Czy Wenger jeszcze odmieni Arsenal?

2012-11-08 11:40:23; Aktualizacja: 12 lat temu
Czy Wenger jeszcze odmieni Arsenal? Fot. Transfery.info
Paweł Machitko
Paweł Machitko Źródło: Transfery.info

Przez ostatnie kilkanaście lat menedżer Arsenalu zyskał sympatię wielu kibiców z powodu umiejętności kupowania świetnych zawodników za grosze.

Zbudował sobie reputację wynalazcy prawdziwych diamentów na rynku transferowym. Jego piłkarze grają futbol ładny dla oka, jednak od 2005 roku nie idzie to w parze z sukcesami. Najlepsi piłkarze opuszczają klub. Czy nie jest to czas, aby Wenger zmienił swoje transferowe upodobania z udeptanej, lecz w ostatnich latach nieskutecznej, francuskiej ścieżki?

Arsene Wenger przejął Arsenal w 1996 roku. I nigdy nie szastał pieniędzmi. Do dziś pozyskał 27 zawodników z Ligue 1, a nie możemy zapominać także o Francuzach jak Thierry Henry, Patrick Vieira czy Sebastien Squillaci, którzy trafili do Arsenalu z innych krajów. Czyni to praktycznie co trzeci transfer Wengera związanym z „trójkolorowymi”. Do dnia dzisiejszego największy transfer Kanonierów to sprowadzony za 15 mln funtów Andriej Arszawin.
 
Łatka łowcy talentów została mu przypięta bardzo szybko, głównie za sprawą Patricka Vieiry, którego na samym początku swojej przygody z Kanonierami sprowadził z Milanu, za śmieszne, nawet jak na tamte czasy pieniądze – 3,5 mln funtów. Rok później do Arsenalu za 5 mln funtów trafił Marc Overmars. Wraz z nimi zawędrowały do północnego Londynu lepsze lata: trzy tytuły mistrzowskie oraz pięć wicemistrzostw. Arsenal sięgnął także czterokrotnie po Puchar Anglii.  
 
Tylko w europejskich pucharach Arsenal zawsze miał pod górkę – i to od początku kariery Wengera. Odpadanie z Pucharu UEFA z Paokiem Saloniki czy Borussią Moenchengladbach chwały im nie przynosiło. Po zdobyciu mistrzostwa przez Arsenal w sezonie 97/98, nie wyszli nawet z grupy Ligi Mistrzów, w której zmierzyli się z RC Lens, Panathinaikosem oraz Dinamem Kijów. Rok później także odpadli z Ligi Mistrzów, jednak ze zdecydowanie silniejszej grupy: z Fiorentiną, Barceloną i AIK Solną. Odkuli się w Pucharze UEFA, w którym doszli do finału, jednak z kretesem przegrali w serii rzutów karnych z tureckim Galatasaray. Od tego czasu w finale europejskich pucharów byli raz: w 2006 grając w dziesiątkę przez większość meczu dzielnie stawiali opór Barcelonie, ulegając ostatecznie 1:2.
 
Wenger nigdy nie pozwolił sobie na wydanie kolosalnych sum na transfer jednego piłkarza. United wysypali w portfela grube miliony na Verona, Rooneya czy Ferdinanda. Chelsea szastała gotówką na Drogbę, Torresa czy Szewczenkę. Jednak nawet menedżerowi Arsenalu trafiały się paskudne wtopy na rynku transferowym: Francis Jeffers za 8 mln funtów, czy Jose Antonio Reyes za 10,5 mln. Wenger unikał zbędnego ryzyka, penetrując mniejsze rynki, a zwłaszcza rodzimy, francuski. Wynajdował wówczas wspaniałych zawodników za niewielkie pieniądze. Petit kosztował 2,5 mln funtów, Pires 6 mln, Sagna 6 mln, Vieira z Milanu trafił pod skrzydła Wengera za 3,5 miliona. Tylko na Henry’ego i Wiltorda wydał w sumie około 23 mln funtów. Wenger nie zapominał także o rynku niemieckim, który podobnie jak francuski, nie oczekiwał za zawodników olbrzymich sum. Stąd do drużyny trafili Hleb (11 mln funtów) oraz Rosicky (7 mln). Od czasu tych transferów Arsenal nie świętował już żadnego triumfu w angielskich rozgrywkach oraz w pucharach.
 
