Bunt Lewandowskiego. Co chce osiągnąć Polak atakując Bayern?

2017-09-11 23:42:10; Aktualizacja: 7 lat temu
Bunt Lewandowskiego. Co chce osiągnąć Polak atakując Bayern? Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Tak się jakoś utarło, że piłkarze grający na najwyższym poziomie raczej nie udzielają ciekawych wywiadów. Wypowiedzi Roberta Lewandowskiego, przez większość jego kariery, również bywały tak interesujące co oglądanie jak rośnie trawa.

W pewnym stopniu to było dobre – przemawiał na boisku. Teraz natomiast doszedł już do takiego momentu, kiedy ambicje boiskowe może dyktować innym.

Od jakiegoś czasu kapitan reprezentacji Polski regularnie odpala kolejne bomby. Najpierw sprzeciwiał się powoływaniu Milika i Zielińskiego do kadry U-21, potem zaś narzekał, że koledzy nie pomogli mu w zdobyciu korony króla strzelców Bundesligi (przy okazji meczu z Freiburgiem). Ta najnowsza ma jednak nieporównywalnie większe pole rażenia. Co oznacza i jakie mogą być skutki wywiadu udzielonego przez Lewandowskiego dla gazety „Der Spiegel”?

Rzadko zdarza się, by w klubach tak wielkich jak Bayern ktokolwiek naruszał jego korporacyjny ład. Tymczasem Polak wyszedł przed szereg, bo ewidentnie nie podoba mu się fakt, iż Bawarczycy nie chcą podążać za trendami rządzącymi futbolem. Jakiś czas temu przedstawiciel Gwiazdy Południa stwierdził, że Bayern na pewno nie weźmie udziału w wyścigu zbrojeń, który rozpoczął się tego lata wraz z transferami Neymara, Mbappe czy Dembele. A skoro tak, to w dłuższej perspektywie może oznaczać mniej więcej tyle, co wycofanie się Bayernu ze światowej elity. 

Oczywiście nie tak bardzo, by nagle przestał występować w Lidze Mistrzów czy nie walczył o zwycięstwo w Bundeslidze, ale… W piłce pojawia się coraz więcej pieniędzy, więc trzeba ich coraz więcej wydawać. – Jeśli chcesz ściągnąć gwiazdę, musisz wydać pieniądze. To jeden z najważniejszych, o ile nawet nie jedyny czynnik. Sportowa perspektywa, drużyna, miasto, otoczenie – to wszystko jest oczywiście ważne, ale Bayern musi wymyślić coś kreatywnego, jeśli nadal chce pozyskiwać graczy klasy światowej. I jeśli chce się grać o najwyższe trofea, potrzeba graczy dających odpowiednią jakość. Także dlatego, że tacy zawodnicy poprawiają jakość pozostałych piłkarzy w zespole. Duża konkurencja pomaga w wyciśnięciu tych dodatkowych kilku procent z zespołu – wnioskował Lewy. W pewnym sensie Bawarczycy sami się ograniczają. 

Parafrazując – jeśli chcesz rozśmieszyć Nassera Al-Khelaifiego, Florentino Pereza czy kogoś z rodziny Glazerów, to opowiedz mu o rekordach transferowych Bayernu. Tego lata Bawarczycy wydali 41 milionów euro Corentina Tolisso, który automatycznie stał się najdroższym piłkarzem w historii klubu. Kto mógłby dołączyć do Gwiazdy Południa za podobną cenę? Załóżmy, że Hoeneß i spółka szukają następcy Roberta. Naturalne wydawałoby się sięgnięcie po Timo Wernera, ale za 40 baniek Lipsk sprzedałby Bawarczykom co najwyżej lewy but napastnika. Wspólna historia Naby'ego Keity i Liverpoolu powinna być cenną lekcją dla Bayernu. Tani będą zbyt słabi.

– Przestańmy w końcu zasypywać piłkę takimi emocjonalnymi hasłami. Lojalność to piękne słowo, zwłaszcza w życiu codziennym. Ale w sporcie na najwyższym poziomie liczą się inne rzeczy: pieniądze i sukces – przytomnie stwierdził piłkarz w głośnym wywiadzie.

