Tiki-taka w Liverpoolu - Everton Martineza od podszewki [cz. 4]
2014-02-03 16:23:41; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Jak w Premier League spisuje się Everton pod wodzą nowego menadżera - Roberto Martineza?
1. Wyjściowe składy
Roberto Martinez zdecydował się na cztery roszady personalne w stosunku do derbowej porażki. Alcaraza zastąpił wracający po wyleczeniu urazu Distin, miejsce Pienaara na lewym skrzydle zajął Osman, kontuzjowanego Lukaku – przesunięty z prawego skrzydła do pierwszej linii Mirallas. Na pozycji Belga wystąpił zaś McGeady, debiutując na przed własną publicznością. Z kolei Paul Lambert przeszedł z systemu 4-4-1-1 na 3-5-2 – Lowtona zastąpił Baker, tworząc tercet stoperów z Vlaarem i Clarkiem; za El-Ahmadiego pojawił się Holt, ustawiony w poziomie z Benteke, a przed nieco cofniętym Weimannem.
Warto odnotować, że menadżer gości zdecydował się na ustawienie z trzema środkowymi obrońcami (3-5-2) – ustawienie, które było znakiem rozpoznawczym Martineza podczas pracy w Wigan. Zamierzeniem Lamberta było zagęszczenie środka pola, momentami nawet sześcioma zawodnikami, aby uniemożliwić Evertonowi wymiany podań dalej niż w okolicach 30-35 metra przed bramką Guzana. Stąd wówczas, gdy przy piłce był Everton, de facto blok obrony składał się z pięciu zawodników, ubezpieczanych w środku przez Delpha i Westwooda, w destrukcję angażował się również Weimann. „The Villans” pod Lambertem zdążyli już przyzwyczaić, że na wyjazdach stricte nastawieni kontrataki – szybkie, niekiedy wręcz błyskawicznie wyprowadzane po skutecznym odbiorze (patrz efektowne zwycięstwo z Southampton czy remis z Liverpoolem). Nie inaczej było tym razem, choć mogła dziwić decyzja Lamberta o postawieniu na statycznego i mało dynamicznego Holta, nijak pasującego tego rodzaju taktyki (zwłaszcza, jeśli dodać do tego gracza o podobnej charakterystyce, jakim jest Benteke, i ustawienie obu w poziomie).
2. Pierwsza połowa.
Zaraz po podaniu oficjalnych składów można było odnieść następujące wrażenie – AV zamierza na Goodison Park zaparkować autobus. Tyle że taki wniosek był zdecydowanie zbyt dużym uproszczeniem. Po pierwsze, goście w pierwszej połowie stosowali bardzo intensywny pressing i czynili to w dodatku bardzo wysoko. Wiedząc, że Everton buduje swe akcje from the back, Benteke, Wiemann i Holt naciskali obrońców i defensywnych pomocników gospodarzy, nie pozwalając na łatwe wprowadzenie piłki do środkowej strefy. Warto odnotować, że Jagielka posłał aż siedem długich podań (trzy celne), Distin – osiem (cztery celne). Po drugie, dobrze funkcjonowała wysoko ustawiona linia obrony (pięć spalonych do przerwy, cztery po przerwie). Istotny wpływ na tak dobrą dla przyjezdnych statystykę miał wspomniany pressing na graczy gospodarzy. Ci wszak, mając mało miejsca, naciskani, a także wskutek ścisłego kolegów, do których można było zagrać krócej, zmuszani byli wybrać dłuższe, nieprzygotowane podanie (cztery z pięciu spalonych w pierwszej połowie miały miejsce po długich podaniach). Po trzecie, wspomniane zagęszczenie środka pola. Barry i McCarthy, pomni derbowej traumy, uczuleni przez menadżera i mając do tego na względzie potencjał AV w kontrataku (nawet przy obecności Holta), grali głębiej, raczej ubezpieczali drugą linię na wypadek straty, aniżeli angażowali się w konstruowanie akcji przed polem karnym Guzana. W ten sposób AV zamknęła w tym rejonie strefę środkową.
