W Lubinie długi weekend zaczyna się w czwartek. Zagłębie górą w rywalizacji z Legią
2016-04-28 20:16:17; Aktualizacja: 8 lat temu100-lecie Legii wcale nie musi być taką sielanką. Zagłębie w Lubinie upokarza warszawskiego krezusa i wprowadza w jego szeregi sporo niepokoju tuż przed finałem Pucharu Polski.
Do meczu z Zagłębiem Legia przystąpiła w nieco okrojonym składzie. W środku tygodnia Kuba Rzeźniczak poinformował za pomocą mediów społecznych, że z powodu urazu jego występ będzie niemożliwy, a przez czwartą żółtą kartkę, która tak wpieniła przed tygodniem Stanisława Czerczesowa, pauzować musiał Tomasz Jodłowiec. Najbardziej niezadowolony z tego faktu był chyba… Guilherme. Brazylijczyk z powodu absencji byłego zawodnika Śląska Wrocław, po raz kolejny pełnił funkcję środkowego pomocnika. W meczu z Cracovią udowodnił, że również na tej pozycji gwarantuje drużynie jakość, jednak wynikało to bardziej ze świetnej formy, w jakiej znajduje się ten ofensywny gracz niż jego rzeczywistego przystosowania do bycia łącznikiem między obroną a atakiem.
Od momentu, gdy sędzia Frankowski rozpoczął mecz, dało się wyczuć ogromny ścisk na boisku. Zagłębie imponuje w tym sezonie swoim zdyscyplinowaniem taktycznym i to właśnie od tej strony zespół Stokowca pokazało się w pierwszej części gry. Pierwszą groźną okazję lubinianie wypracowali sobie w szóstej minucie. Piłkę za wysoko ustawioną linię obrony posłał Jarosław Kubicki, jednak okazała się ona minimalnie za mocna i Arkadiusz Malarz uprzedził ścigającego futbolówkę Krzysztofa Piątka, interweniując wślizgiem przed polem karnym. Wybicie okazało się jednak tak niefortunne, że trafiło tuż pod nogi Arkadiusza Woźniaka, który chciał uderzeniem lobem pokonać golkipera gości. Piłka frunęła w powietrzu chwilę, jednak dla ludzi obecnych na stadionie ta chwila przemieniła się w wieczność i ostatecznie trafiła, na nieszczęście gospodarzy, w poprzeczkę.
Lubinianie szybko doskakiwali do swoich rywali i pomimo że warszawianie mają swoich szeregach takie techniczne tuzy jak Duda, czy Guilherme, to nieprawdopodobną trudność stanowiło wymienienie między nimi nawet paru podań. Zagłębie przystemplowało swoją wyższość w 12. minucie. Od początku rundy wiosennej, gdy w stronę bocznej chorągiewki boiska maszeruje Filip Starzyński, to od razu wiadomo, że jest wielce prawdopodobne, iż za moment rywale „Miedziowych” znajdą się w tarapatach. Nie inaczej było tym razem. Po dośrodkowaniu „Figo” z rzutu rożnego na krótki słupek zszedł Woźniak, za którym nie nadążył Jędrzejczyk. Po tym, jak skrzydłowy gospodarzy przedłużył tor lotu piłki, znalazła się ona w zasięgu Tosika, który uderzeniem głową dał prowadzenie swojemu zespołowi.
Boiskowa supremacja Zagłębia wynikała głównie z tego, że środek pola został zdominowany przez parę Łukasz Piątek – Jarosław Kubicki. Szczególnie ten drugi sprawiał wrażenie, jakby miał oczy dookoła głowy i zawsze, gdy tylko wiedział, że za chwilę piłka znajdzie się pod jego nogami, to analizował ustawienie swoich kolegów. Oprócz tego brylował w defensywie i skutecznie wyłączył z gry Ondreja Dudę.
Przez ponad trzydzieści minut kompletnie niewidoczny był Michał Kucharczyk. Stanisław Czerczesow zdecydował się wystawić go na prawym skrzydle, zapewne po to, by wykorzystać to, że miał tam za rywala Jakuba Tosika, który zastępował kontuzjowanego Cotrę. Szkoleniowiec Legii jednak się sporo przeliczył, bo Tosik był dzisiejszego popołudnia praktycznie nieomylny.
Nie dość, że stołeczna drużyna praktycznie nie istniała na połowie rywali, to na dodatek bardzo łatwo było ją skontrować. Na chwilę przed przerwą jeden z takich szybkich ataków pozwolił podwyższyć prowadzenie Zagłębiu. Świetnego parudziesięciometrowym crossem z woleja obsłużył Krzysztofa Piątka Filip Starzyński. Napastnik gospodarzy wpadł w pole karne i precyzyjnym uderzeniem pokonał Malarza. Warto dodać, że genezą kontrataku była… strata Kucharczyka.
Poprawa, ale tylko minimalna
Legia w drugiej połowie zagrała znacznie lepiej, jednak prawda jest taka, że poprzeczkę miała naprawdę nisko zawieszoną poprzeczkę. Warszawianie wzięli się w garść i zaczęli skrupulatnie budować swoje ataki. Siłę ofensywną przyjezdnych mieli wzmocnić Hamalainen i Aleksandrov, którzy pojawili się na murawie za wybitnie miernych dzisiaj Prijovicia i Kucharczyka. Legia pomimo znacznej przewagi w posiadaniu piłki nie potrafiła jednak sprostać świetnie broniącemu Martinowi Polackowi i ogólnie całej defensywie Zagłębia, która w tym meczu po prostu dała radę.
„Legioniści” mieli spotkaniem w Lubinie zapewnić sobie wicemistrzostwo (tak by się stało, gdyby wygrali to spotkanie) i poprawić sobie humory przed poniedziałkowym finałem Pucharu Polski, jednak stało się zupełnie inaczej. Zagłębie dało Legii nie tyle prztyczka w nos, ile solidnego kuksańca i boleśnie sprowadziło ich na ziemię. „Miedziowi” w swojej trzeciej potyczce w tym sezonie z warszawianami w końcu są górą i zdobywają trzy oczka szalenie ważne w kontekście walki o europejskie puchary.