Od pasjonatów dla pasjonatów - Football Manager 2015 [RECENZJA]

2014-11-13 13:56:42; Aktualizacja: 10 lat temu
Od pasjonatów dla pasjonatów - Football Manager 2015 [RECENZJA] Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Hymn Ligi Mistrzów grany znów kilka razy jednego dnia, wlepianie oczu w cyferki na ekranie, dla niezorientowanych tak tajemnicze, dla nas - tak oczywiste. Krótko mówiąc - wjechał nowy Football Manager. Edycja 2015.

Nigdy nie uważałem siebie za człowieka spokojnego. Moi piłkarze już o tym wiedzą. Mają świadomość, że źle znoszę porażki z rywalami tej samej klasy, a gdy przez błąd defensora przegrywamy z kimś niżej notowanym, ten może być pewny, że trochę wody w Wiśle upłynie, nim znów mu zaufam. Ławka grozi każdemu, kto choć na chwilę odpuści, nawet jeśli w jego miejsce ma wejść nieopierzony junior, spodziewający się takiej szansy dopiero za ładnych parę lat.
 
Nazwiecie to obsesją? Ja nazwę to wymarzoną rzeczywistością, w której nie muszę biernie przyglądać się, jak moja ulubiona drużyna znowu gra defensywnie, znowu udaje, że gra z kontry, a tak naprawdę nie ma pomysłu na porządne rozegranie piłki od tyłu. 
 
Nazwiecie to uzależnieniem? Nie obchodzi mnie to. W Football Managerze was nie ma. Jestem ja, mój zespół i tysiące menedżerów chcących pokrzyżować mi szyki. Nie jestem tutaj po to, by zawierać przyjaźnie. Jestem tu po to, by wygrywać. By co roku grać w Lidze Mistrzów.
 
Od kiedy pamiętam grałem w niemal każdą edycję piłkarskich menedżerów. Z większym uśmiechem na ustach, niż pierwszego dnia wakacji oglądałem jak Sebastian Frey broni trzy karne dla mojej Parmy w finale Ligi Mistrzów. Nie przypomnę sobie połowy moich nauczycieli z podstawówki, a jak dziś pamiętam pierwszy dokonany przeze mnie w grze transfer. Tiago. 7,5 miliona. Benfiki do Chelsea. Jak się później okazało - proroczy. Kilka klawiatur i myszy, a także wyłamaną listwę od biurka mam na swoim sumieniu, to prawda. Nie codziennie przegrywa się przecież mecz „o mistrzostwo”. Nie każdego wieczora w doliczonym czasie gry odpada się w półfinale Ligi Mistrzów.
 
Z wielkimi nadziejami podszedłem do nowego, wyczekiwanego menedżera, który wyszedł z kuźni SI Games. Czy jestem usatysfakcjonowany?
 
W pełni będę na pewno, gdy za obiecane pięć lat silnik meczowy będzie do złudzenia przypominać transmisje telewizyjne. Gdy w Football Managerze zobaczę więcej licencji, herby polskich (i nie tylko) klubów, gdy wreszcie będzie można poprowadzić prawdziwą reprezentację Niemiec. Gdy pod moją wodzą Gamba Osaka zostanie mistrzem J-League.
 
Ale czy czuję się zawiedziony? Na pewno nie.
 
Gra czyni bowiem nieustanne postępy. Widać gołym okiem, że twórcy to nie zwykli programiści, a pasjonaci, którzy sami po godzinach spędzają setki godzin wyprowadzając znany z niedzielnej ligi klub z najgłębszych czeluści angielskiej piłki do Premier League. Tam docelowo ma grać jak równy z równym z ekipami z Manchesteru, Londynu i Liverpoolu. 
 
Widzimy więc dbałość przede wszystkim o to, by zarówno ktoś, kto zjadł zęby na FM-ie, jak i kompletny debiutant czerpał z gry wiele przyjemności. Dlatego na początku dostajemy do wyboru dwa tryby - rozwiniętą, szczegółową rozgrywkę (Football Manager), a także uproszczoną, pozwalającą w 10-15 godzin rozegrać cały sezon Football Manager Classic. Możemy też zmierzyć się z predefiniowanymi wyzwaniami, jak „czarny koń ekstraklasy”, „przybywa zbawiciel” czy „wojna domowa”. 
 
 
To, co od razu przypadło mi do gustu, to możliwość dostosowania atrybutów menedżera do własnych potrzeb (i własnego ego). Bynajmniej nie jest to bez znaczenia - jeśli uznamy, że posiadamy najwyższą licencję UEFA, a także byliśmy w przeszłości wielką gwiazdą futbolu, nasze atrybuty znacząco skoczą, ale i wymagania będą astronomiczne. Nie warto wpadać w tę pułapkę. Pomóc może oferowana opcja dopasowania licencji i doświadczenia do prowadzonego klubu.
 
