Valverde, Sampaoli, Koeman… Kto najlepszym trenerem dla Barcelony?

2017-05-17 00:18:29; Aktualizacja: 7 lat temu
Valverde, Sampaoli, Koeman… Kto najlepszym trenerem dla Barcelony? Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Rzadko zdarza się tak, by największymi gwiazdami podczas letniego okienka transferowego byli trenerzy.

Tymczasem w Hiszpanii to właśnie o nich mówi się najgłośniej, ponieważ nawet ponad połowa z obecnego zestawu La Liga może zmienić pracodawców. Największe emocje budzi oczywiście kwestia znalezienia następcy Luisa Enrique. Który z kandydatów byłby najlepszy dla Dumy Katalonii?

Aby konstruktywnie odpowiedzieć na powyższe pytanie, trzeba spojrzeć na samego Asturyjczyka. Po sezonie 2013/14 Lucho zastał drużynę zaniedbaną, stworzył rewelacyjną, a zostawia… No właśnie, jaką?

Zatoczone koło

Jeszcze około miesiąc temu wydawałoby się, że jego następca otrzyma niemal gotowy produkt. Zespół nadal głodny sukcesu – wygrana 6:1 z PSG nie wzięła się znikąd – a do tego odświeżony taktycznie, po tym jak Luis Enrique z powodzeniem zaczął stosować system 3-4-3. Kreatywność Leo Messiego znów była maksymalnie wykorzystywana, defensywa została uszczelniona (bilans bramek z tamtego okresu 19:3), Rakitić i Rafinha odnajdywali się w nowych-starych rolach. W efekcie Duma Katalonii znów była jedynym panem i władcą boiska. Tamten okres okazał się co najwyżej niepełnym miesiącem miodowym, bo niedługo potem przyszła porażka z Deportivo La Coruna, wpadka z Malagą i kompromitacja z Juventusem. Barcelona wróciła zatem do punktu wyjścia.

Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, iż dziś Blaugrana jest uzależniona od zrywów Messiego, Suareza i Neymara. Posiadanie ich w składzie to komfort ale, jak pokazał czas, również przekleństwo. „Podam do kogoś z MSN, a on już zajmie się resztą” –  zdaje się myśleć Denis, Andre Gomes, Digne, często Rakitić, momentami nawet Iniesta. Z drugiej strony problem jest podobny, ponieważ szwankuje współpraca pomocników z obrońcami. Katalończycy popełniają błędy w kryciu, odpuszczają wzajemną asekurację, czasem dublują swoje pozycje przez co w innych sektorach boiska tworzy się tak zwana autostrada. „Highway to hell”, co pokazały niektóre mecze.

Wyświechtana metafora o widocznym czubku góry lodowej nigdy nie była tak trafna jak w przypadku Barcelony. W trakcie ostatnich miesięcy sporo mówiło i pisało się bowiem także o zakulisowych problemach drużyny. Nieporozumienia pomiędzy Aleixem Vidalem a Lucho, Messi kręcący nosem na taktykę zamiast zawodnikami rywali, Sergi Roberto rozczarowany grą na prawej obronie… Mało? Ostatnio swoje niezadowolenie w mediach zaczęli manifestować Jordi Alba oraz Andres Iniesta. Szerokim echem odbija się również rzekomy konflikt na linii Neymar-Unzue.

Naturalny następca

W tym momencie powinna zapalić się lampka – czy warto zatem kontynuować obecny projekt pomimo odejścia Luisa Enrique? Te puzzle trzeba już nie tylko poskładać, ale i podkleić, usztywnić, by nie rozsypały się od pierwszego podmuchu wiatru. 

– Jest mało prawdopodobnym, by Unzué przyniósł ze sobą głębsze zmiany – twierdzi Magdalena Żywicka, redaktor naczelna magazynu iOlé! Ten aspekt budzi ogromne wątpliwości. Bo skoro obecne pomysły na prowadzenie Blaugrany przestały dawać oczekiwane efekty, to czemu miałoby służyć taka kontynuacja?

– Bask ma duże doświadczenie w trenerce, problem w tym, że niemal zawsze z drugiego fotela. Śmiem powątpiewać w to, czy samodzielna praca w Numancii w Segunda División mogła dać mu odpowiednie predyspozycje do bycia pierwszym trenerem Barcelony. Niepokoi też to, czy Juan Carlos cieszy się wsparciem szatni. Sergi Roberto oraz Ivan Rakitić mówią o nim w superlatywach, prasa z kolei informowała o braku poparcia ze strony innych graczy. Kluczowy może być także konflikt z Neymarem. «Jeśli Unzue zostanie, ja odejdę» miał zakomunikować Brazylijczyk. – Jak drużyna nie uwierzy, że z obecnym asystentem jest w stanie coś wygrać, to po prostu nie wygra – podsumowuje Żywicka.

