Czy w Atlético czują krew?

2016-01-04 00:21:33; Aktualizacja: 8 lat temu
Czy w Atlético czują krew?
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Nim upłynęło raptem kilka godzin Nowego Roku, do znajdującego się w Majadahondzie ośrodka treningowego Atlético Madryt zawitało dwóch nowych piłkarzy.

Zostawiając na boku okoliczności ich przyjścia, o których później – czy kolejne pieniądze wpompowane w skład i rewelacyjna pozycja „Rojiblancos” w tabeli ligi nie kuszą już kibiców klubu do rozmyśleń o powtórce sezonu 2013/14?

Po siedemnastu rozegranych spotkaniach, drużyna Diego Simeone miała na swoim koncie 41 punktów, dzieliły ją dwa od Barcelony. W drugą stronę – nad trzecim Realem dysponowała dwoma „oczkami” przewagi. Czwarte Villarreal traciło do „Los Colchoneros” już całe pięć punktów. Wszystko wygląda fantastycznie, szczególnie gdy pomyśli się o przedsezonowych wypowiedziach Simeone czy któregokolwiek piłkarza Atlético. Razem niczym chór wspólnie powtarzali, że celem jest wygranie „drugiej ligi”, pierwszego miejsca za Realem i Barceloną. O zwycięstwo w tej „drugiej lidze” drużyna miała walczyć z takimi klubami jak Valencia, Sevilla czy Athletic. Nieważne, czy były to szczere słowa, czy kokieteria w kierunku Barçy i Realu. Ani miliony wydane na transfery już latem, ani zwycięstwa jesienią 2015 roku nie do końca potwierdzają przedsezonowe zapowiedzi. I bardzo dobrze.

W gruncie rzeczy, te „miliony wydane latem” odbiły się Atlético sporą czkawką. W zasadzie tylko Filipe Luis wywalczył sobie bardzo silną pozycję w jedenastce zespołu i bez wątpienia jest jedną z najważniejszych kart w talii Simeone. Nieźle radzi sobie jeszcze Fereira Carrasco, choć zwykle jest pierwszym zdejmowanym w trakcie meczu zawodnikiem. Vietto absolutnie zawiódł wszelkie nadzieje, a Jackson Martinez strzelił tylko dwa gole w lidze (choć trzeba tu przyznać, że przez ostatnie kilka tygodni był kontuzjowany i dopiero teraz wraca na boisko). Ostatni z wielomilionowych letnich nabytków, Czarnogórzec Stefan Savić, nie zdołał wygrać konkurencji z świetnymi Gimenezem i Godinem o miejsce na środku obrony. Sto milionów euro w błoto? Być może zbyt odważne byłoby napisanie takiego zdania bez pytajnika na końcu, ale zastanawiająco słaba była ta runda jesienna dla nowych zawodników Atlético. Owszem, prawdopodobnie cała dyskusja o dyspozycji „nowych” jest bezzasadna, gdy „starzy” piłkarze osiągają tak świetne wyniki, ale ewidentnie coś jest na rzeczy, że zakupy okazały się w takim stopniu nietrafione.

Teraz, gdy pozycja w lidze budzi powoli w kibicach nadzieję (?) na walkę o zwycięstwo w „pierwszej” a nie „drugiej” lidze, a i perspektywy na dobry wynik w Copa del Rey i Lidze Mistrzów dalej są wyraźne (w 1/8 finałów tych rozgrywek Atleti będzie walczyć odpowiednio z Rayo Vallecano i PSV), Simeone musi… dalej robić swoje. Nie potrzeba nowej filozofii, żadnych nowych sztuczek i iluzji. Czy wystarczą kolejne „simeoneowskie” truizmy o walce, męstwie i niższości „Rojiblancos” względem potężnych rywali? Do walki do samego końca, braku przepaści między drużyną a „tymi wyżej” – wystarczą. Do trofeów...? Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, nikt nie może celować w trofea, gdy głównymi rywalami są Real i Barcelona. Czy to odbierze „Rojiblancos” ambicje? Nie, bo przecież już raz się udało.

W Nowy Rok Atlético weszło z ligowymi wynikami lepszymi od oczekiwanych. Zimą na szastanie pieniędzy się nie zapowiada, luki już zostały zapełnione – Augusto Fernandez to świetny środkowy pomocnik mający uzupełnić miejsce w środku pola po kontuzjowanym Tiago. Młody argentyński talent – pomocnik Matías Kranevitter – kupiony został już latem, ale przez pół roku kopał jeszcze w River Plate. Obaj mogą wiele wnieść do drużyny – ale to uzupełnienia, a nie nowi potencjalni liderzy. Taki pogląd to z pewnością miła odmiana po ostatnim szalonym okienku transferowym. Jeszcze jakieś cele? Stosunkowo mała liczba strzelonych goli prowokuje do szukania ofensywnie nastawionych zawodników – i tu media plotkują o Michym Batshuayiu czy Odionie Ighalo.

Niemal wszystko u „Los Colchoneros” chodzi jak w zegarku. Mają najlepszą defensywę w lidze, znakomicie gra Griezmann w ataku (choć może akurat jemu faktycznie przydałby się jeszcze jeden strzelający kolega), a do tego rozsądnie wyglądające wzmocnienia na samym początku roku. Nie warto psuć sobie ten obraz słabymi Martinezem i Vietto, bo „przykrywka” na wady w postaci wicelidera ligi (stan na 17. kolejkę - przyp. red.) na niemal półmetku rozgrywek jest wystarczająca. Nikt nie wątpi w „cojones” Diego Simeone, teraz pora zawierzyć jego głowie – by wiosna dla „Los Colchoneros” przyniosła większe plony niż te, których oczekiwano podczas zasiewu na początku sezonu.

ADAM BOMBA
Więcej na ten temat: Atlético Madryt Hiszpania LaLiga