Dziś z powodu braku sukcesów wielu kibiców Arsenalu traci cierpliwość do francuskiego menedżera. Wenger w sposobie zarządzania drużyną nie zmienił się od kilkunastu lat. Uważa się, że nikt tak świetnie nie wprowadza młodzieży do dorosłej piłki jak Francuz. Fakty są takie, że Sir Alex Ferguson zdobywając dublet w Anglii miał bardzo młody skład: Gary Neville, Paul Scholes, Nicky Butt, David Beckham mieli po 20 lat, Phil Neville 18, Roy Keane i Lee Sharpe po 24. Ten młody zespół trzy lata później zdobył potrójną koronę, czego nie osiągnął dotąd żaden angielski klub.
 
Czasy jednak się zmieniły. Ferguson oprócz utalentowanej młodzieży zaczął się wspierać gigantycznymi transferami. Jego ewolucja sprawiła, że Manchester United jedynie przez trzy sezony z rzędu nie zdobył mistrzostwa Anglii. „Rekord” Arsenalu śrubowany jest od 2005 roku. To co sprawdzało się na początku kariery Wengera, dziś nie przynosi efektu.
 
Nie można zapominać, że Wenger mocno przebudował styl Kanonierów, który w latach 90. był typowym, angielskim rzeźnictwem. Oprócz młodych piłkarzy jak Vieira, Overmars czy Anelka, w ekipie Arsenalu była spora liczba niezwykle doświadczonych i walecznych piłkarzy. Lee Dixon, Martin Keown, Dennis Bergkamp, Tony Adams, Ian Wright, Nigel Winterburn – to tylko nieliczni z nich. U ich boku dojrzewały młode talenty, które zapracowały na długo oczekiwaną falę sukcesów.
 
Polityka transferowa Arsenalu nie uległa zmianom. Wciąż poszukują przede wszystkim tanich zawodników, o których nie biją się największe futbolowe mocarstwa. Ten sposób zarządzania drużyną sprawił, że wielki Arsenal z przełomu XX i XXI wieku stracił swoją renomę, a Wenger przestał być postrzegany jako wzór do wprowadzania młodzieży do drużyny. Średnia wieku składu Arsenalu wahała się w ostatnich latach między 22 a 24, jednak młodzi piłkarze nie mieli zbyt wiele wzorów do naśladowania. W Pucharze Ligi biegało wielu 16 i 17-latków, także dziś w składzie „Kanonierów” roi się od juniorów. Wyrosło pokolenie piłkarzy utalentowanych, lecz bez charyzmy, którą miało wcześniejsze pokolenie graczy Wengera.
 
Francuz miota się po rynku transferowym, chcąc koniecznie udowodnić, że za niewielkie pieniądze i z piłkarzami na pierwszy rzut oka nie z pierwszej półki, można osiągnąć sukces w Premier Leauge. Można wątpić w Wengera, skoro do Londynu sprowadził piłkarzy pokroju Gervinho, Chamakha, Giroud czy Chu Young Parka, zostawiając jednak nieruszone tak smakowite kąski jak Eden Hazard, Hatem Ben Arfa czy Yohan Cabaye. Wolał wydać 10 milionów na 29-letniego Mikela Artetę, który miał zastąpić swojego rodaka, sprowadzonego w wieku juniorskim za darmo z Barcelony, Cesca Fabregasa. 10 lat temu Wenger z francuskiego rynku brał najlepszych zawodników. Dziś sięga po piłkarzy o klasę, lub dwie gorszych. Odbija się to na grze Arsenalu i ich pozycji ligowej. Z pewnością na rynku transferowym znajduje się wiele okazji, które Wenger powinien wykorzystywać, jednak ostatnie kilka sezonów pokazało, w jakim miejscu jest obecnie Arsenal. Francuz wydał 11 milionów na przeciętnego Lukasa Podolskiego, gdy w Dortmundzie nogami przebierał Robert Lewandowski. Do Londynu trafiają głównie piłkarze, którzy wypełniają w drużynie miejsce, ale nie dają jej dodatkowej jakości. To powinno stanowić nadrzędne zmartwienie dla wszystkich kibiców Kanonierów w najbliższych latach, ponieważ bez wyeliminowania tego problemu, ich klub nie zrobi długo oczekiwanego kroku w przód.  
 
PAWEŁ CIEŚLIŃSKI