Trzy sezony Rodgersa. Dokąd zmierza Liverpool?

2015-04-26 22:53:25; Aktualizacja: 9 lat temu
Trzy sezony Rodgersa. Dokąd zmierza Liverpool? Fot. Transfery.info
Mateusz Ostrowski
Mateusz Ostrowski Źródło: Transfery.info

Kończy się trzeci sezon Liverpoolu pod wodzą Brendana Rodgersa.

W poprzednią niedzielę „The Reds” stracili szansę na kolejne trofeum. Przegrali w słabym stylu z Aston Villą i nie zagrają w finale FA Cup z Arsenalem. Prawdopodobnie na Anfield w następnym sezonie nie będzie też Ligi Mistrzów, choć początek roku wcale na to nie wskazywał. Porażki z Manchesterem United i Arsenalem pogrzebały jednak szansę Liverpoolu na elitarne „top four”.

2012 – nadzieja

W czerwcu 2012 roku stanowisko menadżera klubu objął pochodzący z Irlandii Północnej Brendan Rodgers. Szefowie klubu, jak i kibice wiązali z nim wielkie nadzieje. Nie miał doświadczenia, za to posiadał niezwykłą wiedzę. Na pierwsze spotkanie z włodarzami Liverpoolu przyniósł 180-stronicowy plan prezentujący jego wizję klubu. To zrobiło wrażenie na właścicielach, którzy obdarzyli go zaufaniem i podpisali trzyletni kontrakt. Zresztą mieli ku temu podstawy. Irlandczyk już w poprzednim klubie, Swansea City, udowodnił, że zna trenerski fach. „Łabędzie” grały efektowny futbol, którym zachwycały się media i kibice zarówno w Walii, jak i Anglii.


Pierwszy sezon przejściowy, drugi prawie idealny

W pierwszym sezonie Rodgers zajął siódme miejsce. Szczególnie pod koniec kampanii 2012/2013 widać było rękę menadżera. Liverpool grał coraz lepiej i eksperci nie mieli wątpliwości, że ten człowiek może coś dobrego zrobić w czerwonej części Merseyside. Nikt chyba się jednak nie spodziewał, że Rodgers może doprowadzić klub do wicemistrzostwa, a co mówić o walce do ostatniej kolejki o mistrzostwo kraju, którego „Czerwoni” nie zdobyli od 1990 roku. Zabrakło detali, a może czegoś więcej?

Suárez odpowiedzią na wszystkie pytania?

Co by było, gdyby Luis Suárez grał od początku sezonu 2013/2014? Zapewne mistrzostwo Anglii, jednak to tylko gdybanie. Urugwajczyk po sezonie, w którym w kapitalnym stylu zdobył koronę króla strzelców, odszedł do Barcelony. Liverpoolowi odcięto prąd w przedniej formacji. Drużyna przestała masowo strzelać bramki. W dodatku przez większą część sezonu leczył się Daniel Sturridge, który jeszcze kilka miesięcy wcześniej wraz z Suárezem siał postrach wśród obrońców. Po powrocie do zdrowia on również nie był sobą. Stracił kogoś, kto go napędzał, kto często skupiał na sobie całą uwagę obrońców. Aktualnie Anglik znowu jest kontuzjowany i ten sezon, tak dla niego jak i dla całej drużyny, jest praktycznie stracony. Wcześniej kibice Liverpoolu bronili się jak mogli przed stwierdzeniami ekspertów o uzależnieniu zespołu od Luisa Suáreza. Ostatecznie to jednak oni mieli rację – tak wiele zależało od jednego zawodnika. Ale za to jakiego!


