Pierwsza liga nie jest zła...
2012-08-05 19:02:37; Aktualizacja: 12 lat temu Fot. Transfery.info
...w pierwszej lidze też się gra. - To osławione już powiedzenie, skierowane w kierunku kibiców i ich zespołów, które nie utrzymały się w najwyższej klasie rozgrywkowej i muszą teraz walczyć w zgoła innych warunkach, aby powrócić do elity.
W tym sezonie przedstawicielom niższych klas rozgrywkowych, w tym oczywiście I ligi, przypada zaszczyt zainaugurowania rozgrywek ligowych w Polsce. Nie wszystkie drużyny jednak skupiają się na sprawach czysto sportowych, bowiem wiele z nich walczy jeszcze o swój ligowy byt i do końca nie wiadomo; czy, jak i gdzie, będą musiały kopać piłkę.
Znakomitym przykładem, którym można się posłużyć w celu potwierdzenia powyższego jest GKS Katowice.
Zespół ten w ciągu bardzo krótkiego czasu balansował między Ekstraklasą a piłkarską nirwaną i do dzisiejszego dnia nie wiadomo czy przepadnie w czeluściach czy zostanie wyniesiony na piedestały.
Można z przykrością zauważyć, że w tym wszystkim gubi się najważniejsza wartość - czysty futbol.
Zaplecze ekstraklasy to dla jednych ziemia obiecana, dla drugich niestety zło konieczne.
Ciężko jednak obronić tych pierwszych a podważyć stwierdzenia drugich.
Aby utrzymać się w pierwszej lidze, należy bardzo często dokładać kilkaset tysięcy-kilka milionów złotych w sezonie,
dodatkowo licząc każdą złotówkę i ucinając koszty do minimum.
Logicznie patrząc, aby walczyć o Ekstraklasę, należy mieć budżet przenajmniej w granicach 6 milionów złotych.
Zdecydowanie najlepiej w tej kwestii wypada Cracovia - 12 mln zł. O awans z tego punktu widzenia może powalczyć ponadto Zawisza - 6 mln zł oraz ewentualnie Miedź i Warta - oba kluby budżety po 5 mln zł.
Widać więc, że jeżeli z ekonomiczno-finansowego podejścia, szanse na końcowy sukces mają zaledwie 4 zespoły to rozgrywki będą odbywać się pod znakiem ogólnej zapaści.
Trudno się dziwić temu, że kluby upadają. Ewentualny prestiż jaki może komuś dawać gra na tym szczeblu rozgrywek w Polsce nie idzie w parze z zyskami. Utrzymanie średniej klasy piłkarza to koszt ok. 10 tys. zł miesięcznie. Dodając do tego pierwszorzędne opłaty za uczestnictwo, ochronę, przejazdy, noclegi, opłaty sędziowskie, rośnie nam uśredniona kwota, składająca się już z sześciu, siedmiu cyfr przed znakiem waluty. Bardzo często te koszty stanowią lwią część zabezpieczeń finansowych klubów w I lidze a nie gwarantują one przecież ani bytu ani tymbardziej sukcesu.
Teraz trochę suchych faktów. Wydaję się, że struktury zarządzające rozgrywkami I ligi wychodzą na przeciw kontrowersyjnym i często nieprawiedliwym podziałom praw telewizyjnych, które mają miejsce chociażby w Hiszpanii i ujednolicają zyski. Jednak dla porównania; Firma Sportfive, która za 100 mln euro wykupiła na okres 10 lat prawa telewizyjne od PZPNu na spotkania Ekstraklasy, daje klubom przykładowe zarobki netto rzędu ponad 8 mln złotych dla Legii i Lecha, oraz blisko 5 mln w tej samej walucie dla spadkowicza z Krakowa - Cracovii.
Jak jest na zapleczu? W sumie za transmisje w Orange Sport każdy klub otrzymał bagatela - 68 tys. złotych netto! Za taką kwotę, która pomijając indywidualne umowy sponsorskie, jest głównym źródłem dochodów drużyn z pierwszej ligi z pewnością można spłacić wszystkie zobowiązania i tworzyć drużynę na miarę najważniejszych rozgrywek w naszym kraju...
Pytanie w tym miejscu rodzi się następujące: Dlaczego Piłkarska Liga Polska, która jest głównym organem zarządzającym rozgrywkami I ligi, mimo obietnic, nie znalazła jeszcze sponsora tytularnego? Pewne jest, że znacznie podniosłoby to wpłaty na konta właścicieli drużyn i możnaby było mówić o jakimkolwiek bycie, tudzież rozwoju.
Jedynym plusem zaistniałej sytuacji wydaje się być szansa dla młodych zawodników. Poprzez problemy finansowe, które pociągają za sobą niemożność realizacji wysokich transferów gotówkowych, także utrzymania kontraktów bardziej doświadczonych zawodników, coraz więcej zespołów jest gotowe stawiać na wychowanków i młodych piłkarzy.
Ciekawym przypadkiem jest tutaj zespół Cracovii. Powracający na stanowisko trenera Pasów Wojciech Stawowy, pomimo iż może liczyć na stabilizację finansową, zaufanie ze strony prezesa Janusza Filipiaka i spokojną pracę, nie trzyma rozkapryszonych gwiazd i piłkarzy niekoniecznie zdecydowanych na grę i walkę o wyznaczone cele w biało-czerwonym trykocie w poziome pasy, a pozyskuje zawodników, którzy są głodni gry i zdeterminowani aby walczyć nie tylko przez 90 minut, ale w każdym meczu i całym sezonie.
Możemy mieć jedynie nadzieję, że dzięki temu nasza liga, nie tylko pierwsza, ale głównie Ekstraklasa, będzie składała się z drużyn, które poprzez niedostatek i kryzys, zostały scementowane i pomimo możliwych, słabszych umiejętności, będą dawały z siebie wszystko i prezentowały się tak, abyśmy my, jako Polacy, nie musieli się wstydzić z ich występów, jak to zazwyczaj ma miejsce w konfrontacji z zagranicznymi zaspołami, a byliśmy tego świadkami w niedawnych potyczkach w ramach Ligi Europy.
Doskonałą puentą moich wywodów mogą być słowa wcześniej wspomnianego szkoleniowca drużyny z ulicy Kałuży:
- Łatwiej utrzymać się w ekstraklasie, niż do niej wrócić.