Subiektywne podsumowanie mistrzostw świata w futsalu
2012-11-22 18:24:03; Aktualizacja: 4 lata temu7. edycja mundialu pod egidą FIFA zakończyła się wygraną Brazylii nad Hiszpanią w niedzielnym finale. Zdecydowana większość meczów była transmitowana na żywo w telewizji, a dosłownie wszystkie – na stronie FIFY.
Pozwoliło to przybliżyć futsal tym kibicom, którzy nie znali go do tej pory z bliska. Tajska impreza, sądząc po komentarzach, przypadła do gustu wielu z Was. Często pisaliście, że macie z futsalem kontakt po raz pierwszy w życiu i że jesteście zachwyceni tempem gry, zwrotami akcji, dużą liczbą emocji i, naturalnie, goli. Przeglądałem Wasze opinie na temat mistrzostw dość dokładnie i chyba nie trafiłem na żaden negatywny, co tylko potwierdza powyższą tezę. O ile zainteresowanie inną z odmian piłki nożnej – beach soccerem – już od dłuższego czasu jest dość duże, o tyle „halówka” była zdecydowanie w cieniu swojej siostry z plaży. To na pewno też kwestia sukcesów reprezentacji Polski, a w przypadku futsalu – braku tych sukcesów. Plażowa drużyna, z Bogusiem Saganowskim na czele (obecnie grający trener plażowej kadry) od kilku dobrych lat robi kolosalne postępy, świetnie radzi sobie w Lidze Europejskiej, bijąc od czasu do czasu dotychczasowe potęgi, takie jak Portugalia czy Hiszpania. Transmisje w Eurosporcie pomagają nam śledzić poczynania naszych zawodników. W futsalu – niestety – regularnie odpadamy w początkowych fazach kwalifikacji do mistrzostw Europy czy świata i, póki co, nie ma widoków na poprawę tej sytuacji. Dochodzi też oczywiście problem z transmisjami, bo pośród ogromu spotkań, nie licząc właśnie zakończonego mundialu, nie ma dla futsalu zbyt dużo miejsca w telewizji (przynajmniej w Polsce). W zeszłym sezonie polską Ekstraklasę mogliśmy śledzić na Orange Sport, ale teraz mecze Wisły, Akademii Pniewy czy Red Devils Chojnice można oglądać tylko na www.orange.pl, co jest wynikiem słabej kondycji finansowej spółki Futsal Ekstraklasa, której nie udało znaleźć się sponsora, będącego w stanie pokryć koszty transmisji spotkań. Opróćz strony Orange mecze na żywo dostępne są również na www.futsaltv.pl: co kolejkę 2-3 pojedynki można śledzić przez Internet, dodatkowo po każdej serii spotkań emitowany jest Magazyn Ekstraklasy Futsalu. Kiedyś, w czasach świetności Clearexu Chorzów, Polsat Sport relacjonował na żywo ich zmagania w Pucharze UEFA (ówczesny odpowiednik „trawiastej” Ligi Mistrzów).
Zmieniła się formuła turnieju, co dało nam chyba więcej emocji podczas rundy grupowej, w której kilka drużyn z 3. miejsca również było promowanych awansem do 1/8 finału. Gdyby nie to, takie drużyny jak Tajlandia, Japonia czy Panama raczej nie wyszłyby z grupy. Japonia zdobyła najwięcej mojego uznania podczas turnieju, a pewnie nie jestem odosobniony w takim spojrzeniu na sprawę. Takiego pokazu waleczności, jak postawa „Samurajów” w spotkaniu z Portugalią czy Ukrainą nie oglądamy codziennie. Bardzo odważne decyzje hiszpańskiego szkoleniowca Japonii połączone z niesamowitą determinacją, dyscypliną i dokładnością dały nam wszystkim sporo radości, a brylował w zadziwianiu kibiców blondwłosy Kaoru Morioka, najlepszy zawodnik w ekipie Japonii podczas całego turnieju. Oprócz Japonii zaimponowali oczywiście przybysze z dalekich Wysp Salomona, którzy zrobili potężny krok w przód w porównaniu z turniejem w Brazylii. Co prawda „szesnastka” zaliczona w meczu z Rosją nie napawała optymizmem (choć i tak był to wynik dwukrotnie lepszy, niż w meczu sprzed 4 lat), ale potem było już tylko lepiej. 3-11 z Kolumbią rewelacyjnym wynikiem nie jest, ale do przerwy było przecież 3-3, a Micah Leaalafa robił naprawdę świetne wrażenie nawet na tle lepszych rywali z Kolumbii. Kto wie, może po mistrzostwach trafi do Europy? Potem był mecz z Gwatemalą i historyczna wygrana oraz gol 16-letniego bramkarza i w końcu „wykolegowanie” rywala z Ameryki Środkowej z dalszej zabawy. Co więcej, gdyby nie wygrana Wysp Salomona z Gwatemalą, Kolumbia prawdopodobnie nie doszłaby do półfinału, bo z 3. miejsca w grupie trafiłaby na rywala silniejszego niż Iran (który wcale słaby nie jest) i przygoda debiutantów mogłaby skończyć się szybciej. Po 1. meczu w grupie chyba nikt nie stawiał w roli „czarnego konia” właśnie Kolumbijczyków. Oni w tamtym momencie nie mieli wręcz prawa, aby myśleć o wyjściu z grupy! Skoro Gwatemala, która pokonała „Los Cafateros” 5-2 poległa w meczu z Rosją 0-9, to należało się spodziewać jeszcze większego łomotu w przypadku meczu Rosja – Kolumbia. A tu proszę, zaledwie 0-2, do tego doszedł blamaż Gwatemali i Kolumbia mogła szykować się do play-offów. Podopieczni Fonnegry prezentowali futsalowe catenaccio – nie był to styl piękny, ale zabójczo skuteczny, co najbardziej odczuli Irańczycy i Ukraińcy. Bronić się też trzeba umieć. A właściwie – murować. Rozbijanie się z impetem o kolumbijski mur zakończyli wreszcie Brazylijczycy, ale też nie przyszło im to łatwo, bo do przerwy było przecież 1-1.
