Filmowa historia Jamiego Vardy'ego
2014-09-22 11:48:16; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Bohater meczu Leicester City - Manchester United po zakończeniu kariery powinien spieniężyć swoją historię. Bez cienia wątpliwości, piłkarskie życie Jamiego Vardy'ego to materiał na scenariusz naprawdę dobrego filmu!
Jamie Richard Vardy urodził się w Sheffield, tam też spróbował sił w barwach miejscowego Wednesday. Trenerzy uznali jednak, że "nie rokuje" (popularny także w Polsce powód - niski wzrost), więc w wieku szesnastu lat poszukał szansy w leżącym nieopodal Stocksbridge. W piłce seniorskiej debiutował w Park Steels, klubie w najlepszym wypadku grającym w siódmej klasie rozgrywkowej. No i tak historia by się skończyła w klubie przy fabryce stali, gdyby nie coraz lepsza gra napastnika, który dopiero w wieku 23 lat przeniósł się do nieco większego Halifax Town. Tam z miejsca stał się największą gwiazdą, a jego 22 bramki pomogły w awansie z Northern Premier League Premier Division (siódmy poziom rozgrywkowy) do Conference North (szósty poziom rozgrykowy). Stamtąd do wielkiej piłki oczywiście dalej było bardzo daleko, ale już znacznie bliżej niż ze Stockbridge!
Strzałem w dziesiątkę okazał się transfer do Fleetwood Town. Klub z piątej ligi znakomicie spisał się w Pucharze Anglii, eliminując Mansfield Town, Wycombe Wanderers, Yeovil Town. Przegrał dopiero z grającym wówczas w Championship Blackpool 1-5, ale Vardy zapisał się w tym meczu w notesach skautów, zdobywając honorowe trafienie. W lidze poszło również dobrza jak w pucharze i zespół mógł świętować pierwszy w historii awans do League Two, czyli na czwarty poziom rozgrywkowy w angielskiej piłce. Vardy popłynął na fali tego niewątpliwego sukcesu, bowiem zgłosił się Leicester City!
"Lisy", już z Nigelem Pearsonem na ławce, dopiero nieśmiało myślały o walce o powrót do Premier League, a Vardy, chociaż bardzo drogi, wydawał się tylko uzupełnieniem składu. Dopiero potem okazało się, że transfer Vardy'ego to "złoty interes" dla każdej ze stron. Fleetwood zarobiło milion funtów (rekord dla klubów z piątej ligi), Leicester zyskało wartościowego zawodnika, a ten osiągnął coś, o czym wcześniej trudno byłoby mu marzyć.
Ale i tam w Championship nie było łatwo. Pierwszy kiepski sezon stał pod znakiem braku bramek (zaledwie cztery w 26 meczach), ciągłej krytyki ze strony kibiców i ekspertów. Vardy całkowicie stracił wiarę we własne możliwości, poważnie rozważał zakończenie kariery. W tym momencie jednak mocno zareagowali Pearson i jego asystent Craig Shakespeare, deklarując pełne zaufanie i wsparcie.
Vardy, jak sam potem podkreślał w wywiadach, wyjątkowo mocno przepracował okres przygotowawczy przed następną kampanią. Efekt był bardziej niż zadowalający. 16 goli w 37 spotkaniach w znaczącym stopniu wpłynęło na promocję Leicester do wymarzonej Premier League. Kibice zapomnieli o nieudaczniku Vardym, a zaczęli tworzyć pieśni o jednym ze swoich bohaterów.
Jeżeli ktoś spodziewał się, że już w Premier League Pearson odstawi od składu 27-letniego Anglika, ten się mocno pomylił. Po przymusowej pauzie na początku sezonu z powodu kontuzji atakujący wchodził z ławki w meczach z Arsenalem i Stoke, aż wreszcie dostał szansę od pierwszej minuty w domowym starciu z "Czerwonymi Diabłami".
Vardy szybko spłacił ten kredyt zaufania, po ponad dwóch latach od ostatniego w meczu w piątej lidze, nie tylko strzelając bramkę Manchesterowi United, ale też zaliczając świetne spotkanie (asysty przy bramkach Ulloi i Cambiasso, dwa wywalczone rzuty karne).
- To było trudne. Trafiłem do szatni z wieloma dużymi nazwiskami, a nie byłem do tego przyzwyczajony - mówił w marcu w rozmowie z BBC.
Co ma powiedzieć teraz?! Na skrzydle skutecznie walczył z reprezentantem Brazylii Rafaelem, jego strzał przepuścił reprezentant Hiszpanii David De Gea, sam asystował przy bramce zasłużonego reprezentanta Argentyny Estabiana Cambiasso, a jego zespół strzelił pięć bramek Manchesterowi United z Louisem van Gaalem na ławce trenerskiej. O takim obrocie spraw nie mógł nawet marzyć. Nie do pojęcia.