Chcą straszyć Falcao, Kompanym i Valdesem, ale i teraz nie mają się czego wstydzić - AS Monaco wraca na szczyt

2013-05-10 21:27:42; Aktualizacja: 11 lat temu
Chcą straszyć Falcao, Kompanym i Valdesem, ale i teraz nie mają się czego wstydzić - AS Monaco wraca na szczyt Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Od przyjścia Dmitrija Rybołowlewa do AS Monaco wiadomo było, że klub z Księstwa nie zabawi długo w Ligue 2, do której zleciał dwa lata temu. Francuzi mówią więcej - powrót do Ligue 1 oznacza nową kandydaturę do tytułu mistrzowskiego.

200 milionów euro. Tyle właśnie jest w stanie w lipcu i sierpniu wydać rosyjski multimilarder po to, by do Monako wróciły europejskie puchary, a także tytuł mistrza Francji. Nie wiadomo, czy do zespołu beniaminka (awans powinien być formalnością - nad czwartym Caen przed tym weekendem Monaco ma 8 punktów przewagi, a do końca pozostały trzy kolejki) będą chciały dołączyć gwiazdy światowego formatu. Na pewno jedno tego typu wzmocnienie pociągnie za sobą kolejne. A Rybołowlew mierzy wysoko. Chce dać 60 milionów euro za Falcao, co w praktyce oznacza, że może usiąść do rozmów z zawodnikiem (klauzula odejścia Kolumbijczyka wynosi właśnie 60 "kawałków"), chce jakimś cudem wyciągnąć Kompany'ego z Manchesteru, chce też przekonać Victora Valdesa, że powrót na szczyt ligi francuskiej i mocarstwowe ambicje w Lidze Mistrzów to wyzwanie, o jakim mówił, uzasadniając swoje odejście z Barcelony.

A że z Rosjaninem nie ma żartów, przekonaliśmy się od momentu, kiedy w ASM się pojawił. Pieniądze dla niego to nie problem, dlatego też łatwiej było o ściągnięcie kilku znanych twarzy do Ligue 1. Było jednak coś jeszcze, co przekonało choćby Nabila Dirara, że warto wybrać ofertę klubu z państewka wewnątrz Francji, który zajmował w momencie transferu Marokańczyka ostatnie, 20. miejsce w Ligue 2. Perspektywy. Rybołowlew miał plan, wzmocnienia przyniosły oczekiwany efekt, a gdyby nie dwie bardzo ważne porażki w końcówce ubiegłego sezonu z Troyes i Reims w przeciągu kilku dni, może dziś pisalibyśmy o zespole Ligue 1. Mimo to efekt był imponujący, bo do cudu brakło naprawdę niewiele. Od momentu przyjścia Rosjanina, Monaco wygrało 12 z 20 meczów rundy wiosennej na zapleczu francuskiej ekstraklasy. A więc odniosło... 11 zwycięstw więcej, niż w 18 wcześniejszych grach. Progres był widoczny gołym okiem.

 
 
Taka metamorfoza "Czerwono-Białych" rozochociła rosyjskiego biznesmena, który po raz kolejny sięgnął do portfela. I choć w porównaniu z zapowiadaną sumą 200 milionów euro, wzmocnienia latem 2012 i zimą 2013 na kolana nie rzucają, to na poziomie Ligue 2 tak wysokich sum nie wydawano nigdy. 11 milionów euro za 17-letniego Lucasa Ocamposa z River Plate Buenos Aires to był sygnał dla całego piłkarskiego świata: Monaco istnieje, Monaco się odbudowuje, Monaco wróci i będzie zwyciężać. Półtora roku, ponad 40 milionów euro przeznaczone na same transfery, kolejne kilka - na zmiany w strukturach klubu, między innymi na zatrudnienie na stanowisku dyrektora sportowego doświadczonego Tora-Kristiana Karlsena, człowieka odpowiedzialnego za podobne sprawy swego czasu w Bayerze Leverkusen czy Zenicie Sankt Petersburg. Na korzyść klubu z Księstwa przemawia przede wszystkim fakt, że nie odprowadza się tam podatku od uzyskanego dochodu. Oznacza to ni mniej ni więcej to, że gdyby Monaco chciałoby zapewnić Zlatanowi Ibahimoviciowi zarobki "na rękę" identyczne jak w Paryżu, musiałoby wydać nie 33 miliony euro (płaca Zlatana brutto w PSG), a jedynie 14 milionów (płaca netto).
 
