Kreatywność, która potrzebuje wsparcia: Radosław Majewski
2016-07-24 22:41:10; Aktualizacja: 8 lat temuMęczy się niemiłosiernie, by rozbujać niemobilny środek pola Lecha, dwoi się i troi wychodząc do ataku, aż w końcu sam traci zapał i kapituluje. Bo ile można tańczyć z piłką, gdy reszta wybija inny rytm?
Człowiek od tempa
Zaczyna w środku pola. Chociaż „na papierze” wyglądałoby na to, że będzie przywiązany do pozycji skrzydłowego, to na boisku jest nieco inaczej. Przykleja się do pary Trałka-Tetteh. Jest jednak zupełnie inaczej usposobiony. I chwała mu za to. Już jego balans ciała wskazuje, że będzie chciał zagrać szybciej. Ofensywniej. Bardziej do przodu. Póki co zderza się ze ścianą.
Popularne
(pierwsza połowa gry)
Radosława Majewskiego raczej nikomu nie trzeba przedstawiać. Wielki talent, świetna technika i powrót do rodzimej ligi, by… no właśnie, co? Jego umiejętności podsuwają jedną odpowiedź: stać się gwiazdą Ekstraklasy. Nie brzmi to niemożliwie, ale na pewno łatwo nie będzie, bowiem w Lechu nadal coś nie chce zatrybić. To „coś”, co pozwoliłoby pomocnikowi rozruszać lokomotywę i wrzucić wyższy bieg.
W pierwszych minutach meczu Radek schodził do środka boiska, gdzie wytwarzał się trójkąt złożony z niego, Trałki i Tetteha. Wszystko byłoby naprawdę świetnie, gdyby dało się z nimi pograć nieco szybciej.
Nie tym razem. Taki mobilny sektor byłby oczywiście niezłym rozwiązanie, gdyby nie fakt, że tylko Majewski rwał się tam do przodu. Co z tego, że po podaniu od razu zaczynał szarżować w wyższe strefy boiska, skoro Tetteh bardziej koncentrował się na działaniach destrukcyjnych, a kreatywność Trałki stała na bardzo niskim poziomie. Tym samym dochodziło do zgrzytu: tego samego, który właściwie uniemożliwiał dalszą grę w ten sposób. Bo co z tego, że Majewski przyspieszył, jak jego dwaj koledzy zaraz zwalniali i akcja paliła „na panewce”? Kreatywność vs hamulcowi, po raz pierwszy.
Nie był to obrazek jednorazowy. Nowy lechita napotykał ogromny opór ze strony towarzyszy. Choćby chciał pograć szybciej, rozbujać drużynę, to nie miał z kim tego zrobić. A jeśli nawet udało mu się samodzielnie wyrwać i przejść przeciwnika, to następnie wytwarzała się potężna wyrwa – czynnik destabilizujący grę Lecha. Jeszcze bardziej niż mogłoby się wydawać.
Majewski potrafił świetnie utrzymywać się przy piłce, na boisku bardzo dużo widział, ale jego praca była daremna. Co z tego, że on był w stanie pograć szybciej, jak drużyna za tym nie podążała.
Taka gra na jeden kontakt przyniosłaby Lechowi wiele dobrego. W ten sposób dałoby się zaskoczyć zwarte szeregi obrony Zagłębia i może przy odrobinie szczęścia któraś z piłek zatrzepotałaby w siatce. Zwłaszcza, że pomocnik miał naprawdę masę miejsca.
Z uwagi na fakt, że „Miedziowi” zagrali na pół gwizdka, na boisku było naprawdę dużo przestrzeni, żeby spokojnie zawiązać akcję i depnąć na gaz w odpowiednim momencie.
Tego również nie udało się wykorzystać. Pomimo, że Majewskiemu nie brakowało zapału i był w stanie szybko przedrzeć się w okolice „szesnastki” rywala, to samodzielnie nie mógł zbyt wiele zdziałać. Trzeba jednak przyznać, że jego technika jest na bardzo wysokim poziomie. Pomocnik nie ma większych problemów, żeby utrzymać się przy piłce nawet w momencie, gdy jest osaczony przez rywala, nieźle potrafi zgasić ją do nogi i ma świetny przegląd boiska – widzi bardzo dużo, nie ma problemów, żeby uruchomić dalej stojących kolegów, jego podania w większości są dokładne i mierzone w punkt. Poza tym wszystkim jest w stanie bardzo dobrze czytać grę, dzięki czemu wypatruje wolne strefy, w które można posłać futbolówkę.
Bez pomocy ani rusz
W środku nie szło, to może na boku? Wraz z upływem czasu, Majewski zaczął schodzić na skrzydło, żeby po pierwsze wspomóc Gumnego, a po drugie… napędzić tamtą stronę boiska. Efekty wcale nie należały do tych z kategorii „piorunujące”.
Nieważne, z której strony próbował: problem wciąż był ten sam. Pomocnik próbował rozgrywać przez środkowych pomocników, a oni drastycznie spowalniali akcje ofensywne powodując, że Zagłębie nie miało większych problemów z rozczytaniem zamiarów „Kolejorza”. Nieźle wyglądało kilka prób współpracy z Gumnym.
Gra pod presją nie sprawiała Majewskiemu większych trudności. Trudno było odebrać mu futbolówkę.
