Szaleństwo Papy Roiga – Żółta Łódź Podwodna na mieliźnie

2017-10-22 12:38:03; Aktualizacja: 7 lat temu
Szaleństwo Papy Roiga – Żółta Łódź Podwodna na mieliźnie Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Mieć czy być – pytanie nurtujące wielu. Rok temu zadał je sobie właściciel Villarreal i na własnych wnioskach wyszedł jak Zabłocki na mydle.

Idealny duet

Lokalny przedsiębiorca, prężnie działający od wielu lat z rodzinną historią we wsparciu sportu oraz niewielkie, spokojne miasto, które poza ceramiką i pomarańczami – co w tamtym regionie nie jest niczym szczególnym – nie wyróżnia się pod żadnym względem. Wtedy dochodzi do doskonałego mariażu i mieszkańcy odkrywają swoją nową pasję. W rodzinie Roigów było już zaangażowanie w walencką koszykówkę, tym razem jednak padło na piłkę nożną.

50 tysięcy mieszkańców i stadion na 25 tysięcy miejsc. To mówi samo za siebie. O ile nie jest się z Niecieczy bądź Hoffenheim, takie liczby muszą robić wrażenie. Zwłaszcza jeśli taka arena wcale nie świeci pustkami, a tętni życiem bez względu na to z kim lokalna drużyna danego dnia toczy bój.

Stabilność. Tym od wielu lat charakteryzował się klub z Hiszpanii. Nawet po bolesnym spadku w totalnie nieoczekiwanym momencie, wszystko było robione z głową, bez pośpiechu i nerwowych ruchów. Villarreal wrócił na należne mu miejsc e i po krótkim czasie pojawił się ponownie w szerokiej ligowej czołówce. Sukces Żółtej Łodzi Podwodnej po spadku miał dwóch ojców. Fernando Roiga i ówczesnego szkoleniowca, Marcelino.

Bolesny rozwód

Trzy i pół roku przy El Madrigal spędził szkoleniowiec z Asturii. Najpierw z drugiego miejsca wprowadził Villarreal do Primera División, by później nie wychodzić poza pierwszą szóstkę. Ostatni sezon poskutkował miejscem w eliminacjach Ligi Mistrzów, czyli wielkim marzeniem Fernando Roiga. Czy można było chcieć więcej? Jak się okazało — można.

Trener, który wyremontował i odnowił Żółtą Łódź Podwodną został odprawiony z kwitkiem. Nie ze stylem, nie po cichu. Dostał bolesnego kopniaka, który na dodatek „uziemił” go na rok jeśli chodzi o prowadzenie drużyny z La Liga. Wdzięczność w tej sytuacji nie zadziałała, u szanowanego biznesmena nerwy wzięły górę.

Początkowo mówiono o tym, że trener wyleciał przez konflikt z zawodnikami (ponoć poszarpał się z Musacchio, którego widziano jako lidera zespołu), później mówiono o tym, że to dzięki Marcelino w lidze utrzymał się Sporting Gijón. Drużyna z Asturii rozgrywała mecz z Villarreal, a tryumf poskutkował pozostaniem w lidze kosztem choćby Rayo. Słowa krytyki wylewały się z ust Javiera Tebasa, później również oberwało się szkoleniowcowi od Papy Roiga, z drugiej jednak strony, Żółta Łódź Podwodna nie walczyła już o nic, a trener wcale nie wystawił drugiego garnituru. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której szkoleniowiec… prosi swoich zawodników o przegraną. Absurd.

Na siłę bo na siłę, ale z początku jeszcze można było traktować tę sytuację jako rozsądne rozwiązanie, choć dokonane w najmniej logicznym momencie. Marcelino został zwolniony tuż przed meczem eliminacyjnym z Monaco i Żółta Łódź Podwodna do Ligi Mistrzów nie dopłynęła. Trudno było za to winić nowego szkoleniowca Frana Escribę. 

Z dzisiejszej perspektywy, trzeba podkreślić, że wszystko poszło źle i totalnie bez sensu. Musacchio gra teraz dla Milanu i wcale nie odszedł za jakąś astronomiczną kwotę. Zaledwie 18 mln €  (ekwiwalent trzech Bednarków) to za tak ważny element kwota śmieszna, zwłaszcza od szastającego pieniędzmi klubu. Escriby w Villarreal też już nie ma. Początek miał obiecujący, jednak styl gry nie zmienił się w stosunku do poprzedniego szkoleniowca ani trochę. Uzdolniony trener nie odnalazł swojego sposobu na ekipę z regionu Walencja i z czasem wyglądało to coraz gorzej.

Mimo tego wszystkiego jego zwolnienie i tak wydaje się bardzo dziwne. Kto jak kto, ale pan Roig nie zwykł pozbywać się szkoleniowca przez jeden boleśnie przegrany mecz. Nawet jeśli katem okazało się Getafe. Hiszpański trener dostał ekipę w trudnym momencie i choć borykał się z dużymi problemami, po raz kolejny został wyrzucony pospiesznie i bez szansy na odbudowę. Typowe.

