Premier League na finiszu - londyński bój na śmierć i życie o Ligę Mistrzów
2013-05-06 16:06:47; Aktualizacja: 11 lat temu![Premier League na finiszu - londyński bój na śmierć i życie o Ligę Mistrzów](img/photos/87566/1500xauto/transferyinfo.jpg)
Sytuacja jaka wytworzyła się obecnie w angielskiej Premier League jest idealna dla matematyków, a także wielbicieli teorii spiskowych. Stawka: miejsce w Champions League. Rywale: wszyscy z Londynu.
Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że w najbliższą środę może się rozstrzygnąć naprawdę wiele. W meczu, który zadecyduje, kto będzie musiał liczyć już nie tylko na siebie, a także - kto wie - o przyszłości rywalizujących ze sobą zespołów. Jeśli podczas końcówki ubiegłego sezonu Premier League wierciliście się w fotelu i nie mogliście uwierzyć w cuda, jakie działy się na szczycie tabeli, na kolejną okazję do takich emocji musieliście czekać tylko rok.
Chelsea, Arsenal i Tottenham w tym sezonie wsiadły do trzech różnych pociągów i zmieniały się w wyścigu o podium. Dwa ekspresy z Manchesteru bowiem odjechały chwilę wcześniej i realne widoki na dogonienie niebieskiego ma jeszcze tylko drużyna "The Blues". Na początku imponująco ruszyła lokomotywa Chelsea, jednak belgijsko-brazylijsko-hiszpańskie trio dorzucające węgla pędzącej maszynie w pewnym momencie nie wytrzymało tempa i bywały mecze, w których pociąg ciągnąć musiał sam Juan Mata. A że nie jest on raczej chłopem na schwał, to bywały momenty gorsze, które wykorzystywali lokalni rywale, dowodzeni przez magika Santiego Cazorlę, a także geniusza z Cardiff, Garetha Bale'a.
35 przystanków (w przypadku Arsenalu już 36), wszystko po to, by na ostatniej prostej ustawić się niemal łeb w łeb. Ołówki w dłoń, kalkulatory w drugą! Rozpoczynamy dwa finałowe tygodnie Premier League!
Jeśli chodzi o wewnętrzną rywalizację na miejscach 3-5, w najgorszej pozycji wyjściowej znajduje się obecnie Tottenham, który osiągał najsłabsze wyniki w bezpośrednich pojedynkach z rywalami ze stolicy Anglii. Tutaj przoduje Chelsea, która na trzy potyczki, za każdym razem wychodziła z nich zwycięsko. To jednak jest w tych rozgrywkach - poza zdobyciem punktów i pozbawieniem ich rywala - bez znaczenia. Jeśli bowiem chodzi o ustalanie kolejności w Premier League, w przypadku równych punktów bierzemy pod uwagę różnicę bramek zainteresowanych drużyn.
![](http://oi39.tinypic.com/15wdpv4.jpg)
Tutaj kolejność jest obecnie taka sama jak w ligowej tabeli i o ile Arsenal może jeszcze marzyć o dogonieniu Chelsea, o tyle tylko jakiś nieoczekiwany pogrom na Stamford Bridge w najbliższą środę może "Spurs" dać nadzieję na doścignięcie przynajmniej jednego z lokalnych rywali. Czyli - realnie patrząc - Tottenham musi po prostu mieć w końcowym rozrachunku przynajmniej punkcik więcej od Arsenalu bądź Chelsea, by móc zagrać w Lidze Mistrzów.
