Messi dobija do Neymara, Nigeria wciąż ma kompleks Argentyny
2014-06-25 20:11:53; Aktualizacja: 10 lat temuDziwny to był mecz. Piorunujące początki połów, a później dużo wolniejsze tempo. Nie od dziś jednak wiadomo, że cel, czyli awans, uświęca środki, a ten udało się osiągnąć obu uczestnikom starcia w Porto Alegre.
Tym, którzy nastawiali się na losowanie, Nigeria, Argentyna i Bośnia zagrały mocno na nosie. Trzy minuty meczu "Albicelestes" - 1:1. Kilka chwil później 1:0 dla Bośni. Mimo to dziś o 18:00 było znacznie ciekawiej, niż wczoraj o tej samej porze.
Nigeria z Argentyną umówiły się chyba, że zaczynają od progu 1:1, a że sędzia nie chciał dać się na to namówić, to uznały, że wypada dotrzymać układu. Najpierw słupek dwukrotnie, przy pomocy Vincenta Eneyamy, obił Di Maria, a sekundę później piłka spadła pod nogi Leo Messiego. Jaki może być wynik równania Messi + piłka + bramkarz na ziemi?Popularne
Skoro pewnie bez błędu rozwiązaliście poprzednie zadanie, nie będziecie też mieli problemu z kolejnym, nieco bardziej skomplikowanym? Uważajcie. Co daje szybko strzelony gol po odjęciu koncentracji w obronie?
No dobra, rozumiemy, że zaraz zaczynają się wakacje i że o matematyce ci z Was, którzy uczą się lub studiują, nie chcą słuchać, dorzucimy ostatnie już równanie z pierwszej połowy. Wynik satysfakcjonujący Argentynę + wynik satysfakcjonujący Nigerię = - emocje. Niestety. Pierwsza połowa była mocno bezpłciowa, a jedyne, co warte wspomnienia, to "zaufanie", jakie koledzy z reprezentacji mają do Sergio Aguero. Oto, ile podań otrzymał przez pierwsze dwa kwadranse:
Argentyńczyk jednak uznał, że skoro koledzy nie chcą, by uczestniczył w grze, to złapie kontuzję. W 38. minucie nie było go już na boisku. Z ławki obejrzał to uderzenie Messiego z rzutu wolnego, spinające klamrą pierwszą połowę, w której emocje poszły spać właściwie w 4. minucie i obudziły się w 46. Wynik? 2:1, choć ciężko powiedzieć, by bramki odzwierciedlały atrakcyjność spotkania.
Co nie zmienia faktu, że bez Messiego byłoby jeszcze gorzej.
Class free kick #Messi #NGAvsARG
— Usain St. Leo Bolt (@usainbolt) czerwiec 25, 2014
Wielki Messi.
— Paweł Machitko (@PawelMachitko) czerwiec 25, 2014
Strach pomyśleć, czym obie reprezentacje wzmacniały się w szatniach, bo tak jak w pierwszej, tak i w drugiej odsłonie oglądaliśmy dwa gole w pierwszych pięciu minutach po wyjściu na boisko.
Najpierw zarówno w dużym meczu Nigeria-Argentyna, jak i w mniejszym starciu Musa-Messi zrobiło się 2:2…
…a następnie doczekaliśmy się pierwszego nie-samobójczego gola dla Argentyny, którego nie strzelił Leo Messi. Nie zrobił tego też ani di Maria, ani Higuain, ani Lavezzi, a krytykowany za słabą grę w poprzednich meczach Marcos Rojo.
Gol lewego obrońcy Sportingu Lizbona pobudził jego kolegów do gry, jakiej kibice bezskutecznie oczekiwali od nich od początku brazylijskiego mundialu. Prowadzenie „Albicelestes” nie powiększało się tylko dlatego, że Vincent Enyeama pokazywał, dlaczego jest uznawany za najlepszego bramkarza Ligue 1.
Analogii między obiema połowami meczu trudno było nie dostrzec – po mocnym początku tempo na długie minuty wyraźnie spadło.
Spadło do tego stopnia, że zainteresowanie trzeba było przenieść na zmiany. Pierwszy raz w czasie turnieju z boiska został ściągnięty Messi.
Z innych powodów plac gry musiał opuścić Michael Babatunde. Często mówi się, że strzały mogą „przełamać ręce”, jednak ten zwrot w przypadku uderzenia Ogenyiego Onaziego nabrał smutnego, dosłownego znaczenia.
Argentynie pod koniec spotkania znowu zaczęło się chcieć, a dowodem na to są sytuacje Lavezziego i bohatera dzisiejszego głośnego transferu z Benfiki do Zenita Sankt Petersburg, Ezequiela Garaya. Wciąż jednak albo brakowało celności, albo swoje robił Enyeama.
Nigeryjczycy też próbowali zmienić historię, gdyż w każdym z trzech poprzednich swoich mundialowych meczów z Argentyną zawsze przegrywali jedną bramką (chociaż nigdy 2:3, więc jakiś progres jest).
Starych rachunków wyrównać się nie udało, ale w obozie „Super Orłów” nikt nie zamierzał rozpaczać, bo dzięki korzystnemu wynikowi w meczu Bośni i Hercegowiny z Iranem stali się pierwszą afrykańską drużyną, która awansowała do fazy pucharowej mistrzostw, gdzie na 99 % będą czekać na nich rozpędzeni Francuzi.
A co z Argentyną? Dziewięć punktów po trzech minimalnych zwycięstwach daje dość fałszywy obraz siły tego zespołu, chociaż trzeba przyznać, że dzisiaj „momenty były”. Na Ekwador lub Szwajcarię te „momenty” mogą wystarczyć, schody powinny się dla Messiego i spółki zacząć dopiero od fazy ćwierćfinałowej.
A na zakończenie potwierdzenie, jakim szacunkiem wśród gwiazd argentyńskiej kadry cieszy się Alejandro Sabella.
AUTORZY RELACJI: Szymon Podstufka, Tadeusz Olewicz