Najpiękniejsze momenty mundialu oglądaliśmy w meczach Brazylii – w ćwierćfinale i w finale. Mowa oczywiście o legendarnym Falcao, który w 4. minucie pierwszego meczu doznał kontuzji i miał już do końca imprezy nie zagrać. Na szczęście zagrał. I to jak! Uratował „Canarinhos” w starciu z Argentyną, cudownym golem „z krótkiej nogi”, a potem ponownie okazał się bohaterem w czasie dogrywki w finale, kiedy to bombą z lewej nogi „ściągnął pajęczynę” z bramki Juanjo. Po golu na 2-2 z Argentyną (z Hiszpanią też strzelił na 2-2, widocznie było mu to pisane) nie wytrzymał i tuż przed dogrywką popłakał się na oczach kilku tysięcy kibiców w hali i wielu tysięcy przed telewizorami. Miał do tego pełne prawo – to był piękny moment, bez dwóch zdań. Negatywna strona turnieju to na pewno słaba frekwencja (która wylądowała ostatecznie gdzieś w okolicach ok. 3000 widzów na mecz). Dobre liczby na trybunach mieliśmy tylko w finale oraz w meczach gospodarzy. Podczas pozostałych spotkań trybuny często świeciły pustkami. Cóż, Tajowie chyba bardziej kochają sepaktakraw (czyli taką „hardcorową” siatkonogę), w której są najlepsi na świecie. Ich prawo, w końcu to też bardzo widowiskowy sport (polecam, czasami Eurosport transmituje i tę egzotyczna grę). Za 4 lata impreza powędruje prawdopodobnie na inny kontynent, bo Azja już dostała wystarczająco dużo turniejów (1992 Hongkong, 2004 Tajwan, 2012 Tajlandia), więc Iran raczej nie ma co liczyć na organizację mundialu. Wysokich frekwencji z pewnością możemy spodziewać się w Hiszpanii, w Czechach też nie powinno być z tym problemu, być może Kolumbia zakocha się w futsalu i jeżeli MŚ trafią właśnie tam, będziemy oglądać komplety? Indywidualnie – w moim prywatnym rankingu – wygrywa Morioka. Polubiłem go bardzo, a i świetny to zawodnik, jedyny, który niemal w pojedynkę mógł wygrać dla Japonii mecz. Dalej są Ricardinho z Portugalii, Neto z Brazylii (ależ on grał!), Leaalafa z Wysp Salomona (za polot i wielką ambicję), Reyes z Kolumbii i Saad Assis z Włoch. Kto mi się nie podobał? Cała drużyna Maroka i Libii, strasznie bezpłciowe były te ekipy i całkiem zasłużenie zajęły 2 ostatnie miejsca. O wrażeniach można by opowiadać jeszcze długo, pewne jest to, że obejrzeliśmy fajną, naprawdę fajną imprezę. Nie żałuję, że kilka razy zwiałem z zajęć, żeby zdążyć na mecz, bo było warto. Kolokwium można nadrobić, a na kolejne mistrzostwa muszę czekać aż 4 lata, co nie jest miłą informacją. W Hiszpanii, Rosji czy Brazylii mecze futsalu są transmitowane i cieszą się wielką popularnością, ale i poziom jest tam najwyższy (i zarobki też). Pozostaje nam liczyć na to, że kiedyś do Polski zawitają transmisje z jednej choćby spośród najlepszych lig świata. Póki co, można samemu wybrać się na mecz Ekstraklasy futsalu, która najwięcej przedstawicieli ma w województwie śląskim (Chorzów, Pyskowice, Bielsko-Biała, Tychy, Ruda Śląska i Katowice, czyli dokładnie pół ligi). Oprócz tego mecze można też oglądać w Chojnicach, Szczecinie, Zduńskiej Woli, Krakowie, Toruniu i Gdańsku. Czasem do Polski przyjeżdżają też mocniejsze ekipy z zagranicy w ramach kwalifikacji UEFA Futsal Cup (bo tak teraz nazywa się kontynentalny czempionat), więc trzeba być czujnym i jak tylko nadarzy się okazja – ustawić się w kolejce po bilet i pooglądać światowe gwiazdy z bliska, bo futsal, jak zresztą zdecydowaną większość sportów, najlepiej obserwuje się na żywo, na hali. Zachęcam do tego gorąco.