Okrutna matematyka

Trzy lata, ponad 212 milionów funtów wydanych na transfery, żadnego trofeum. Liczby nie kłamią i całkowicie obnażają Brendana Rodgersa. Jego poprzednicy radzili sobie pod tym względem lepiej. Oczywiście poza Royem Hodgsonem, ale on miał tylko mały epizod na Anfield. Gérard Houllier wygrał Puchar Anglii, dwukrotnie Puchar Ligi, Tarczę Dobroczynności, Puchar UEFA i Superpuchar Europy. Rafael Benitez zwyciężył w Lidze Mistrzów, Pucharze Anglii, Tarczy Dobroczynności i Superpucharze Europy. Nawet Kenny’emu Dalglishowi, który na krótki czas wrócił na stanowisko menadżera Liverpoolu udało się wygrać Puchar Ligi. Żaden z wyżej wymienionych szkoleniowców nie miał do wydania tylu pieniędzy na transfery, co Rodgers. Rzecz jasna nie wszystkie transferowe wpadki należy przypisać 42-latkowi, gdyż za to odpowiada komitet transferowy, w którym również zasiada Rodgers. Przed startem obecnego sezonu, Liverpool wydał na transfery 117 milionów funtów. Najlepiej obrazuje to zestawienie czterech piłkarzy: Adam Lallana – 25 milionów, Dejan Lovren – 20 milionów, Lazar Markovic – 20 mionów, Mario Balotelli – 16 milionów. W całej liverpoolskiej przygodzie Rodgersa, udane transfery można policzyć na palcach jednej ręki. Są to niewątpliwie stosunkowo tanie transakcje, a mianowicie ściągnięcie z Interu Philippe Coutinho oraz z Chelsea Daniela Sturridge’a. Minionego lata zabrakło Liverpoolowi planu B. Sprzedaż Suáreza była tym, czego spodziewali się wszyscy. Rodgers chciał zastąpić Urugwajczyka Alexisem Sánchezem, lecz ten wybrał Arsenal. Klub na siłę próbował kupić jakiegoś napastnika. Ostateczny wybór okazał się fatalny, a nazywa się on Mario Balotelli.

Niepewna przyszłość

W maju minionego roku, klub przedłużył z Rodgersem kontrakt o kolejne cztery lata. Teoretycznie Irlandczyk ma zaufanie pracodawcy, ale czy na pewno? Włodarze Liverpoolu byli na pewno zachwyceni poprzednim sezonem, w którym ich drużyna do końca biła się o mistrzostwo. Zapewne nie spodziewali się, że kolejny sezon okaże się słaby i „The Reds” znów wypadną z „Wielkiej Czwórki”. Mają teraz niemały dylemat, czy dać ostatnią szansę Rodgersowi, czy poszukać kogoś nowego?


Co sądzą o trzech sezonach Rodgersa kibice Liverpoolu?

Niezwykle ważne miejsce w klubie z miasta Beatlesów zajmują jego wierni fani. Specyficzna więź kibiców i piłkarzy oraz zapierający dech w piersiach hymn – You’ll Never Walk Alone, to znak rozpoznawczy Liverpoolu. 

Również w tej kwestii ważne jest zdanie tych, dla których cała ta gra się toczy. Zapytałem więc o opinię dwóch kibiców „The Reds”: najdłuższego stażem polskiego „Kopite” - Romana „Yodę” Szczepaniaka oraz założyciela polskiego portalu o Liverpoolu lfc.pl – Damiana Szymanderę. O to, co mieli do powiedzenia na temat trzech sezonów Brendana Rodgersa na Anfield.

Roman Szczepaniak:

Rodgers powiedział, że w ciągu trzech lat da klubowi Champions League. Dokonał tego o rok szybciej i  tylko przypadek pozbawił nas mistrzostwa. Liverpool grał skutecznie i bardzo widowiskowo. Nie wiem na ile był to geniusz trenera, a na ile zamydlenie sytuacji poprzez grę genialnego Suáreza (który wg mnie był wówczas najlepszy na świecie) oraz dopasowania do niego pozostałych zawodników. Myślę, że realne spojrzenie na to, co działo się w sezonie 2013/14 nie jest w tym momencie możliwe. Duet SAS strzelił ok 50% goli całej drużyny. Do tego doszedł brak spotkań w środku tygodnia i Liverpool otarł się o mistrzostwo. 