Sporą zmianą jest też wprowadzenie paska bocznego, mającego ułatwić nawigację po interesujących sferach gry. Przyzwyczajenie się do nowego interfejsu zajmuje trochę czasu i czasami nawet po kilku godzinach sprawia problemy, ale koniec końców da się do tego przywyknąć. To akurat jest kwestią indywidualną, ale ode mnie, jako od użytkownika komputera z niewielkim ekranem, daję plusa. 
 
 
Przebudowaniu uległa też sekcja skautingu, w której zmieniony został wygląd, ale także niektóre możliwości. Muszę to powiedzieć wprost - genialnym ulepszeniem jest dla mnie możliwość zlecenia skautowi wyszukania zawodnika na konkretną pozycję, dla konkretnego statusu w zespole, czy nawet zmiennika lub zastępcy dla jednej z naszych gwiazd. Do pozytywów dodaję też nowy wygląd raportów skauta, chyba najładniejszy z dotychczasowych serii.

    
 
Co nieco mnie zirytowało, to sporo pytań od dziennikarzy. Od kiedy pamiętam, na większość konferencji posyłam asystenta, ale tutaj sporo zależy od preferencji. Cóż, nie będę udawać kogoś kim nie jestem, dlatego też słysząc pytanie w tunelu przed spotkaniem, bez ogródek zdradzam irytację. Ulubieńcem mediów nie jestem. Jeśli jednak lubicie sobie pogadać z dziennikarzami, którzy są poprzydzielani do redakcji zarówno „poważnych”, jak i „plotkarskich”, to będziecie zachwyceni.
 
O silniku meczowym pisaliśmy dośc sporo TUTAJ, dlatego przypomnimy tylko to, co najważniejsze.
 
  
 
„Stadiony. Jest ich znacznie więcej, są naprawdę ładne, żyją i nie sposób nie dostrzec sporego przywiązania twórców do detali. Tunele, ławki rezerwowych i niesamowity wygląd - szczególnie tych otwartych jak Camp Nou.
 
A, no i pewnie już wiecie, że budki z hot dogami także mają na FM-owych stadionach swoje miejsce? Jeśli nie, to właśnie się dowiedzieliście. Nareszcie!
 
To, co jednak ma w grze być najbardziej widoczne, to animacje. Do ich stworzenia zaproszono profesjonalnych piłkarzy, pierwszy raz użyto też technologii motion capture. Zmodyfikowano i dodano 2000 różnych ruchów zawodników. Wreszcie widoczne są zagrania różnymi częściami stopy, znacznie bardziej „życiowo” mają się też zachowywać bramkarze. Tutaj akurat nadal można mieć zastrzeżenia do nie zawsze realistycznego timingu interwencji.
 
Co poza tym? Wiele drobnych zmian, jak te przy dryblingu, prowadzeniu piłki, czy też poruszaniu się piłkarzy bez niej przy nodze. A także - jakkolwiek to zabrzmi - „nowe słońce i niebo”. Czyli w skrócie - urzeczywistnione efekty świetlne. Cienie nie tylko na boisku, ale też na ciałach zawodników wyglądają po prostu prawdziwiej”.
 
Co jeszcze dostajemy, decydując się na zakup Football Managera 2015? Więcej ról dla zawodników: raumdeutera, swobodnego rozgrywającego, bocznego odgrywającego i odwróconego cofniętego skrzydłowego. Kilka dodatkowych preferowanych zachowań na boisku. Możliwość przeprowadzania rozmów motywacyjnych zza linii bocznej i nakręcania, bądź uspokajania swoich zawodników także w trakcie meczu. Twarde reguły Financial Fair Play, które przysporzą sporo kłopotów lubiącym kupować za wszystko, co tylko pobrzękuje w sakiewce i rozpieszczać nowe wzmocnienia. 
 
Dostajemy jednak przede wszystkim grę od fanatyków dla fanatyków. Produkt, w którym sporo jeszcze można poprawić, ale i który względem poprzedniej edycji ruszył mocno do przodu. I jeśli nie zaciągnie hamulców, to czekamy na to, czym twórcy zaskoczą nas za rok, dwa czy pięć.
 
***
 
Przypominamy też, że zakupu nowego Football Managera możecie dokonać w Sklepie Transfery.info, kilkając w baner poniżej:
 
Więcej na ten temat: Football Manager 2015