Cześć, mam na imię Enzo! Czyli Zidane - junior w pigułce
2016-12-01 17:34:34; Aktualizacja: 7 lat temu- Jestem szczęśliwy zarówno jako trener, jak i ojciec - powiedział Zinédine Zidane po premierowym golu swojego najstarszego syna, Enzo, dla dorosłej drużyny Realu Madryt. Gol w Pucharze Króla z Leonesą będzie punktem zwrotnym w karierze 21-latka
Imię po urugwajskim księciu
Enzojako jedyny z czwórki braci Zidane może pamiętać największeboiskowe sukcesy swojego ojca. Gdy „Zizou” w znakomitym stylusięgał z reprezentacją Francji po złoto na mundialu 1998, miałdokładnie trzy latka. Gdy „Trójkolorowi zdobywali mistrzostwoEuropy - pięć. W tym czasie sam miał już pierwszą styczność zpiłką w Juventusie. Później, cały czas jako mały brzdąc, kopałją w Liceo Francés i San José.
Na futbol byłskazany. Nawet swoje imię zawdzięcza wielkiemu magikowi z murawy,Enzo Francescoliemu. Urugwajski „El Príncipe”, a więc „Książę”od najmłodszych lat był wielkim idolem ojca.
Długoczekał na debiut
Młody Zidane po raz pierwszy przyszedłna trening juniorów Realu w 2004 roku. Miał wtedy dziewięć lat. WMadrycie od samego początku spodziewano się po nim bardzo dużo.Uważano, że musi mieć w sobie choć cząstkę umiejętności,którymi czarował kibiców i rywali jego ojciec. Błyszczał wzasadzie od pierwszych lat, zgrabnie przesuwając się po szczeblachmadryckiej akademii. Oczywiście w parze z tym szło ogromnezainteresowanie ze strony mediów. Przyjęcie nazwiska panieńskiegomatki na nic się zdało.
- Bardzo dużo gram w domu z tatą.Nauczył mnie już kilku sztuczek, choćby słynnej rulety, ale wielerzeczy wymyśliłem sam. On dokładnie obserwuje moją grę. Dajerady, ale przede wszystkim powtarza, żebym pozostał sobą. Co doMadrytu - lubię to miasto. Jestem szczęśliwy w Realu i cieszęsię, że mogę grać dla tego klubu - mówił „Marce”, gdy miałna karku 12 wiosen. Po jakimś czasie zagrał w hiszpańskiej kadrzedo lat 15.
W2011 roku został zaproszony przez José Mourinho na treningpierwszego zespołu „Królewskich”. Co prawda przyczyniły siędo tego głównie problemy zdrowotne kilku zawodników, ale niektórzyi tak gorąco wierzyli w to, że Enzo zaraz zadebiutuje wśródseniorów. Nastolatek został bardzo ciepło przyjęty w zespoleprzez Cristiano Ronaldo, ale ostatecznie skończyło się tylko nazajęciach. Po zdecydowanie spokojniejszym czasie, w 2014 roku zagrałw reprezentacji Francji do lat 19 i zadebiutował w prowadzonej przezojca drugiej drużynie Realu. Do momentu środowego spotkania zLeonesą zanotował w barwach Castilii 61 spotkań. Bilans? Pięćgoli i 10 asyst. Wszystkie zaliczył w zeszłym sezonie. W tym zacząłregularnie nosić opaskę kapitańską.
A trzeba dodać, żejego pozostanie w Madrycie na bieżące rozgrywki wcale nie byłotakie oczywiste. Latem Enzo mógł przenieść się na zasadziewypożyczenia do beniaminka Premier League, Middlesbrough.
Zawodnikkompletny
Mniej więcej w tym samym czasie zanotował debiut wnieoficjalnym spotkaniu Realu. W rozgrywanym w Stanach Zjednoczonychmeczu z Paris Saint-Germain zmienił Lucasa Vázqueza.
MomentamiEnzo bardzo mocno przypomina na murawie swojego ojca. Jak możnaprzeczytać na oficjalnej stronie Realu, to zawodnik kompletny, któryszczególnie imponuje kontrolą piłki, techniką i znakomicie graobiema nogami. Gra jeden na jeden, świetne prostopadłe podania,uderzenia z dystansu... To wszystko ma w małym paluszku. Ostatnio wrezerwach najczęściej występuje na prawym skrzydle, ale równiedobrze prezentuje się z lewej strony i w środku za napastnikami.
W środę w najlepszy możliwy sposób pokazał zresztą, naco go stać. Jasne, Leonesa to tylko trzecioligowiec, ale jednak21-latek, z racji debiutu w meczu o punkty i swojego rodziciela naławce, mógł mieć splątane nogi. Tymczasem grał jak profesor.Wszedł na boisko po przerwie, zmieniając Isco i od pierwszych minutimponował pewnością. Był jednym z najbardziej aktywnychzawodników Realu, a do siatki trafił już po 17 minutach. Było tojego pierwsze uderzenie w dorosłym zespole „Królewskich”.
Trafieniepo dziesięciu latach
16maj 2006 roku, mecz z Sevillą. Piękna historia, bo Enzo zdobyłbramkę dla pierwszej drużyny Realu równo 10 lat po ostatnimtrafieniu w barwach „Królewskich” swojego ojca. Oczywiście niema się co czarować - gol w pucharze w trzecioligowcem nie sprawi,że z miejsca zacznie on grać w pierwszym zespole, ale jemu samemudoda jeszcze więcej odwagi. Jeśli ktoś w momencie jego wejścia namurawę mruczał pod nosem, że gdyby nie tata - trener na pewno bydo tego nie doszło, po kilkunastu minutach mógł samemu lekkopstryknąć sobie w ucho.
Sam Zinédine po ostatnim gwizdkuspotkania z Leonesą próbował zachować powściągliwość. Mówił,że jest bardzo zadowolony z syna, podkreślając jednocześnie, żerozpiera go duma z występu wszystkich podopiecznych. Bez wątpienianajbardziej dumny był jednak właśnie z niego.
Jesteśmyciekawi, jak to wszystko potoczy się dalej.