W studio Match of The Day Alan Hansen wspomniał, że po pierwszej połowie spotkania z AV bodaj pierwszy raz w tym sezonie przyszedł czas, w którym Martinezowi wypadało zadać kilka pytań dotyczących persomaliów, taktyki czy aktywności na rynku transferowym. I to nie tylko w kontekście tego akurat meczu, ale, a może nawet przede wszystkim, klęski w derbach Merseyside. Znów bowiem ze względu na pewne decyzje personalne (vide Alcaraz czy Pienaar w derbach) gra Evertonu nie wyglądała dobrze. Precyzując – pozostając przy ustawieniu 4-2-3-1, Martinez na poszczególne pozycje wybrał niewłaściwych graczy. Mam tu na myśli wystawienie „fałszywego skrzydłowego” w osobie Osmana. Anglik, co oczywiste, nie był i już nie będzie nie tyle prawdziwym skrzydłowym, co ścinającym skrzydłowym w typie Pienaara (który też nie opiera swojej gry na szybkości i dynamice). Zasadniczym problemem było to, że Osman najczęściej operował w środku pola, dublując pozycję Barkley’a i spychając wychowanka Evertonu znacznie dalej od pola karnego, gdzie reprezentant Anglii nie daje już tyle drużynie. Najlepszym przykładem jest tutaj bramka dla AV, która padła po stracie Barkley’a poprzedzonej „tradycyjnym” holowaniem piłki, podczas gdy tego rodzaju straty na połowie rywali Barkley’owi się już zdarzały, jednak bez konsekwencji dla drużyny. Barkley grający z głębi pola nie stanowił dla AV większego zagrożenia – to zaś, jak defensywę gości można „rozmontować” grając za plecami napastnika pokazali w drugiej połowie do spółki Mirallas i Naismith. Wymaga też podkreślenia, że klasyczny „fałszywy skrzydłowy” w typie Davida Silvy z obecnego nie będzie funkcjonował w ustawieniu 4-2-3-1, ponieważ skutkuje to zdublowaniem pozycji wysuniętego środkowego pomocnika (co nie zachodzi przy 4-4-2, nawet z typem box-to-box). Jest to zaś szczególnie niekorzystne dla drużyny atakującej, gdy rywale zagęszczają środek pola. W rezultacie, na lewym skrzydle bardzo często pozostawał sam Baines, jeden na jeden z Bacuną. Siłą Evertonu są zaś na skrzydłach akcje dwójkowe obrońców i skrzydłowych. Próbowali tego Stones i McGeady i choć nie przełożyło się to na sytuacje bramkowe, to środkowy pomocnik (Delph) był w ten sposób wyciągany pod linię boczną. To przesunięcie tworzyło niewielką – ale jednak – lukę w strefie środkowej, dzięki której łatwiej było o zainicjowanie szybkiej wymiany podań przed polem karnym. Z kolei w zagęszczonej przez AV strefie środkowej nie było na to miejsca. Co więcej, Baker doskakiwał do każdego ekstra gracza Evertonu, który pojawiał się tuż przed linią obrony – bez uszczerbku dla drużyny, gdyż Vlaar i Clark nadal pozostawali 2 na 1 z Mirallasem. Kiedy Osman schodził do skrzydła, zagrożenie dla bramki AV w tym sektorze było znacznie większe.
3. Druga połowa
Martinez zareagował już w przerwie, wprowadzając Pienaara (słabego w derbach) za Barkley’a (słabego z AV). Były reprezentant RPA zajął oczywiście miejsce na lewym skrzydle, a Osman przesunięty został na swą naturalną pozycję w środku pola, bliżej Mirallasa. Lewe skrzydło momentalnie odżyło dzięki współpracy Bainesa i Piennara (ten pierwszy został ostatecznie zawodnikiem meczu) i to właśnie tą stroną Everton konstruował większość ataków na bramkę gości.
W pomeczowym wywiadzie Mirallas przyznał, że przerwie Martinez zwracał podopiecznym uwagę na wysuniętą linię obrony AV. Gospodarze po przerwie już z większym powodzeniem zagrywali piłkę za pięcioosobowy blok obronny przyjezdnych (i tak uzbierały się cztery spalone). Nie oznacza to jednak, że gra ekipy gospodarzy „kleiła się”. Racja, rozegranie piłki na połowie rywali wyglądało zdecydowanie lepiej, AV zaś nadal – poza strzelnym golem – nie zagrażała bramce Howarda, lecz nadal brakowało klarownych sytuacji. Lambert pierwszej zmiany dokonał w 60 minucie, wprowadzając El-Ahmadiego za Holta – jeszcze bardziej zagęszczając środek pola. Goście wzorcowo wywiązywali się z przedmeczowych założeń i nawet pomimo zdecydowanej poprawy w grze Evertonu po przerwie, wciąż nie pozwalali gospodarzom na wiele. A wszystko za sprawą nadal szczelnie zamkniętej strefy przed polem karnym Guzana. Przez długie minuty po przerwie, praktycznie aż do bramki Naismitha, Everton starał się sforsować defensywę gości głównie przy pomocy dośrodkowań. W praktyce, bił jednak głową mur. Do tego też momentu, był to – w mojej ocenie – jeden z najlepszych drużynach występów defensywnych w tym sezonie (vide frustracja Mirallasa po kolejnej udanej pułapce ofsajdowej i kopnięcie piłką w bandy reklamowe).
