Kibol wszędzie taki sam
2014-12-03 22:02:38; Aktualizacja: 9 lat temuLegia Warszawa po raz kolejny dostała od UEFA karę za pozaregulaminowe zachowania swoich kibiców. W takich momentach jak bumerang wraca oklepane już stwierdzenie, że „na Zachodzie sobie poradzili”. Ale czy na pewno im się udało?
Polskie media mają to do siebie, że wszelkie wydarzenia i zajścia w naszym kraju wyolbrzymiają nierzadko do granic możliwości marginalizując przy tym to, co zagraniczne. Nie ma się im co dziwić, w końcu muszą mówić o tym, co jest najważniejsze dla nas, Polaków, ale subiektywna selekcja pewnych informacji powoduje zacieranie rzeczywistości i tworzenie wyidealizowanego stereotypu. Według niego na stadionach w całej Europie (oczywiście poza Polską) sytuacja wygląda mniej więcej tak: kibice w spokoju siedzą i oczekują na co ciekawsze wydarzenia boiskowe. Wtedy niektórzy podnoszą się z miejsc, a gdy akcja się nie powiedzie, krzyczą „kurza stopa”. Ci bardziej niepokorni wykrzykują w stronę arbitrów wulgarne „sędzia kalosz”, ale natychmiast siadają z powrotem na swoich miejscach zmierzeni piorunującymi spojrzeniami innych współuczestników tego spektaklu. Na stadionie jest cicho i spokojnie, rzadko po trybunach przejdzie szmer zawodu lub zadowolenia.
Polak - najgorszy kibic
Niestety (lub może stety) dla kibiców z Europy zachodniej przedstawiona wyżej sytuacja to taka sama abstrakcja jak i dla Polaków. A wynika to tylko i wyłącznie z fałszywego przeświadczenia, że tylko u nas jest źle, tylko nasi kibice się biją, tylko na naszych stadionach odpalają race i przeklinają. Oczywiście są tacy, którzy posiadają umiejętność obserwacji i nawet podczas meczów oglądanych w telewizji widzą, że w Europie wcale nie jest tak kolorowo, jak się wydaje. Ale inni, którzy swoją percepcję opierają tylko i wyłącznie na krytycznych założeniach wysłuchiwanych w mediach, twierdzą, że pod względem zachowania kibiców Polska jest europejskim zaściankiem. Owszem, trzeba przyznać, że jeśli nasi rodzimi kibole dają o sobie znać, to robią to z przytupem. A to pamiętna rozróba w Wilnie, a to bójki w Bydgoszczy po finałowym meczu Pucharu Polski. Wreszcie chociażby słynna awantura pomiędzy kibicami Legii i Jagiellonii na stadionie w Warszawie. Mimo to na Zachodzie wcale nie jest dużo lepiej, by nie powiedzieć, że jest gorzej!Popularne
W Anglii sobie poradzili (?)
Gdy „eksperci” powołują się na zachód mówiąc, że tam sobie poradzili, mają na myśli głównie Anglię. Tam przed kilkudziesięcioma laty burdy i zamieszki w dniach meczowych były chlebem powszednim. Musiały się zdarzyć dwie wielkie tragedie (Heysel i Hillsborough) by podjęto drastyczne kroki. Kibolom i chuliganom za niesubordynację wlepiano gigantyczne kary pieniężne, co w końcu przyniosło zamierzony efekt. Teraz nauczeni przykrymi doświadczeniami sprzed lat kibice nie mają ochoty do awantur. Na stadionach nie ma stref buforowych dzielących sektory gości i gospodarzy, fani przeciwnych drużyn siedzą niemal bark w bark, bo oddzielają ich niewielkie grupki ochroniarzy. I można faktycznie powiedzieć, że tam sobie poradzili, bo na meczach panuje spokój, a o bijatykach kiboli dawno zapomniano. Ale prof. Clifford Stott, który podczas Euro 2012 odpowiadał za zabezpieczenie polskiej części tej imprezy, jest innego zdania - Nie da się obronić tezy, że Anglia sobie poradziła. Do tego jeszcze daleko. Co roku wydajemy co najmniej 25 milionów funtów na zabezpieczenie meczów. To nie jest rozwiązanie. To są pieniądze pompowane w odpowiadanie na problem społeczny siłą policyjną, a problem wciąż trzeba rozwiązać – powiedział w rozmowie ze szwedzkim klubem Djurgarden IF.