Pan psycholog

Skoro więc tak ważny staje się aspekt mentalny, logicznym posunięciem byłoby zwrócenie uwagi ku Jorge „El Loquito” Sampaolemu. Podczas pracy w reprezentacji Chile niejednokrotnie pokazał, iż potrafi zarządzać szatnią pełną trudnych charakterów. Z największego bumelanta w kadrze, czyli Jorge Valdivii, zrobił „Pana Piłkarza”, a także potrafił okiełznać Arturo Vidala. Okazał mu zaufanie nawet wtedy, gdy pomocnik rozbił samochód pod wpływem alkoholu. Argentyńczyk nie wyrzucił go z drużyny, lecz postawił do pionu, a ten nadal był kluczową postacią La Rojy. Sampaoli nie tracił szacunku nawet u etatowych ławkowiczów, co pokazuje przykład Francisco Silvy. W finale Copa America dał mu 120 minut gry, a ten przez cały mecz biegał, jakby zamiast płuc miał generator atomowy. Ciekawa kwestia, choć nie do zmierzenia – na ile jednak wszystko powyższe wynikało też ze sportowego patriotyzmu?

Kropkę nad „i” ale pod znakiem zapytania stawia Tomasz Ćwiąkała, komentator Eleven Sports. – Wielu zawodników, którzy przychodzili do Sevilli jako gwiazdy, Ben Yedder, Jovetić oraz Ganso, musi się godzić z rolą rezerwowych i nie narzekają na to otwarcie. Z drugiej strony myślę, że w Barcelonie nie znalazłby wielu graczy, którzy zaakceptowaliby taki stan rzeczy. Jestem przekonany, iż doszłoby do jakiejś awantury, gdyby na przykład Luis Suarez się zaciął i trzy spotkania z rzędu przesiedział na ławce – uważa ekspert ligi hiszpańskiej. 

Innym ważnym, choć często pomijanym w dyskusjach aspektem, jest swego rodzaju egoizm Sampaolego. Czy potrafiłby się ugiąć i pójść na kompromis z zarządem lub dyrektorem sportowym Dumy Katalonii? – Wydaje mi się, że mógłby być z tym problem, co pokazała sytuacja związana z reprezentacją Argentyny. Gdyby pragnął pozostać fair, załatwiłby wszystko po cichu, tymczasem to, że negocjował z AFA jest tajemnicą poliszynela. Kierowanie się głównie własnym interesem zapewne doprowadziłoby do wielu tarć. Barcelona uniknęłaby tego typu kłopotów, gdyby zdecydowała się na Ernesto Valverde – wnioskuje Ćwiąkała.

W kandydaturze Sampaolego jest też pewien paradoks. Cules podkreślają, iż Barcelona znacznego taktycznego odświeżenia. Argentyńczyk co prawda potrafi wywrócić do góry nogami strategię zespołu, lecz to bielsista. El Loquito dokonałby więc raczej kosmetycznych zmian w sposobie gry Katalończyków, co niekoniecznie musiałoby dać sukces.

Mrówcza praca

Obecny trener Athleticu natomiast ma jedną zaletę, jakiej Sampaoli nie posiada – był związany z Blaugraną już wcześniej. I choć nie zna jej na wylot niczym Guardiola, ponieważ spędził tam tylko dwa sezony (choć za czasów Cruyffa), na pewno nieco lepiej rozumie specyfikę środowiska, w jakim przyszłoby mu działać.

El Txingurri (z baskijskiego – mrówka) sprawia wrażenie osoby, która chciałaby, żeby o jego klasie i warsztacie świadczyły przede wszystkim czyny. Żaden z niego człowiek-anegdota, raczej pracuś, jak mówi o nim pseudonim. Za jego ostatniej kadencji w Athleticu Lwy odnosiły wyniki najlepsze od kilkunastu sezonów. Po 17 latach przerwy Ernesto wprowadził Basków do Ligi Mistrzów, dotarł do finału Pucharu Króla, w końcu wygrał Superpuchar Hiszpanii – pierwsze trofeum dla drużyny z Bilbao od 1984 roku.

