10 nieszczęść i Oscar - holenderska poprawka niemieckiej roboty

2014-07-13 00:43:30; Aktualizacja: 10 lat temu
10 nieszczęść i Oscar - holenderska poprawka niemieckiej roboty Fot. Transfery.info
Marcin Żelechowski
Marcin Żelechowski Źródło: Transfery.info

Beznadzieja, katastrofa czy blamaż, to tylko jedne z określeń, które nasuwają się przy podsumowaniu występu Brazylii w meczu o trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata.

Mieli zagrać jakby to był finał, mieli wynagrodzić całemu narodowi cierpienie, jakie przeżywali w półfinale z Niemcami, a tymczasem wbili sobie gwóźdź do własnej trumny. A za młotek chwycili już na samym początku...

 

 
 
I choć sędzia sprezentował jedenastkę Holendrom, to chyba wśród gospodarzy mundialu nikt nie powinien mieć pretensji, żyjąc z świadomością, że Thiago Silva musiał dostać czerwoną kartkę.
Kolejny mocne uderzenie młotka nadeszło chwilę później, rozpoczynając powtórkę spektaklu sprzed trzech dni. 
 
Bramka Bilnda pokazała także, że Brazylia to nie drużyna, której brakuje napastnika, kreatywnego pomocnika czy skrzydłowych z prawdziwego zdarzenia, ale zespół, który wygląda na zbieraninę przypadkowych osób, także w defensywie. 
 
 
 
Holandia wygrała mecz w piętnaście minut, a reszta spotkania była już tylko festiwalem sędziowskich błędów i biciem głową w mur przez bezradnych gospodarzy. Upadek to delikatne sformułowanie.
Europejski projekt w Brazylii nie sprawdził się ani trochę. Pokazali to bezwzględni Niemcy, udokumentowali to nieopierzeni piłkarze "Oranje", którzy pokazali, że za dwa lata mogą sięgnąć po mistrzostwo Europy, nabierając doświadczenia.
W tej chwili Brazylia to parodia, w której jedynym zawodnikiem zasługującym na grę w "Canarinhos" był Oscar, nie tylko wyróżniający się, ale przede wszystkim Latynos z krwi i kości. Przebojowy, nieobliczalny. Ciężko jednak w pojedynkę walczyć o najwyższe cele, gdy za partnerów ma się wyrobników.
Pastwienie się nad Hulkiem, Jo, czy duetem Luiz Gustavo-Paulinho nie ma najmniejszego sensu. Tej kadrze brakuje duszy, stylu, który zaczął ginąć w 2006 roku wraz z odejściem Ronaldo, Adriano i wielu innych. Znamienne jest to, że niegdyś Brazylijczycy brylowali na hiszpańskich boiskach, a dziś przede wszystkim na angielskich. To ewolucja, która ewidentnie w "Kraju Kawy" odbija się czkawką.
Tej kadrze brakuje też mentalności. O ile wśród fanów można było dostrzec rozpacz, o tyle mimo marnych prób zrywów, Brazylijczycy przypominali polską kadrę zbierającą się do boju, czyli nie zbierającą się wcale. Uśmiech na twarzach reprezentantów w końcówce przegranego z kretesem meczu mówi wszystko.
A honor? Honor najlepiej zobrazowała bramka na 3:0, po której Brazylijczycy nawet nie spuścili głów, wiedząc że za kilka minut ich koszmar się skończy i rozjadą się na urlopy, gdzie bez gazet i internetu będą odcięci od całej krytyki, która na nich spłynie.
 
 


Autorzy: Marcin Żelechowski, Krzysztof Klebanowski