Bałkański kocioł
W kwestii kłopotów z kibicami nie trzeba chyba wspominać Bałkanów, Turcji, czy Grecji. Temperament ludzi mieszkających w tamtych stronach powoduje, że po prostu nie da się w spokoju oglądać meczu. Szczególnie, gdy na spotkanie z twoja drużyną przyjeżdża znienawidzony wróg. Galatasaray - Fenerbache, Crvena Zvezda - Partizan czy PAOK - Olympiakos to tylko niektóre mecze tak zwanego „podwyższonego ryzyka”. A jest ich tam więcej i regularnie kończą się one zamieszkami, bijatykami, czy w najdelikatniejszych wersjach - przepychankami słownymi. I dzieją się tam między innymi takie rzeczy:
Coraz gorętsze południe
Ostatnio duże problemy z kibolami mają kraje o wiele bardziej cywilizowane piłkarsko niż Polska, w których zupełnie byśmy się nie spodziewali takich zajść - Włochy i Hiszpania. No właśnie, ale czy na pewno to dzieje się ostatnio? Tak mogło się wydawać, bo dopiero niedawno wydarzyły się rzeczy na tyle drastyczne i brutalne, że zaczęto o nich mówić szerzej i głośniej. A fakt jest taki, że i Włosi i Hiszpanie od lat nie mogą uporać się z chuliganami na stadionach. Gdy Mario Balotelli grał swego czasu w Milanie, podczas jednego z meczów odmówił dalszej gry z powodu rasistowskich okrzyków pod jego kierunkiem. Z boiska schodził ze łzami w oczach. W Hiszpanii w zeszłym sezonie kibice Atlético Madryt zostali ukarani za to, że gdy przy piłce był czarnoskóry zawodnik drużyny przeciwnej, udawali odgłosy małp. Nie tak dawno temu ogromne problemy ze swoimi najradykalniejszymi kibicami miała FC Barcelona. Tamtejsza grupa ultras „Boixos Nois” regularnie łamała przepisy, a jej członkowie oskarżani byli o różne przestępstwa (łącznie z podpaleniami czy nawet morderstwami). W ostatnich miesiącach głośno było też o zamieszkach zarówno we Włoszech jak i w Hiszpanii. Przed finałem Coppa Italia pomiędzy Napoli a Romą doszło do starć kibiców, w których jeden poważnie ucierpiał. Wtedy w ruch poszła nawet broń palna. W miniony weekend w Madrycie zajścia okazały się jeszcze tragiczniejsze w skutkach. W wyniku bijatyki na ulicach miasta, w której udział brało około 200 kiboli Atlético i Deportivo La Coruña, zginęła jedna osoba, a kilkanaście trafiło do szpitali z licznymi złamaniami czy ranami kłutymi. Co prawda oba kluby odcięły się od ultrasów i surowo ich ukarały, ale czy nadal można twierdzić, że na zachodzie sobie poradzili?
Polscy kibice nie są święci i wszyscy o tym dobrze wiemy. Przez wiele lat, podczas których utrzymywano, że nigdzie nie jest tak źle jak u nas, wielu w to uwierzyło. A patrząc chociażby na przypadki z Włoch czy Hiszpanii okazuje się, że to nieprawda. Kibole będą zawsze tam, gdzie będzie piłka nożna. I dopóki nikt nie wymyśli złotego środka na ten problem, będziemy musieli się z nim użerać, podobnie jak dziesiątki innych krajów na świecie.
Obserwuj autora na Twitterze:
Follow @mwdowiarski