Od uzdrowiska po gruzowisko

Przez lata Villarreal widniał jako fantastyczne miejsce dla zawodnika na odbudowanie się po przejściach. Sztandarowym przykładem tego jest Victor Ruiz, który po krótkiej i nieudanej przygodzie w Napoli, upadł jeszcze niżej grając na Mestalla. Na El Madrigal defensywa z nim w roli głównej potrafiła powstrzymywać najlepsze kluby w lidze. Takich przypadków było znacznie więcej. Po tym co obecnie Marcelino robi z zawodnikami Valencii, nie trzeba długo szukać wytłumaczenia takiego stanu rzeczy.

Dziś zawodników radzących sobie przyzwoicie możemy wskazać na palcach jednej ręki. Nagle liderem środka pola stał się młody Rodri Hernandez, którego nazwisko warto zapamiętać. Na skrzydle wreszcie swoje zaczął grać Samu Castillejo. Liczby nadal nie powalają, ale przy tak  dobrej dyspozycji, powinno to przyjść szybciej niż później. Niezawodny jest również Cedric Bakambu… i to by było na tyle. Na siłę można wskazać również Jaume Costę i wspomnianego Ruiza, ale biorąc pod uwagę jak w ostatnich latach spisywała się defensywa Villarreal, a jak sytuacja wygląda teraz, można się jednak nad takim wyborem mocno zastanowić. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka to nie oni zawodzą przy traconych bramkach.

Z drugiej strony zawodnicy, którzy wcześniej stanowili istną rewelację, do dziś nie potrafią odnaleźć formy. Nicola Sansone bez bramki aż do 9. kolejki to science fiction biorąc pod uwagę formę sprzed roku, podobnie zresztą jego rodak i przyjaciel Roberto Soriano, który nie może pozbierać się po urazie. Również Mario Gaspar odpalił dopiero w spotkaniu z niesamowicie mizernym  Las Palmas, a warto przypomnieć, że jeszcze niedawno był w orbicie zainteresowań wielu dużych klubów i grał w reprezentacji, strzelając dwa gole w trzech meczach La Furia Roja. Obaj panowie jakby odżyli przy nowym szkoleniowcu, ale na wnioski na pewno jeszcze zbyt szybko. Być może to tylko znany nam doskonale efekt nowej miotły.

Niezastąpieni

W pięciu meczach odkąd Javier Calleja przejął pałeczkę od Frana Escriby, w składzie nie mogło zabraknąć trzech piłkarzy. Trigueros, Fornals oraz Jaume Costa mają stanowić trzon ekipy prowadzonej przez Madrytczyka, który w trakcie swojej piłkarskiej kariery spędził 7 lat na El  Madrigal.  Plan już jest, jednak remis z Maccabi prowadzonym przez Jordiego Cruyffa czy Slavią Praga pokazują, że przed Żółtą Łodzią Podwodną jeszcze długa droga.

Obraz sytuacji może zakrzywić dzisiejsze zwycięstwo nad Las Palmas. Ekipą mierną, ekipą która mimo potencjału ofensywnego boi się zaatakować, gra opieszale, niefrasobliwie, niedokładnie i głównie indywidualnie oraz jest totalnie pogubiona w defensywie, do tego stopnia że sama tworzy sytuacje przeciwnikom. Pako Ayestaran jest na najlepszej drodze do kolejnego zwolnienia i wilczego biletu z La Liga. Jedno jest jednak ważne – Javier Calleja ma swój pomysł. Delikatnie przemodelował taktykę, zawęził jeszcze środek pola, pomocników ustawił rombem czy jak kto woli diamentem. Dzięki temu przejścia do ataku są płynniejsze, napastnicy mają wsparcie, a więcej pola do popisu mają boczni obrońcy. Z drugiej strony – nadal na bokach jest ta sama zasada. Z jednej strony gra typowy pomocnik, z drugiej skrzydłowy. Tak czy siak w stosunku do Frana Escriby, który kurczowo trzymał się sposobu wypracowanego przez Marcelino, to już i tak rewolucja.

Strach w oczach kibiców Żółtej Łodzi Podwodnej został przynajmniej na chwilę odżegnany. Do normalności jednak jest jeszcze daleko, choć kilka dobrych spotkań może wszystko odmienić. Wszak   Villarreal przed tą kolejką zajmował 9. pozycję, a do  miejsca premiowanego eliminacjami Ligi Mistrzów brakowało im zaledwie trzech punktów. Przyszłość drużyny jest jednak nadal niepewna, tak jak niepewna jest jej gra. 

Jedno jest jednak wiadome, nawet jeśli Żółta Łódź Podwodna wyjdzie na prostą. Do tej pory nieskazitelny, niezastąpiony i uwielbiany właściciel, Fernando Roig, po wkroczeniu w wiek emerytalny zaczął reagować bardziej emocjami niż rozwagą, jaką kierował się do tej pory. Zwalniając cenionego i notującego wyniki ponad stan trenera sam narobił sobie kłopotów, które teraz musi naprawiać. Kto wie, być może powoli nadchodzi czas aby poszukać kogoś, kto zajmie się tym klubem tak wspaniale, jak robił to sam Fernando przez ostatnie 20 lat.

KRYSTIAN PORĘBSKI
Więcej na ten temat: Hiszpania Villarreal CF LaLiga