Nieoczekiwana zamiana miejsc
2014-04-10 14:00:38; Aktualizacja: 10 lat temuPremier League ma na świecie miliony fanów dlatego, że jest bardzo wyrównana, a co za tym idzie – nieprzewidywalna. Nikt jednak chyba nie spodziewał się tak radykalnych zmian w przypadku Liverpoolu i Manchesteru United.
Gra i pozycja w tabeli obu tych zespołów w najmniejszym stopniu nie pokrywa się z przedsezonowymi założeniami. Liverpool rozgrywa najlepszy sezon od lat, natomiast na Old Trafford ma miejsce katastrofa – klubowi grozi bowiem brak kwalifikacji choćby do Ligi Europy. Ostatnie lata nie wskazywały jednak na to, że w obecnej fazie sezonu nastroje zarówno w Liverpoolu jak i Manchesterze będą takie, jakie są aktualnie.
Choć liga angielska jest niezwykle wyrównana i na dobrą sprawę każdy może wygrać z każdym, to jednak końcowa klasyfikacja oddawała zawsze rozkład sił na brytyjskim podwórku. Nawet jeśli Manchester United przegrywał z Norwich czy WBA, mógł pokonać głównych rywali do tytułu i zdobyć go bez większych problemów. Nawet jeśli Liverpool wygrywał po znakomitych w swoim wykonaniu meczach z Chelsea czy Arsenalem, to jednak w ciągu ostatnich kilku lat nie był w stanie wskoczyć nawet do pierwszej czwórki. Najsilniejsze zespoły ostatnich lat w Anglii balansowały z reguły wokół tych samych pozycji, czasem delikatnie awansując lub spadając w końcowej klasyfikacji.
Popularne
Powyższy wykres wyraźnie wskazuje, że zarówno w przypadku Liverpoolu jak i Manchesteru mamy do czynienia z precedensem. Różna jest jednak geneza tak wielkich zmian w obu klubach.
Manchester United zajmuje obecnie siódma pozycję w tabeli i jeżeli teraz sezon by się skończył, byłoby to dla „Czerwonych Diabłów” najgorsze miejsce w lidze od 24 lat, kiedy to ekipa sir Alexa Fergusona uplasowała się na 13 lokacie. Przez kolejne ponad 20 lat Manchester przyzwyczaił fanów do regularnej walki o tytuł i gry w europejskich pucharach, dlatego obecny sezon może być dla nich przykrym rozczarowaniem. Eksperci zachodzą w głowę poszukując winnego takiego stanu rzeczy, ale kibice już go znaleźli – jest nim według nich David Moyes. W analogicznym punkcie poprzedniego sezonu Manchester z niemal tymi samymi graczami w składzie (w stosunku do poprzedniego roku zespół zasilili tylko Mata i Fellaini, a więc nie było mowy o żadnej rewolucji) był na pierwszym miejscu i pewnie zmierzał po kolejne Mistrzostwo Anglii. Warto dodać, że gdyby w obecnym sezonie po 33 kolejkach „Czerwone Diabły” miały tyle samo punktów co wtedy, nadal byłyby liderem z kilkupunktową przewagą nad resztą stawki.
Pierwszy sezon Moyesa jest jednak dość bolesny zarówno dla trenera, jak i dla klubu i kibiców. Ci ostatni tracą powoli cierpliwość do szkoleniowca i coraz bardziej otwarcie żądają jego zwolnienia.
Sezon 2013/2014 jest historyczny dla Liverpoolu. W kontekście poprzednich rozgrywek zespoły „The Reds” i Manchesteru całkowicie zamieniły się miejscami – rok temu podczas gdy United liderowali stawce, piłkarze z Anfield okupowali siódmą lokatę. Dziś jest zgoła odwrotnie, bowiem to Liverpool patrzy na resztę z góry, a Manchester próbuje desperacko dostać się choćby do Ligi Europy.
O ile w Manchesterze fatalna pozycja jest powodem gwałtownej i nieoczekiwanej katastrofy, tak w Liverpoolu sygnały dobrej formy można było odbierać już jakiś czas przed obecnym sezonem. Brendan Rodgers dostał od działaczy „The Reds” wszystko, o czym marzy trener – czas, zaufanie i wolną rękę w zarządzaniu zespołem. Teraz na Anfield zbierają plony takiego przemyślanego działania, ale największym i najbardziej oczekiwanym plonem jest chyba Mistrzostwo Anglii, którego tak blisko Liverpool nie był od lat. Nie mówiąc o zdobyciu tego trofeum. Kolejną ciekawą analogią pomiędzy „The Reds” a Manchesterem jest fakt, że podczas gdy w latach 1989/1990 „Czerwone Diabły” rozgrywały najgorszy sezon w ciągu ostatnich blisko 40 lat, , wówczas na Anfield cieszono się z tytułu mistrzowskiego, którego zdobycia kibice ani członkowie zespołu nie mogli ponownie świętować aż do dziś.
Rodgers ma więc wielką szansę zapisać obecne rozgrywki złotymi zgłoskami w historii Liverpoolu. Jednak o ile trenera można nazwać ojcem tego (niepełnego jeszcze) sukcesu, tak trzeba zwrócić uwagę na dwóch ojców chrzestnych – Luisa Suáreza i Daniela Sturridge’a. Życiowa forma obu napastników przypadła akurat na okres, kiedy mogą ze sobą współpracować w barwach „The Reds”. Obaj prowadzą w klasyfikacji strzelców Premier League (Suárez jest liderem, Sturridge tuż za nim) a także ciągną drużynę w tej angielskiej grze o tron. Poniższy wykres prezentuje wkład Suáreza, Sturridge'a i Gerrarda w dorobek bramkowy LFC:
Kolejną młodość przeżywa wspomniany Steven Gerrard, któremu Rodgers znalazł nową pozycję i wlał w niego mnóstwo młodzieńczego wigoru. Liverpool, w porównaniu do chociażby Arsenalu, sprawia wrażenie niezwykle wręcz zmotywowanego. Lata posuchy jeśli chodzi o mistrzowskie trofeum wyzwoliły w piłkarzach niezwykłe parcie na sukces, które są w stanie przekuć na formę boiskową i wyniki.
Należy pamiętać, że w uprzywilejowanej sytuacji znajdują się piłkarze Manchesteru City, którzy obecnie są na trzecim miejscu, ale w stosunku do Liverpoolu mają dwa mecze rozegrane mniej. Przyjmując, że w obu zaległych kolejkach „The Citizens” zdobędą komplet oczek, wówczas wyprzedzą lidera z Liverpoolu o dwa punkty. Już w niedzielę jednak obie drużyny zmierzą się w bezpośrednim starciu na Anfield, a wielu kibiców i ekspertów określa to spotkanie mianem „Bitwy o Mistrzostwo”. W cieniu jednak ręce zaciera José Mourinho i jego Chelsea, która choć często mało efektowna, to jednak do „The Reds” traci jedynie 2 punkty i nadal ma realne szanse na tytuł.
Obecny sezon, a konkretnie dyspozycja Liverpoolu i Manchesteru United, mocno zaskoczyła kibiców Premier League. Fani największych i najbardziej nieoczekiwanych zwrotów akcji nie spodziewali się bowiem takiej zamiany miejsc pomiędzy tymi zespołami. Jednak dopiero po sezonie 2014/2015 dowiemy się, czy była to sytuacja tylko chwilowa, czy może pierwszy znak zmiany warty w angielskiej piłce.