 
- Doskonale pamiętam taką sytuację: rok 1957, Monaco wchodzi do pierwszej ligi z Ligue 2 i od razu zdobyli mistrzostwo kraju - mówił na naszych łamach ekspert ligi francuskiej Canal+, Stefan Białas, zaznaczając też, że choć już przed sezonem ASM na papierze wyglądało bardzo mocno jak na Ligue 2, to wchodząc do Ligue 1 potrzebuje znacznych wzmocnień. - Ale nie będę zdziwiony, jeśli Monaco z miejsca, z drugiej ligi wskoczy do europejskich pucharów i tam namiesza.
 
Nas też taki obrót sprawy wcale by nie zdziwił, szczególnie patrząc na potencjał ludzi, którzy już w klubie są i na których nie trzeba wydawać ani grosza z budżetu transferowego. Podstawowa jedenastka prezentuje się następująco:
 
 
Z ławki zwykle wchodzi wspominany wcześniej Ocampos, który ma się rozwinąć w czołowego ofensywnego pomocnika ligi francuskiej. Tam też, analizując to, jakie jedenastki posyła w tym sezonie w bój trener Claudio Ranieri, umieściliśmy orientacyjnie silnego defensywnego pomocnika i reprezentanta Kongo, Delvina Ndingę. A patrząc na teoretycznie najczęściej grającą jedenastkę widzimy kilku poważnych kandydatów do tego, by nawet przy transferach znacznie bardziej znanych zawodników błyszczeć. 
 
O ile 18-letni Lucas Ocampos zwykle nie grywa w pierwszym składzie, jest raczej jokerem w talii Ranieriego, o tyle znacznie mocniej ugruntowaną na ten moment pozycję w zespole ma inny nastolatek, 19-letni Yannick Ferreira-Carrasco. Belg ściągnięty w wieku 16 lat z Genku przekonał do siebie szkoleniowca dzięki bramce w debiucie w dorosłym zespole ASM w przedsezonowym sprawdzianie z Wacker Innsbruck (3:0). Kibice już nazywają go "swoim Edenem Hazardem", upatrując podobieństw w dynamice, lekkości dryblingu i braku respektu wobec znacznie silniejszych przeciwników. A skoro siłowa Ligue 2 go nie zniszczyła, to nie mamy wątpliwości, że w Ligue 1 z miejsca stanie się jednym z wiodących skrzydłowych. Szczególnie, jeśli prawdą jest, że jego największą wadą jest to, że nie znosi przegrywać.
 
Na przeciwległym boku brylować ma natomiast Nabil Dirar, którego pamiętamy choćby z występów przeciwko Lechowi Poznań w barwach Club Brugge. Wtedy dał się mocno we znaki swoim dryblingiem i dynamiką, a więc cechami, które u skrzydłowego są szczególnie pożądane. Skoro więc mimo zainteresowania Tottenhamu czy Evertonu, zeszłej zimy Dirar wybrał Monaco, po wejściu do Ligue 1 będzie chciał odebrać swoją nagrodę za pokorę i cierpliwość i pokazać się wreszcie całej Europie. Bo ani belgijskiej Jupiler League, ani tym bardziej zaplecza francuskiej ekstraklasy nie ogląda zbyt wiele ludzi. Ligue 1 to jednak zupełnie inny poziom.
 
By jednak Ocampos, Ferreira-Carrasco i Dirar mogli błyszczeć, za ich plecami musi grać niezłomny defensywny pomocnik, prawdziwa zmora atakujących rywala. I choć 20-letni Nampalys Mendy na postrach ligi nie wygląda, to nieprzypadkowo już kilka lat temu mówiło się o nim jako o nowym Makelele. Przypadkiem nie mogło też być zainteresowanie AC Milan, będącego już w trakcie odmładzania i przebudowy składu. Mendy został jednak w Monako i okrzepł piłkarsko na tyle, że za rok spokojnie może zostać odkryciem ligi. O transferze do mocniejszego klubu nie wspominamy - w Mediolanie z pewnością wciąż bacznie obserwuje się postępy mierzącego ledwie 168 cm zawodnika.
 
Wspomniana czwórka to jednak nie wszyscy piłkarze, którzy mogą w Ligue 1 błysnąć, jest jeszcze choćby najlepszy strzelec ASM, Ibrahima Toure, reprezentant Grecji, Georgios Tzavelas, czy utalentowany reprezentant francuskiej młodzieżówki z polskimi korzeniami, Layvin Kurzawa. Dużo w przypadku każdego z graczy z osobna zależy jednak od tego, jakie wzmocnienia zostaną latem poczynione. Jedno jest pewne. Księstwo niebawem wraca do Ligue 1 i marzy mu się długi i obfitujący w trofea okres panowania.
Więcej na ten temat: Francja AS Monaco Monako Ligue 1