„Miałem dostać 1,5 miliona złotych za milczenie”. Skandal wokół Sląska Wrocław
2023-10-02 14:21:16; Aktualizacja: 1 rok temuMarcin Torz, wrocławski dziennikarz, otrzymał przed wyborami zaskakującą ofertę pracy na wysokim stanowisku w Śląsku Wrocław, nie mając do tego żadnych kompetencji. W rozmowie z Weszlo.com ujawnił on szczegóły tej sprawy.
O ofercie dla Torza zrobiło się głośno już jakiś czas temu, gdy ten ujawnił prywatną korespondencję z działaczami wrocławskiego klubu. Ci oferowali mu wielkie pieniądze w zamian za objęcie funkcji wiceprezesa.
Propozycja mogła zaskakiwać z kilku względów. Przede wszystkim dziennikarz mocno krytykował działania prezydenta miasta Jacka Sutryka i odsłaniał kulisy działalności jego współpracowników. Po drugie Torz nie miał żadnych kwalifikacji, by rzeczoną posadę przejąć.
W tej sprawie kontaktowało się z nim kilka osób, w tym nowy prezes, Patryk Załęczny, proponując na starcie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Popularne
Marcin Torz przedstawił swoją wersję zdarzeń w rozmowie z portalem Weszlo.com.
- Prawnik podpowiedział mi, żebym spróbował eskalować żądania i zobaczymy wtedy, jak daleko będą w stanie się posunąć. Zanim czegokolwiek sobie zażyczyłem, Załęczny zagwarantował mi samochód służbowy. Hyundai Tucson. Fajne auto, taki duży SUV. W ten sposób jeszcze podbijał stawkę, choć ja w ogóle o to nie prosiłem. Do tego miałem mieć nagrodę roczną w wysokości 30% rocznych dochodów, czyli dostałbym dodatkowo sto tysięcy złotych rocznie. O to też nie prosiłem.
- Gigantyczne pieniądze co miesiąc, pół roku odprawy, ogromna premia roczna, samochód służbowy, darmowe przejazdy, hotele, taksówki… Żyłbym sobie jak król. I jeszcze budowałbym wielki Śląsk. Mógłbym w realny sposób wykosić patologie, które piętnowałem, mieć udział w sprowadzaniu piłkarzy, nie wiem, negocjować z Erikiem Exposito. Może to nie jest mądre i racjonalne, ale jestem kibicem od urodzenia i robiło to na mnie wrażenie. Gigantyczna kasa dla jakiegoś randomowego kolesia, który krytykuje miasto, od razu się znajduje. To oburzające. Do tego te wszystkie ich machinacje prawne… Nagle podniesiono próg zarobków prezesa, by dać mi inną ofertę. Oburzająca jest ta łatwość, z jaką proponowali te pieniądze. Publiczne pieniądze.
- Nie wiem, co bym zrobił, gdybym dostał do podpisania dokument. 1,5 miliona złotych… Nie wiem. Nie powiem, że na pewno bym odmówił. Jestem tylko zwykłym człowiekiem. Nie będę robił z siebie robocopa, u którego takie sumy nie wywołują żadnych emocji. Jestem pewny tylko tego, że druga strona nie miała czystych intencji.
Cały wywiad dostępny TUTAJ.