Kibiców Arsenalu i Chelsea wynik środowego starcia interesuje także z innego powodu. W przypadku równej ilości punktów i takiej samej różnicy bramek, o kolejności w tabeli decyduje liczba bramek strzelonych. Tutaj sytuacja przedstawia się tak:
![](http://oi44.tinypic.com/spfbjt.jpg)
Tu raz jeszcze mamy prowadzenie Chelsea, która dodatkowo ma na swoim koncie jeden mecz mniej (właśnie zaległe starcie z Tottenhamem), w którym bilans może sobie lekko poprawić. Najważniejsze jednak będą punkty, które po najbliższym spotkaniu przedstawiać się mogą następująco:
Chelsea wygrywa z Tottenhamem:
![](http://oi43.tinypic.com/55qzns.jpg)
Chelsea remisuje z Tottenhamem:
![](http://oi41.tinypic.com/2wnol8k.jpg)
Chelsea przegrywa z Tottenhamem:
![](http://oi39.tinypic.com/16a7284.jpg)
Odrzucamy tutaj abstrakcyjny scenariusz według którego w środę na Stamford Bridge dochodzi do pogromu i "Spurs" wygrywają 8:0 bądź wyżej, a który dałby Tottenhamowi 3. lokatę. Wychodzi więc, że tylko ogranie Chelsea na jej terenie może dać Bale'owi i kolegom lepszą pozycję startową przed ostatnimi meczami sezonu od odwiecznych rywali, a więc "Kanonierów".
Mecz w środę będzie więc kluczowy, ale nie rozstrzygający. Przed Londyńczykami bowiem dwie kolejki, w których wszystko jeszcze może się zdarzyć. I tutaj wydaje się, że w najlepszej sytuacji jest Arsenal. Ale tylko na papierze.
Podopieczni Arsene'a Wengera podejmą bowiem w 37. serii gier Wigan, by na koniec pojechać na St. James' Park na spotkanie z Newcastle. Patrząc na tabelę, zagrają z ligowymi słabeuszami, walczącymi o utrzymanie. No właśnie, walczącymi. Szesnastemu Newcastle, jak i osiemnastemu Wigan w oczy zagląda widmo spadku do Championship, z której wcale nie tak łatwo się wydostać. 46 morderczych kolejek, play-offy, a wszystko to przeciwko zawodnikom, którzy nie odstawią nogi, niezależnie od tego, kto stanie naprzeciwko. Może się okazać, że w ostatniej kolejce Newcastle będzie musiało Arsenalowi urwać punkty, by w Premier League pozostać. A z przykładu choćby QPR z poprzedniego sezonu wiemy, że zespoły w takiej sytuacji są przeciwnikami niebywale niewygodnymi.
![](http://oi39.tinypic.com/xehqwl.jpg)
Na korzyść Tottenhamu, a więc prawdopodobnie bezpośredniego rywala "The Gunners" przemawia fakt, że w ostatniej kolejce zagra na White Hart Lane. Rywalem będzie jednak Sunderland Paolo Di Canio, będący w tabeli między Newcastle a Wigan, również z widokami na obronę przed degradacją do ostatniej sekundy. A czy ktoś w ogóle wierzy w to, że mając takiego menedżera jak Di Canio, na boisku Tottenhamu nie zatrzeszczą kości? Na domiar złego, podopiecznych Villasa-Boasa czeka wcześniej wyjazd na Brittania Stadium do Stoke, które - choć nie walczy już o nic - jest rywalem potwornie niewygodnym, w czym duża zasługa menedżera, Tony'ego Pulisa.
![](http://oi41.tinypic.com/4tveo5.jpg)
Chelsea zaś wybierze się najpierw na Villa Park, gdzie spróbuje przeciwstawić się upokorzonej dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia Aston Villą. Wtedy na Stamford Bridge było 8:0, a trafiał praktycznie każdy, kto tylko chciał (no, poza Lucasem Piazonem, który nie wykorzystał wtedy karnego). Teraz na powtórkę nie ma co liczyć, bo podrażnieni zawodnicy "The Villans" będą chcieli w rewanżu odebrać Chelsea wszystko, o co walczy. Na ostatni mecz "The Blues" wrócą na Stamford Bridge i to może być ich największy atut. Everton bowiem może w ostatniej kolejce być już pewny szóstego miejsca, bez szans ani na spadek na siódme (obecnie 5 pkt przewagi nad Liverpoolem), ani na awans na piąte miejsce (5 pkt straty i jeden mecz rozegrany więcej od Tottenhamu).
![](http://oi39.tinypic.com/x5cwg.jpg)
Dlatego też na finisz rozgrywek Premier League oczekujemy z podnieceniem nie mniejszym niż rok temu. Jeśli powiemy, że spodziewamy się podobnego finiszu, otrzemy się o hurraoptymizm, ale... nie chcielibyście znów takich emocji?