Po co komu Neto? Tajemnica krytykowanego transferu

2017-07-19 23:44:30; Aktualizacja: 7 lat temu
Po co komu Neto? Tajemnica krytykowanego transferu Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Ogromne kwoty jakie kluby przeznaczają na transfery mogłyby wskazywać na głęboko przemyślane działania. Czasami jednak nawet zwykły laik zastanawia się — nie bez podstaw — co u licha pchnęło władze danej drużyny do takiego czy innego ruc

- A miało być tak pięknie – mogliby zaśpiewać fani Valencii biorąc pod uwagę nastroje odnośnie obsady bramkarzy na następny sezon. Portero byli ostatnią ostoją „Nietoperzy”, bo gdy kolejne gwiazdy opuszczały Mestalla, między słupkami miejsce zajmował zawsze przynajmniej solidny fachowiec. Cañizares, César, Alves a wcześniej Zubizarreta czy obecny trener bramkarzy Valencii i reprezentacji Hiszpanii – Ochotorena. Tych panów nikomu nie trzeba przedstawiać. Wyjątków od reguły było niewiele, by nie powiedzieć, że były to zaledwie epizody.

Dziś uwielbianego przez kibiców Diego Alvesa, najlepszego specjalistę od karnych i niesamowicie szybkiego na linii Brazylijczyka ma zastąpić jego rodak, Neto. Pozyskanie 27-letniego ławkowicza, który nie może pochwalić się niczym szczególnym, nie napawa optymizmem. Na pierwszy rzut oka wypada blado nawet przy sprzedanym już Ryanie, mało doświadczonym Jaume, który ma już na karku 26 lat oraz młodzieżowym reprezentancie Hiszpanii, Antonio Siverze będącym jedną nogą w Alavés. Kolejne wątpliwości piętrzą się więc w zastraszającym tempie.

Showman kontra profesjonalista

Diego Alves dał się poznać jako zawodnik żywiołowo reagujący na przebieg boiskowych wydarzeń. Zawsze gorączkowo pokrzykuje na kolegów z drużyny, czasami zasłuży na żółtą kartkę, nie było mu jednak dane wylecieć z boiska. Choć przez swoją porywczość mógł wylecieć… ale z hukiem z klubu, zanim na dobre wskoczył do pierwszego składu. Kiedy sztab decydował o tym, że Diego i Vicente Guaita grali na zmianę, Brazylijczyk nie wytrzymał. W twarz oberwał Ochotorena, co wydawało się zwiastować poważne konsekwencje.

Dalej historia napisała się sama. Presji rywalizacji nie wytrzymał wychowanek Valencii, a Diego udowodnił, że była to dobra decyzja. Oprócz fantastycznych parad i w pojedynkę powstrzymanych przeciwników oraz wybronionych karnych, zawodnik który przybył z Almerii ma coś jeszcze. Jest showmanem, gościem który napędza drużynę bądź rozładowuje atmosferę. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że rzuty karne i uśmiech na twarzy, to jedyne co pozostało obecnie ze świetności uwielbianego na Mestalla bramkarza.

Neto przychodził do Juventusu mając nadzieję, że dzięki dobrym występom zdoła zapracować sobie na to, by zastąpić Gigiego Buffona jako nr 1 Juventusu po tym, jak Włoch zakończy karierę. Przed przeprowadzką do Turynu wyrobił sobie we Fiorentinie markę obiecującego bramkarza - na pewno nie był w ligowej czołówce, ale panowała opinia, że za jakiś czas może do niej wskoczyć.

W Juve spędził dwa sezony, grał we wszystkich meczach Coppa Italia, do tego w 13 spotkaniach ligowych oraz 1 Ligi Mistrzów i trudno tak naprawdę ocenić czy jego występy były pozytywne, czy negatywne - ani specjalnie nie zawalał bramek, ani nie ratował skóry swoim kolegom. Ot, niezły, swoje w bramce robił, ale szału nie było. Bronił solidnie, ale nigdy nie robił niczego 'ekstra', zazwyczaj starał się po prostu nie ryzykować, żeby niczego nie zawalić. Trudniejsze strzały z reguły parował do boku, ale nie zdarzały mu się farfocle i 'wypluwanie' piłki przed siebie. 

W odróżnieniu od Diego, Neto potrafił pogodzić się z rolą bramkarza numer dwa. To tak naprawdę pierwszy transfer uzgodniony po przybyciu na Mestalla Marcelino i wyznacza pewien trend, jakiego chce się trzymać nowy szkoleniowiec. Zawodnicy trafiający do Valencii mają traktować entuzjastycznie możliwość gry w klubie i cechować się profesjonalnym podejściem. Warto wspomnieć, że na przejściu do Watfordu zarówno Juventus jak i zawodnik zarobiliby więcej… Brazylijczyk wolał jednak trafić do stolicy Lewantu.