Trudno zatem uwierzyć w teorię, iż Lewandowski skrytykował klub dla jego dobra. Za dużo w tym wszystkim sprzeczności. Weźmy pod uwagę chociażby to, że Robert opowiedział o tym w mediach. Rozmawiał z zaufanym dziennikarzem, ale nie bezpośrednio z Hoeneßem czy Rummenigge. Na pewno nie z dyrektorem-pionkiem Salihamidziciem. Jeśli chcesz załagodzić konflikt z partnerem albo przyjacielem, raczej nie obsmarowujesz go publicznie, prawda?

Mało tego, wywiad Polaka na pewno nie przeszedł przez biuro prasowe Bayernu. Gdyby tak się stało materiał zostałby skrajnie ocenzurowany wskutek autoryzacji, czego nasz napastnik ewidentnie pragnął uniknąć.

Pytanie, jak teraz zareaguje szatnia? Nie da się przejść obok czegoś takiego obojętnie, więc albo wywoła w piłkarzach sportową złość, albo ci poczują się urażeni, bo przecież Roberto dał wszystkim do zrozumienia, że ta kadra jest za słaba.  Taki stan rzeczy może być na rękę niektórym zawodnikom, co zauważył Mateusz Borek w programie „Misja futbol”. Ribery czy Robben mają już swoje lata, prawdopodobnie właśnie wypełniają swoje najwyższe możliwe kontrakty, a przez brak konkurencji mogą to przedłużać z roku na rok. Tu jeszcze raz należałoby przywołać słowa Lewego o lojalności i pieniądzach.

Być może Robert chce sobie w ten sposób przygotować grunt pod odejście z Bayernu. Uważa, że przez politykę transferową klubu doszedł w nim do szklanego sufitu, a dopiero gdzieś nad nim stoi Puchar Ligi Mistrzów, który marzy się Polakowi, o czym również wspomniał w „Der Spiegel”. Czasu na ten tryumf ostateczny jest coraz mniej, bo przecież ma już 29 lat. Gwiazdy Południa z kolei wcale nie wymienia się w gronie faworytów do zgarnięcia europejskiego trofeum. Część drużyn wydaje się być silniejszych – Real Madryt, PSG czy Manchester United. Sporo innych, jak Barcelona, Juventus, Chelsea lub Manchester City powalczy z Bawarczykami na równi. Krótko mówiąc, Bayern będzie miał trudniej w Lidze Mistrzów niż przez wiele ostatnich lat.

– Nie wygrałem jeszcze tego trofeum, więc to oczywiste, że LM jest dla mnie wyjątkowa. Wciąż jeszcze siedzi we mnie ten przegrany finał z Londynu z 2013 – deklaruje Lewy. Dokąd jednak mógłby pójść, aby spełnić marzenia? Wygranej w Champions League po prostu nie da się zaplanować, co widzi również sam Robert. – Ale z drugiej strony LM to jednak loteria. Weźmy poprzedni sezon. Byliśmy w świetnej formie, każdy z nas był napalony na wygraną. Potem złapałem kontuzję barku, zmarnowaliśmy w pierwszym meczu karnego i marzenia prysły. Na najwyższym poziomie decydują detale. Aby zdobyć tytuł, wszystko musi idealnie pasować.

Wydaje się jednak, że istnieje kilka klubów, w których Polak miałby większe szanse na tryumf w najważniejszych europejskich rozgrywkach. Od lat maglowany jest chociażby temat Realu Madryt. Pod względem sportowym to na pewno byłby odpowiedni kierunek. Nikt nie ma tak silnej kadry co Królewscy, niech nie zmylą Was ich remisy z Valencią i Levante. Zidane na pewno nie pogardziłby napastnikiem znacznie bardziej skutecznym oraz mniej podatnym na kontuzje niż Benzema czy Bale.

