170 centymetrów magii na Carrow Road. Liverpool o 7 punktów od mistrzostwa

2014-04-20 15:47:19; Aktualizacja: 10 lat temu
170 centymetrów magii na Carrow Road. Liverpool o 7 punktów od mistrzostwa Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Connor Wickham i Raheem Sterling. Te dwa nazwiska będą w najbliższym czasie, a i już są, odmieniane przez wszystkie przypadki przez kibiców Liverpoolu. To ci dwaj sprawiają, że mistrzostwo "The Reds" jest coraz bliżej.

Wczoraj pierwszy z nich ukłuł Chelsea, a kilka dni wcześniej, dwukrotnie, Manchester City. Wydatnie przyczyniając się - jak dobrze wiemy - do porażki "The Blues" na Stamford Bridge i remisu "The Citizens" na Ettihad Stadium. Oczywiście Sunderland walczy o swoje utrzymanie, ale że przy tym dał tak wiele Liverpoolowi - chyba żaden kibic z czerwonej części Merseyside nie ma nic przeciwko.
 
Dzisiaj swoją cegiełkę do tej niespodziewanej od Wickhama i kolegów dołożył Raheem Sterling. Mierzący ledwie 170 cm skrzydłowy pokazuje ostatnio na boisku dojrzałość i niespotykaną wcześniej stabilną formę. Sterling jest cichym bohaterem ostatnich tygodni, który dzisiaj jednak wyszedł z cienia Suareza i Gerrarda (Sturridge i tak nie grał) i zaliczył - jak by to napisali Hiszpanie - "partidazo". Mecz-marzenie. Dwie bramki i asysta, które pozwoliły LFC odskoczyć zarówno Chelsea, jak i City. I wywrzeć na ekipie z Manchesteru ogromną presję przed meczem z West Bromem, który jakoś specjalnie nigdy "The Citizens" nie leżał.
 
 
Tym samym Liverpool zbliżył się na trzy kroki do mistrzostwa Anglii. Goal.com pyta dziś na Twitterze, czy najbardziej niespodziewanego w historii tych rozgrywek (od sezonu 1992/93). I prezentuje następującą grafikę:
 
 
Przed sezonem pewnie popukalibyśmy się w głowę, gdyby ktoś nam powiedział, że "The Reds" powalczą o tytuł. Przy tych wszystkich zawirowaniach wokół Suareza? Tych wszystkich zawodnikach, których ostatecznie nie udało się ściągnąć (Williana czy Diego Costę latem, a później przecież Salaha czy Konoplankę zimą)? Nie ma szans!
 
A jednak. Liverpool jest w gazie, musi zdobyć siedem punktów w trzech meczach (a jeśli Manchester City bądź Chelsea gdzieś się potkną, to nawet mniej), co wydaje się być stosunkowo łatwe. Zwłaszcza patrząc na obecną passę LFC.
 
 
Na rozkładzie kolejno:
 
- Arsenal (5:1)
- Fulham (3:2)
- Swansea (4:3)
- Southampton (3:0)
- Sunderland (2:1)
- Manchester United (3:0)
- Cardiff City (6:3)
- Tottenham (4:0)
- West Ham (2:1)
- Manchester City (3:2)
- Norwich City (3:2)
 
Za każdym razem co najmniej dwa gole strzelone. Często też co najmniej dwa stracone, ale tutaj potwierdza się, że atak Liverpool ma na finał Ligi Mistrzów, ale obronę to tak maksymalnie na Ligę Europy. Dzisiaj też - czego może nie widać w powyższych, dość okrojonych skrótach - duet stoperów Sakho-Skrtel momentami był mocno elektryczny. Ale czy ktoś o to w tej chwili dba? Chelsea przegrała, City ograne tydzień temu, w dodatku zatrzymane przez Sunderland w środę... Czego chcieć więcej?
 
Tak, wiemy. Punktów z Chelsea. Nawet jeden sprawi bowiem, że wszystko pozostanie już do końca w nogach podopiecznych Brendana Rodgersa.