LE: Mecz bez historii na Stadio Olimpico
2013-09-20 01:28:17; Aktualizacja: 11 lat temuLegia Warszawa rozpoczyna swoją przygodę z Ligą Europejską od porażki na wyjeździe z Lazio Rzym 1:0.
Wstydu nie ma i punktów też. W tych kilku słowach można podsumować spotkanie mistrza Polski z "Biancazzurri". Szkoda, że podopiecznym Jana Urbana nie udało się urwać choćby punktu wyżej notowanemu rywalowi, który w dodatku nie zagrał z "Wojskowymi" w najmnocniejszym składzie, a to ze względu na niedzielną derbową potyczkę z Romą.
Początek meczu nie zapowiadał nam zbyt wielu emocji. Obie jedenastki grały spokojnie i nie chciały popełnić głupiego błędu, który mógłby ich kosztować zwycięstwo. Efektem takiej gry była mała ilość strzałów. W pierwszych 20. minutach zobaczyliśmy zaledwie dwa niecelne uderzenia w wykonaniu Sergio Floccariego oraz Dominika Furmana.
W tym czasie optyczną przewagę na placu gry zyskali gospodarze, ale nie była ona na tyle mocna, aby zepchnęła Legię do skomasowanej defensywy. Włosi wyraźnie bali się zabójczej kontry w wykonaniu gości. Trzeba przyznać, że obawy podopiecznych Vladimira Petkovvicia były słuszne, ponieważ w 22. minucie w sytuacji sam na sam z Frederico Marchettim znalazł się Jakub Kosecki, który otrzymał fantastyczne podanie od Miroslava Radovicia. Niestety, strzał "Kosy" został sparowany na rzut rożny przez włoskiego golkipera. Była to pierwsza i zarazem ostatnia groźna sytuacja w pierwszej połowie tego spotkania.Popularne
Do przerwy bardzo dobrze prezentowała się obrona "Wojskowych", która nie popełniała błędów. Podobny poziom prezentowali dwaj defensywni pomocnicy warszawskiego zespołu, ale niestety w ataku skazany na pojedynki z Luisem Cavandą był Kosecki. Skrzydłowy reprezentacji Polski mimo, że był sybszy od Belga to jednak nie potrafił sobie z nim poradzić, ponieważ ten nadrabiał wszystko znakomitym ustawieniem i tłamsił zapędy Legionisty w zarodku. Na drugim boku nieprzekonujący był Henrik Ojamaa, a na szpicy bezproduktywny był Marek Saganowski.
W drugiej części meczu, gospodarze postanowili wrzucić wyższy bieg i niemal od razu przyniosło to oczekiwany skutek w postaci bramki. W 53. minucie indywidualnym rajdem z lewej strony popisał się Keïta Baldé, który dośrodkował z linii końcowej w pole karne, a tam idealnie na piłkę nabiegł Hernanes, który ubiegł próbującego interwencjować Tomasza Brzyskiego i pokonał Wojciecha Skabę.
Lazio po osięgnięciu celu wróciło do gry z pierwszej połowy. Niestety, Legia nie potrafiła niczym szczególnym zaskoczyć defensywy gospodarzy, która szczelnie zamknęła wszystkie sektory boiska i nie dała się zaskoczyć do końca spotkania.
"Wojskowi", jako zespół prezentował się w Rzymie całkiem nieźle. W obronie znakomicie spisywali się Jakub Rzeźniczak oraz Dossa Júnior. Z kolei w ataku zabrakło typowego egzekutora, który zwróciłby na siebie uwagę kilku zawodników "Biancazzurrich", umożliwiając większe pole manewru swoim partnerom. A tak gra podopiecznych Urbana była przewidywalna i poradzili sobie z nią piłkarze Petkovicia, którzy nie musieli się nawet zbytnio wysilić, a o to im w głównej mierze chodziło, aby wygrać najmniejszym nakładem sił przed niedzielną potyczką z Romą.
Cóż, Lazio i tak jest faworytem grupy. Nam pozostaje walka o drugie miejsce z Trabzonspoerem i Apollonem.