Nowy nabytek „Kolejorza” był w stanie nie tylko wypracować swojej drużynie dogodne sytuacje bramkowe (jak tu), ale i stworzyć kilka możliwości. W obecnej sytuacji mógł odegrać do Gumnego, pokusić się o akcje indywidualną lub dośrodkować w pole karne, gdzie czekało 3 towarzyszy.
Prędkość i dobre czytanie gry Majewskiego mogły zostać wykorzystane w różny sposób. Widać było, że jest zawodnikiem doświadczonym, któremu przyświeca jeden cel… jest trudny do zrealizowania w takim zestawieniu personalnym.
Widząc, że gra ze środkowymi pomocnikami nie przynosi większych korzyści, Majewski wziął na swoje barki odpowiedzialność za rozegranie.
Początkowo celował w krótkich podaniach uruchamiających. Podopieczni Stokowca wcale nie byli dzisiaj tak świetnie dysponowani, dzięki czemu istniała szansa szybkiego uruchomienia skrzydłowego/bezpośrednio napastnika. Akurat z Zagłębiem Lech grał bez jednego skrzydła (zostawał tam Gumny, bo Majewski schodził do środka – po przeciwnej stronie meldował się Formella), ale to nie musiało w niczym przeszkadzać. Pomocnik miał na tyle dużo miejsca, żeby poprowadzić futbolówkę przy nodze, że niejednokrotnie był w stanie przedrzeć się w okolice „szesnastki” i zawiązać tam atak. Inna sprawa, że potem brakowało wykończenia.
Majewski potrafił znaleźć wolne strefy i posłać w nie piłkę.
Poza krótkimi podaniami, pomocnik starał się przyspieszyć grę swojej drużyny długimi piłkami na wolne pole. Tutaj nie było już tak kolorowo. W paru przypadkach zabrakło dokładności, chociaż sam pomysł wydawał się być dobry. Właśnie tak mógł grać Lech: szybkimi, prostopadłymi podaniami. Bo przecież skrzydłowi w Poznaniu to towar wcale nie jakiś deficytowy. Wymuszałoby to jednak zmianę ustawienia.
Stopa do poprawki
Gwizdek sędziego: stały fragment gry. I kolejny. Rzut wolny, rzut rożny, krótkie rozegranie, długie… wszystkie należą do niego. No, do czasu, gdy na boisku zamelduje się Makuszewski.
Trener Urban wyznaczył Majewskiego do wykonywania dośrodkowań/strzałów z piłki stojącej, ale akurat w tym elemencie dzisiaj nie celował. Obrona Zagłębia była świetnie dysponowana i wybijała większość dośrodkowań, tym samym zachowując czyste konto. Po raz kolejny.
Jeden z najlepszych rzutów wolnych w tym spotkaniu. Piłka spadła na 14. metr obok Nickiego Bille i Trałki, a o strzał pokusił się Gumny. Było naprawdę blisko.
Nieco gorzej wyglądały rzuty rożne w wykonaniu Majewskiego – futbolówka albo dolatywała zbyt płytko, albo defensorzy „Miedziowych” i tak… byli w stanie sobie z nią poradzić. Brakowało nieco wyczucia. Inna sprawa, że akurat w tym elemencie naprawdę trudno zaskoczyć podopiecznych Stokowca. To mogłoby mieć nawet sporo sensu zważywszy na to, że nowy lechita raczej nie ma większych trudności z dokładnością podań (zwykle trafiają one w punkt).
W drugiej części spotkania Majewski wychodził wyżej do ofensywy – szeregi się rozluźniły, zrobiło się więcej miejsca, dzięki czemu pojawiła się możliwość rozwinięcia skrzydeł w tamtych sektorach boiska.
Pomocnik meldował się na domknięciu i w przeważającej większości przypadków nie był osaczony przez rywala. Wystarczyło jedynie dobrze dorzucić do niego piłkę. Ewentualnie on sam brał się za szybkie akcje ofensywne, starając się ze środka ataku rozrzucić futbolówkę na flankę.
Po raz kolejny brakowało wsparcia ze strony kolegów.
Wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby skład „Kolejorza” został zestawiony nieco bardziej ofensywnie. Przecież istnieją sposoby, żeby wykorzystać atuty Majewskiego, który przez indolencję swoich kolegów z ekipy, starał się meldować niemalże w każdym sektorze boiska. Rozgrywał, wychodził do ataku, schodził do środka, zmieniał strony. A przecież nie o to chodzi. Taka wszędobylskość stała się w pewnym momencie chaotyczna. Wystarczyłoby zacząć korektę od środka pola. Dwie „szóstki” nie miały w sobie za grosz kreatywności, w działaniach destrukcyjnych również nie były nieomylne (do Tetteha nie można mieć większych zastrzeżeń, ale Trałka zaliczył bardzo słaby występ i przy golu dał się nawinąć Cotrze jak amator). Wydaje się, że gra Lecha nabrałaby tempa, gdyby Majewski został przesunięty niżej, a na „10” zameldował się Gajos (już w jego pierwszej akcji po wejściu z ławki było groźnie). No i te skrzydła. Poznaniacy spokojnie mogliby na nich bazować. Makuszewski jest szybki i ściąga na siebie uwagę obrońców, a na Formellę dobrze wpłynął pobyt w Gdyni. Majewskiemu nie można odmówić zaangażowania, jest świetnie wyszkolony pod względem technicznym i jest w stanie przyczynić się do przebudzenia poznańskiej lokomotywy. Trzeba mu „tylko” dać kogoś do pogrania.