu z przodu. Lechici zmienili formację na płynne 4-4-2 dostosowywane do wymogów gry i nawet wymienili kilka podań (tak, to było rzadkością!). Dobrze prezentowało się przesuwanie piłki w kwadracie, a następnie próba przekazywania jej do dwóch wysuniętych zawodników. Futbolówki nie zawsze do nich docierały (ze względu na spalone i ścisłą defensywę Videotonu), ale ogólnie cały koncept prezentował się nieźle. W tym samym czasie Hamalainen wracał do rozegrania.
Znowu mogło być groźnie na kwadrans przed końcem spotkania, gdy po wrzutce z rzutu rożnego piłka spadła na głowę Ivanovskiego, którego całkowicie odpuścili defensorzy Lecha. Skończyło się jednak na strachu. Chwilę później ten sam gracz znalazł się w sytuacji sam na sam, ale zmarnował dobrą piłkę, gdy w jego bliskim otoczeniu znaleźli się Kadar i Burić.
Debiutant na europejskim boisku
W 81. minucie na murawie zameldował się mający 19 lat Piotr Kurbiel, który niemal natychmiastowo brutalnie zderzył się z wielkoboiskową rzeczywistością. Przy próbie odbioru piłki został popchnięty przez Viniciusa, któremu przypadło pilnowanie młodego zawodnika.
Kurbiel rwał się do gry, wychodził wysoko i starał się zdobywać teren. Pomagał także w defensywie i to właśnie jego obstawienie Gyurcso pozwoliło na zneutralizowanie dobrze wyglądającej akcji ofensywnej rywala. Możliwe, że sam by sobie nie poradził, ale bardzo dobrze, że ten młody zawodnik nie boi się gry bark w bark. Jego niezłe ustawienie w polu karnym pozwoliło mu na dojście do sytuacji bramkowej po tym, jak w ostatniej akcji meczu piłkę z boku boiska dośrodkował Lovrencsics. Wrzutka okazała się być jednak zbyt wysoka i pomimo, że Kurbiel wygrał powietrzny pojedynek, to nie zdołał zmieścić piłki w siatce – opuściła ona boisko.
Lechowi udało się wywalczyć fazę grupową LE realizując naprawdę plan minimum. Podopieczni Skorży w pierwszym meczu wygrali wysoko i wcale nie narzucili szybkiego rytmu. Byli po prostu skuteczni i nastawieni na sukces. Głównie dzięki temu do rewanżu przystępowali nieco rozluźnieni – wiedzieli, że nie mogą oddać tego spotkania, ale nie potrzebują zbędnego forsowania. Cieszy bramka i ogólny rezultat. Miejmy nadzieję, że na europejskich boiskach lechici pokażą choć nieco więcej zaangażowania niż miało to miejsce w ostatnich meczach. W końcu, motywacja będzie znacznie większa!