Miałem to (nie)szczęście, że oglądałem z trybun komplet europejskich „away” w tym roku. Trzy razy po 1-0 i remis w Sofii, to wszystko co widziałem. Do tego doszło zlekceważenie nas kibiców i szokujący skład na Santiago Bernabeu. Pozbycie się "mózgu" drużyny na Ataturk i kreśli się obraz nędzy i rozpaczy. Rodgers, to nie Benitez, który był mistrzem taktyki w rozgrywaniu dwumeczów, Irlandczykowi brakuje europejskiego doświadczenia. Czas zadać sobie pytanie, czego oczekujemy? Jeśli następny sezon będzie obfitował w kolejne beznadziejne europejskie wypady, to uważam że Klopp ze swoim doświadczeniem były lepszym rozwiązaniem. Z drugiej strony taka decyzja nie byłaby zgodna z „Liverpool way”. Klub dał trenerowi pięć lat na zbudowanie drużyny. Obecnie mamy (zazwyczaj) najmłodszą wyjściową jedenastkę w lidze i uważam że wszystko jest na dobrej drodze. To ekipa młodych chłopaków po 20-24 lata, która jeśli okrzepnie w bojach może pokazywać na prawdę piękny futbol. Drużyna musi nabrać tylko doświadczenia i priorytetem jest zachowanie obecnego składu. W tym przypadku dałbym Rodgersowi jeszcze czas i znów będziemy mogli śpiewać z dumą "We are Liverpool… We're the best football team in the land...Poetry in motion"

Damian Szymandera:

Innowacyjny szkoleniowiec – w ten sposób mówi o sobie Brendan Rodgers. Katastrofalny występ w półfinale FA Cup nie powinien przysłonić wcześniejszej pracy Irlandczyka. Z drugiej jednak strony nie można udawać, że klub nie zanotował najgorszego początku od sezonu 1964/65. Przed startem kampanii Liverpool wydał  prawie 120 mln funtów na nowych piłkarzy i osiągnął każdy swój cel transferowy, z wyjątkiem Alexisa Sáncheza, który i tak nie planował kariery na Anfield. Niepokojący jest przy tym fakt, że najbardziej solidnym obrońcą jest Martin Škrtel, a prym w ataku wiedzie Raheem Sterling – obaj byli w klubie przed zatrudnieniem Rodgersa. Polityka transferowa Liverpoolu budzi ożywioną dyskusję i nie ma w tym nic dziwnego po tym, jak w ciągu ostatnich dwóch lat do klubu przybyło 17 zawodników, a fundamentalne pozycje wciąż wymagają wzmocnienia – zwłaszcza w środku pomocy. Rodgers popełnił błędy w tym sezonie, a porażka z Villą nie poprawiła bynajmniej jego notowań. Biorąc jednak pod uwagę chęć poszukiwania rozwiązań na boisku, a także złożony i wciąż niezbyt jasny proces rekrutacji, Rodgers zasługuje przynajmniej na kolejny rok. Niekorzystne położenie Liverpoolu podkreśla zestaw danych liczbowych, z którego wynika, że klub zajmuje piąte miejsce w Premier League pod względem przychodów i pieniędzy wydawanych na pensje. Należy podkreślić, że LFC zanotował pierwszy zysk w ciągu siedmiu lat. Wydaje się zatem oczywiste, że Rodgers walczy o czołowe miejsca z pozycji słabszego konkurenta. Jeśli tylko właściciel klubu zdecyduje się kontynuować z nim współpracę, a uważam, że tak zrobi – i wyposaży Rodgersa w zawodników odznaczających się nie tylko sporymi umiejętnościami, lecz także doświadczeniem i cechami przywódczymi, istnieje spora szansa, że menedżer potwierdzi swój status innowacyjnego szkoleniowca w sezonie 15/16.

***

Jak widać powyżej, kibice Liverpoolu myślą podobnie jak właściciel. Według najnowszych doniesień angielskich mediów, Brendan Rodgers wciąż ma jego poparcie, jednak będzie on chciał z nim porozmawiać o przyszłości klubu. Na pewno jest o czym dyskutować, wiele aspektów wymaga poprawy. Tyczy się to szczególnie polityki transferowej LFC. Wszystko wskazuje na to, że Merseyside nie będzie miejscem pracy najgłośniejszego trenerskiego nazwiska w letnim oknie transferowym, Jürgen Kloppa, a przynajmniej nie teraz. Rodgers musi teraz udowodnić swój kunszt i autorytet, który został mocno nadszarpnięty w tym sezonie.