Z perspektywy Evertonu, to, że losy meczu udało się ostatecznie odwrócić i zdobyć bardzo ważne trzy punkty, wynika z trzech czynników. Po pierwsze, wspomniana zmiana Piennara za Barkley’a i w rezultacie rozruszanie lewej strony. Po drugie, wprowadzenie Naismitha kosztem Stonesa. Szkot zajął miejsce w środku ataku, cofnięty zań został Mirallas, McCarthy powędrował na prawą obronę, z kolei jego miejsce zajął wycofany zza pleców napastnika Osman. Martinez zmodyfikował ustawienie z 4-2-3-1 na 4-2-2-1-1/4-2-2-2 – ani Naismith, ani Mirallas nie byli jednak sztywno przypisani do pozycji odpowiednio wysuniętego i cofniętego napastnika. Obaj byli aktywni, szukali gry. Operowali w okolicach przed polem karnym AV, schodząc także do obu skrzydeł, przy sporej wymienności pozycji nie tylko względem siebie. Zaraz po wejściu to Naismith rozgościł się w środku ataku, a Mirallas wbiegał w pole karne zza jego pleców. Przy bramce wyrównującej to jednak Naismith cofnął się, rozegrał piłkę z Barrym i „z drugiej linii” wbiegł w pole karne, by wykończyć akcję celnym strzałem. Gdyby chciał zachować się mniej egoistycznie, po prawej miał także wbiegającego w szesnastkę Mirallasa. Ponadto, Naismith miał jeszcze jedną dogodną sytuację do zdobycia gola, lecz uderzył głową wprost w Guzana.
Wreszcie po trzecie, wymuszona zmiana dokonana przez Lamberta w 80 minucie – Albrighton za zmagającego się z urazem Vlaara. AV przeszło z ustawienia 3-5-1-1 (po wejściu El-Ahmadiego za Holta) na 4-5-1. W kluczowej dla losów meczu sytuacji, gdy faulowany niespełna 30 metrów od bramki Guzana był Mirallas, Clark i Baker zostali 2 na 2 z Naismithem i Mirallasem. Pomocnicy nie asekurowali przestrzeni pomiędzy liniami obrony a pomocy, w związku z czym Clark, doskakując, był spóźniony i faulował. Gdy na boisku był Vlaar, wraz z Clarkiem trzymaliby środek defensywy, a tym asekurującym i doskakującym na czas był Baker.
A potem zawodnicy AV mogli już tylko podziwiać znakomite uderzenie Mirallasa z rzutu wolnego.
4. Podsumowanie
Everton odniósł bardzo ważne zwycięstwo w kontekście walki o czwarte miejsce. Wysoka porażka w derbach, owszem, wpłynęła negatywnie na morale zespołu, lecz jej praktyczne konsekwencje nie są dotkliwe wobec remisu Liverpoolu z WBA. Na szczęście dla Martineza, wracający po kontuzjach Coleman i Traore, a także w pełni zdrowi Pienaar i Barkley znacznie zwiększą pole manewru przed wyjazdem na White Hart Lane, gdzie Everton – jeżeli zajęcie miejscu tuż za podium Premier League ma pozostać celem realistycznym – nie może sobie pozwolić na występ równie słaby, co w derbach Merseyside. AV? Podopieczni Lamberta udowodnili, że potrafią skutecznie bronić przeciw czołowym drużynom ekstraklasy. Tym niemniej, ofensywa „The Villans” bez Agbonlahora istotnie traci na wartości (może nawet połowę?), co czyni znacznie trudniejszą w realizacji grę z kontrataku.
Mateusz Jaworski