Z drugiej strony sposób działania Los Blancos na rynku transferowym każe patrzeć na tę potencjalną operację sceptycznie. Real bowiem prawie wcale nie sprowadza zawodników w wieku Lewandowskiego, a wcześniej wspomniany Benzema do ulubieniec Florentino Pereza. Kolejnym kandydatem do gry na pozycji dziewiątki pozostaje Cristiano Ronaldo. To byłby naturalny krok w karierze goleadora, bo dobrze się czuje w tej roli, a z wiekiem traci niezbędną do gry na skrzydle dynamikę. W końcu też prezydent Królewskich zdaje sobie sprawę, iż powoli musi myśleć o odmłodzeniu formacji ataku. Nie po to wydał 45 milionów na Viniciusa Juniora i nie po to oferował kosmiczne kwoty za Mbappe, by następnego lata sprowadzać 30-latka.

Oczywiście, Robert ma przed sobą jeszcze kilka ładnych lat gry, dlatego zainteresowanie na pewno wyrażą inne wielkie marki. Widząc jak zbroi się PSG, napastnik mógłby zmienić nastawienie do klubu, któremu ponoć niegdyś odmówił. Paryżanie budują swoje własne imperium i robią to z rozmachem, jakiego brakuje Bayernowi. Ponadto pomogłoby to im zburzyć dotychczasową hierarchię wśród klubów z europejskiej czołówki. Transfer Lewego byłby wcale nie mniejszym straszakiem niż kupno Neymara i Mbappe.

Swego czasu możliwość sprowadzenia Polaka podobno sondowała także Chelsea. Alvaro Morata raczej nie jest zawodnikiem nie do wygryzienia. Pozostali, których byłoby stać na Roberta, mają mocno obsadzoną pozycję środkowego napastnika.

Wątpliwości budzi tylko jedna kwestia – dlaczego Lewandowski zdecydował się zaatakować Bayern mniej więcej tydzień po zamknięciu letniego okna transferowego? Czyżby łudził się do końca, iż Hoeneß i spółka pójdą po rozum do głowy/pieniądze do sejfu (niepotrzebne skreślić) i mimo wszystko wzmocnią drużynę? Wiadomo, że wielkich transferów nie przeprowadza się w kilka dni, ale to żaden argument wobec tego, iż były gracz Lecha i Borussii wybrał dziwny moment na wylanie swych frustracji. Dodajmy – LOGICZNYCH frustracji.

Napastnik przecież nie odejdzie zimą. Bawarczycy nie osłabią się tak bardzo w trakcie sezonu, a poza tym, skoro Robertowi chodzi o Ligę Mistrzów, to w tych rozgrywkach i tak byłby bezużyteczny dla nowego zespołu.

Lewandowski i Bayern będą musieli się ze sobą przemęczyć przynajmniej do lata 2018. Przynajmniej, bo Rummenigge nie zamierza dać piłkarzowi rządzić klubem. – Uważam, że ta władza piłkarzy wcale nie jest taka wielka. Lewandowski może zerknąć w swój kontrakt. Ma umowę do 2021 bez żadnych klauzul – stwierdził w kontrującym wywiadzie dla Bildu. Zresztą, deklaracja Karla-Heinza wobec Roberta jest jasna – Lubię demokrację i wolność słowa, ale u nas ostatnio za dużo się gada między wierszami, zamiast skupić się na graniu w piłkę.

Czy zarząd Gwiazdy Południa pójdzie z Polakiem na wojnę? Wtedy wszyscy mogą tylko stracić – sportowo i wizerunkowo. Z drugiej strony Bayern przecież nie wyśle swojego najlepszego piłkarza do klubu kokosa. Równie dobrze za jakiś czas może się okazać, iż o wywiadzie w „Der Spiegel” wszyscy zapomną, a Bayern sprawi niespodziankę i odniesie sukces na trzech frontach. Dziesięć miesięcy to bardzo długi okres, a jego odpowiednikiem w piłce nożnej są lata świetlne.

Na razie więc pewne jest tylko tyle, że ta sytuacja nie ma rozwiązania, z którego zadowolona byłaby każda ze stron.

[Wypowiedzi w tłumaczeniu Tomasza Urbana]

MARIUSZ BIELSKI