Pokora być może będzie kluczem do sukcesu na Mestalla. Neto nie powinien być zawodnikiem, który pokłóci się z trenerem bramkarzy, a będzie chciał jak najwięcej się od niego nauczyć. Zyskać, aby wreszcie zostać numerem jeden, co nie było mu dane po transferze do Turynu…

Solidność ponad finezję

Nieco generalizując, oddając jednak rzeczywistość, bramkarze Los Ches to efekciarze. Nawet z interwencji Jaume, który rozegrał ledwie 20 ligowych spotkań w barwach Nietoperzy, można stworzyć kompilacje na kilka dobrych minut. Razem z Diego wielokrotnie zapierali dech w piersiach kibiców Valencii. Na przeciwnym biegunie znajduje się nowy nabytek sekretariatu technicznego.

Generalnie rzecz biorąc Neto między słupkami nie należy do wielkich ryzykantów i zazwyczaj gra bezpiecznie - przy stałych fragmentach trzyma się linii bramkowej, to samo przy wrzutkach, czy też dograniach ze skrzydła po ziemi. Z jednej strony dzięki temu unika wpadek, z drugiej zrzuca odpowiedzialność o walkę w powietrzu na obrońców, co trudno uznać za zaletę.

Gorzej to wygląda, kiedy już linię bramkową opuści, ponieważ na minus na pewno można mu policzyć to, że traci koncentrację przy grze nogami i tu już zdarzały mu się wpadki. Dwie najbardziej spektakularne to sytuacja z meczu przeciwko Interowi gdy w niegroźnej sytuacji 'wrzucił na konia' Hernanesa i ogromny błąd w spotkaniu z Napoli, kiedy nieatakowany nie przyjął prostego podania.

Zresztą to samo zdarzało mu się we Florencji. Z Ceseną nie przyjął łatwego zgrania głową od Savicia i piłka wpadła do bramki, z Grasshoppersem mając prostą piłkę do wybicia podał ją rywalowi. 

Biorąc pod uwagę fakt, że gra nogami nigdy nie była zaletą Diego, nie dziwi, że akurat na ten aspekt zwrócono najmniejszą uwagę. Poza tym problemy z koncentracją młodszego z Brazylijczyków nie rzucają się szczególnie w oczy. W przeciwieństwie do jego kontrkandydatów. 

W ostrych słowach odnośnie Jaume wypowiedział się najprawdopodobniej najlepszy bramkarz w historii klubu, Santiago Cañizares. Stwierdził bowiem, że 26-latek to nie jest zawodnik nadający się do gry w pierwszym składzie, zwłaszcza dla drużyny która chce grać w europejskich pucharach. „Nie zademonstrował jeszcze takiego poziomu” — skwitował.

Pozostawiając jednak sprawę Jaume na boku — plusem Neto w tej sytuacji jest jego stabilność. Być może nie będzie fruwał między słupkami jak El Gato, ale ze względu na spokojniejsze usposobienie powinien uniknąć nerwowych decyzji wprowadzających zamieszanie w szykach defensywy. A tego akurat w ostatnim sezonie nie brakowało. Dolewanie oliwy do ognia może zakończyć się istną katastrofą.

Numer jeden? Nie dziękuję

Najważniejszą kwestią odnośnie Neto jest tak naprawdę warunek na jakim trafił do klubu. Uzyskano kompromis. Brazylijczyk nie był pierwszą opcją, czym się nie zraził. Co ciekawe, nie dostał gwarancji bycia pierwszym bramkarzem. Tym samym Marcelino będzie musiał dokonać wyboru. Wyczyniający w bramce cuda Jaume, który jednak momentami zrobi krok za daleko, czy umiarkowanie pewny Neto o wspaniałych warunkach fizycznych. To one m.in. miały być czynnikiem, który skłonił nowego szkoleniowca do sięgnięcia po tego zawodnika — wszak ekipa z Mestalla mnóstwo goli traci po stałych fragmentach gry.

Podsumowując - na pewno nie jest to pajac, na pewno nie będzie wpuszczał prostych strzałów, ale też kibice Valencii nie powinni spodziewać się po nim kapitalnych parad, za to powinni się przygotować na to, że może im kilka razy podnieść ciśnienie kiedy piłka trafi pod jego nogi. 

W jednym z wywiadów udzielonych w trakcie trwającej pretemporady, szkoleniowiec podkreślił, że liczył na Mata Ryana, jednak ten oczekiwał gwarancji miejsca w pierwszej jedenastce. Na takie ustępstwa nie jest w stanie się godzić Marcelino, stąd mimo bardzo dobrej formy na wypożyczeniu, australijski bramkarz powędrował w świat. Natomiast Diego Alves być może jeszcze powalczyłby o miejsce w drużynie, jednak po dwóch kolejnych — nieudanych dla niego sezonach — sekretariat zdecydował się sprzedać Brazylijczyka, głównie aby „uwolnić” trochę środków. Diego miał do tej pory zarabiać około trzy miliony euro rocznie.

Po krótkim śledztwie w sprawie nabytku z Juventusu można dojść do zatrważających wniosków. To nie Neto potrzebuje Valencii, to Valencia potrzebuje Neto.

*Fragmenty kursywą są autorstwa Michała Borkowskiego.

KRYSTIAN PORĘBSKI