– Nie ma lepszego szkoleniowca dla Athleticu – mówił o nim Josu Urrutia, prezydent klubu. – Gram w tym zespole od lat, ale nigdy nie pracowało mi się tak dobrze jak ze sztabem dowodzonym przez Valverde – opowiadał Mikel San Jose. – Chcielibyśmy, żeby z nami został – deklarował Inaki Williams. Tego typu wypowiedziami dałoby się zapełnić kilka stron w wordzie i to stosunkowo małą czcionką. Trudno o lepsze rekomendacje.

Jaki jest futbol El Txingurriego? To zależy o jakim meczu mówimy. Nie jest tak, że Lwy przyjmują warunki każdego rywala, ale do każdego rywala starają się dobrać odpowiednią taktykę. Pragmatyzm – to chyba najlepsze określenie dla scharakteryzowania podejścia obecnego trenera drużyny z Bilbao. Valverde skupia się na tym, by zawsze maksymalnie wykorzystać walory swoich piłkarzy, pod ich umiejętności dobiera strategię. Nie równajcie tego jednak z murowaniem bramki i atakowaniem jedynie za pomocą desperackich kontr. Takie podejście nie pozwoliłoby jego ekipie rozjechać Las Palmas 5:1 czy Barcelonę 4:0 we wcześniej wspomnianym Superpucharze Hiszpanii.

– Valverde kojarzony jest też z futbolem siłowym – poniekąd słusznie zauważył Karol Chowański w felietonie na fcbarca.com. Głupio byłoby jednak nie korzystać z warunków fizycznych np. San Jose, Aduriza, Laporte'a lub Raula Garcii. Być może byłaby to także recepta na trwałe uszczelnienie defensywy Dumy Katalonii? – Kto sądzi, że zdecydowana, ostra gra w obronie kłóci się z rozmachem w ofensywie, pomija historię i skład Barcelony Cruyffa, Dream Teamu z lat 1988-94. I zbyt rzadko ogląda Real – celnie puentuje Chowański.

Nie wiadomo, czy „Mrówka” chciałby, aby jego Blaugrana grała w podobny sposób. Athletic jest dość mocno ograniczany kadrowo ze względu na jego politykę narodowościową, dlatego trzeba wziąć poprawkę na to, iż na San Mames liczy się skuteczność, a nie walory estetyczne. Z drugiej strony ten sam aspekt może stanowić również mocny argument potwierdzający wysoki warsztat szkoleniowca z Estremadury. Jakby nie patrzeć miał bardzo wąski wybór jeśli chodzi o zawodników, a mimo to stworzył drużynę, która rok w rok osiągała sukcesy (patrząc w odpowiedniej skali).

Co z wychowankami?

Hiszpańskie media piszą, że również ta kwestia będzie miała znaczenie przy wyborze trenera. Mocny argument za swoimi kandydaturami mieliby zatem właśnie Ernesto Valverde oraz Ronald Koeman. Bask z wielu canteranos zrobił ważnych graczy pierwszej ekipy. Ba, być może niebawem gwiazdy futbolu, bo Laportem czy Williamsem non stop interesują się europejscy potentaci. Gigantyczny postęp pod jego okiem zaliczyli także Kepa Arrizabalaga, Yeray, Inigo Lekue, a nawet Sabin Merino.

Holender z kolei bardzo podobnie działa w Evertonie. – Barcelona potrzebuje odświeżenia, więc myślę, że Koeman by się w niej sprawdził – uważa Michał Gutka, dziennikarz Przeglądu Sportowego. – To człowiek z pomysłem, ma duże doświadczenie i nie boi stawiać się na młodzież. Na pewno czerpałby z lepszej puli niż robi to teraz czy wcześniej w Southamptonie – twierdzi. Faktycznie, choćby w tym sezonie szkoleniowiec The Toffees dał sporo szans młodym graczom, jak Mason Holgate, Matthew Pennington czy Tom Davies, a ci, w najgorszym wypadku, grali przyzwoicie. W Dumie Katalonii również miałby kogo rzeźbić.

– To, jak podchodzi do sytuacji kontraktowej Romelu Lukaku, czy jak nie bał się zwracać uwagi Rossowi Barkleyowi dowodzi, że Koeman umiejętnie zarządza ludźmi oraz pokojowo rozwiązywać problemy. Jego działanie przyniosło efekty, a jednocześnie udowodnił, iż dobro drużyny stawia ponad najważniejsze jednostki – opowiada Gutka.

– Jeśli chodzi o sposób gry, Holender w kombinował już z 4-3-2-1, 4-3-3, ale nie bał się też stawiać na trójkę obrońców, co kiedyś ciekawie tłumaczył w Monday Night Football. Akurat zdecydował się na taką zmianę jeszcze jako menedżer Southamptonu, gdy zespół tracił za dużo goli. Decyzja okazała się trafiona. To pokazuje, że Koeman jest elastycznym trenerem. Nie wiem, czy już pokazał na tyle dużo, by powierzać mu pracę w Barcelonie, ale gdyby tak się stało, kibice nie powinni panikować. To kandydat może nie wymarzony, jednak z pewnością solidny – podsumowuje dziennikarz PS.

Ten obcy

Jest jeszcze jeden potencjalny następca, o którym wspominają media, ale jego zatrudnienie wydaje się akurat najmniej prawdopodobne. To Laurent Blanc, były selekcjoner reprezentacji Francji, a do niedawna trener PSG. Niby swój, bo przez jeden sezon grał w Barcelonie, a jednak obcy, ponieważ tylko ten rok łączy go jakkolwiek z hiszpańskim futbolem.

– Jego PSG koncentrowało się na zdominowaniu rywala. W lidze miało wysokie posiadanie piłki i konsekwentnie zadawało kolejnych ciosów. Grało piłkę ładną dla oka, co gwarantowali artyści typu Verratti, ale ogólnie rzecz biorąc styl raczej był dodatkiem do wyników, a nie odwrotnie – opowiada Dawid Cach, redaktor portalu leballonmag.pl, poświęconemu francuskiemu futbolowi.

Za kadencji Blanca schody dla Paryżan zaczynały się w Lidze Mistrzów. Prowadziły wprost do szklanego sufitu, którym trzykrotnie okazał się ćwierćfinał. – Jakość piłkarzy mogła być przyczyną klęski w 2015 roku w dwumeczu z Barceloną. W rywalizacji z Chelsea i City osiągali niezłe wyniki w pierwszym meczu, natomiast trwonili je w rewanżach – mówi ekspert. 

– Uważam, że te spotkania ewidentnie obnażały słabości Laurenta. Zawsze kiedy sytuacja drużyny zaczynała się jakkolwiek komplikować, on też tracił grunt pod nogami i panikował. Dowodziła temu chociażby rywalizacja z The Citizens, kiedy to w drugim meczu nagle postanowił zastosować nową taktykę, jakiej nigdy wcześniej jego zespół nie ćwiczył. A zatem można powiedzieć, iż Blanc nigdy nie miał żadnego planu b w przypadku gorszych momentów, co również obciąża jego konto – twierdzi Cach.

Nie wiadomo też jak Francuz poradziłby sobie z szatnią pełną gwiazd i to w większości nasyconych gwiazd. Charyzmy w nim tyle co refleksji w słynnych filmikach Serge'a Auriera, które zresztą są dobrymi przykładami na to, iż Blanc raczej nie cieszył się zbyt dużym szacunkiem w szatni. Złośliwi twierdzili, że drużyną tak naprawdę rządził Ibrahimović, a wcześniej wspomniany prawy obrońca miał rację, nazywając Laurenta „pi*dą”. Ile osób, tyle opinii, choć media czy zarząd raczej ocieplali wizerunek Laurenta. Mimo tego, całościowo jawi się on jako szkoleniowiec stosunkowo… nijaki.

Vox populi

Ostatnimi czasy media pisały w tym temacie stosunkowo mało, choć dwa dni temu przed szereg wyszła stacja radiowa RAC1. Dziennikarze tejże redakcji są niemal pewni, iż następcą Luisa Enrique zostanie Ernesto Valverde. Z kolei kataloński Sport niedawno przeprowadził ankietę wśród swoich czytelników, z której wynika, że El Txingurri jest również faworytem kibiców. Trener Athleticu zebrał bowiem 41% poparcia, o 11 punktów dystansując Jorge Sampaolego. Pozostali nie wychylili się poza próg 10%. Katalońska rozgłośnia radiowa twierdzi ponadto, iż ostateczną decyzję Josepa Bartomeu i jego świty poznamy tuż po finale Pucharu Króla, czyli również po zakończeniu sezonu przez Barcelonę. A zatem pozostaje nam tylko zachować cierpliwość przynajmniej do 27 maja...

MARIUSZ BIELSKI
Więcej na ten temat: Trenerzy FC Barcelona Hiszpania LaLiga