Moc jest silna w szeregach Górnika

2015-12-18 19:05:40; Aktualizacja: 8 lat temu
Moc jest silna w szeregach Górnika Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Te wybuchy, te pościgi… ofensywa zabrzan stała się kryptonitem na miedziowe siły wyłączając ich pole ochronne i wzbudzając paraliżującą bierność.

Zaburzenia miedziowej mocy

Zagłębie należy do jednych z najbardziej nieustępliwych zespołów w naszej Ekstraklasie. Podopiecznym Stokowca może nie wychodzić naprawdę wiele, mogą mieć problem z przyjęciem, futbolówka może im odskakiwać czy po prostu przyjmować nienaturalną rotację przeczącą wszelkim prawom fizyki, a i tak… są zaangażowani w grę. „Miedziowi” od pierwszych minut meczu starali się grać piłką w sposób szybki, niejednokrotnie na jeden-dwa kontakty, wykorzystując przy tym dużą ruchliwość w swoich szeregach. Rozgrywanie było szczególnie efektywne na przedpole, gdy… nie trzeba było angażować pierwiastka obrony. Wobec ataku, defensorzy Zagłębia oczywiście ustawiali się bardzo szeroko, wysoko za co później przyszło im srogo zapłacić.

Trzeba jednak przyznać, że gospodarze nie wahali się doskoczyć do przeciwnika, próbując wymusić jego błąd, czy po prostu pokazać swoją dominację. Mieli ogromny problem z przedarciem się przez zwarte szeregi obronne zabrzan, ale nie ustawali w pressingu i skracaniu pola gry.

Agresywne odbiory Zagłębia w centralnej części boiska mogły się podobać. „Miedziowym” zależało na tym, by jak najszybciej przenieść piłkę pod bramkę przeciwnika i namieszać w jego szeregach. Kończyło się na strachu. Choć gospodarze mieli swoje przeciągłe momenty dominacji, gdy zamykali przeciwnika w klatce, to nie potrafili wykrzesać z siebie krztyny skuteczności w kluczowych momentach akcji.

Problemy z koncentracją mocno dawały się we znaki w strefie defensywnej, która wykazywała się potężną biernością w swoich poczynaniach. Obrońcy Zagłębia rozgrywali swój własny mecz i na dobrą sprawę trudno było ogarnąć, co też oni najlepszego właściwie robią. Zbozień porażał swoją elektrycznością, która widoczna była nie tylko przy zwyczajnym przyjęciu gdzieś tam w wysokich sektorach boiska, gdzie zwykle przebywała, a zwłaszcza przy jego nominalnych obowiązkach. Były gracz bełchatowskiego GKS-u umyślił sobie, że czemu by nie spróbować… dryblingu przed własnym polem karnym. Piłkę oczywiście stracił i tylko cud ocalił Zagłębie przed utratą gola. Potem było jeszcze gorzej. Tak, mogło być. Wydawało się, że skoro Zbozień tak bardzo dekoncentruje się w okolicach własnej „szesnastki”, to weźmie się w garść tam, gdzie może pograć piłką. Nic bardziej mylnego. Jego dośrodkowania były płaskie, gdy trzeba było podnieść piłkę lub, co zdarzało się naprawdę często, nie docierały do adresatów. No ale strzelił gola do szatni i „odkupił swoje winy”. Zaledwie na moment. Zresztą, sama akcja była niesamowicie kuriozalna – sama się dziwię, że piłka nie zaplątała mu się między nogami. W drugiej części spotkania miał wrócić do swojej „formy”.

Gergel odcina zasilanie

Nie wiem, co się wydarzyło w ekipie zabrzańskie Górnika, ale jego słowackie ogniwo przybrało ostatnio formę kryptonitu na defensywę przeciwnika. Nie inaczej było dzisiaj w Lubinie, gdy Gergel wyrywał się w pole karne rywala i siał tam całkowite spustoszenie przedzierając się przez szyki obronne jak przez pachołki. Takie, które na dobre przyrosły do gruntu i właściwie nic nie jest w stanie ich poruszyć. Być może zabrzanie nie mieli dzisiaj dużo z gry, ale wystarczyło im parę ofensywnych wejść i spora łycha skuteczności, by wyprowadzić z równowagi podopiecznych Stokowca. Coś mi się zdaje, że Słowak podpisał jakiś tajemny pakt, bo w jego obecności wszyscy stają jak wryci: Cotra odpuszcza krycie i zawsze brakuje mu jakiegoś metra, by zablokować przeciwnika, Zbozień porusza się jak wolny elektron, a całą defensywę da się rozmontować w sposób banalnie prosty. Nie potrzeba rozszczepiacza atomów jak do rozłączania klocków Lego.

Jeśli założyć teorię spiskową z treningiem jedi u Gergela, sprawa staję się naprawdę klarowna. Pewnie szkoleniowiec chciałby w ten sposób wytłumaczyć postawę swoich podopiecznych, którym brakowało spokoju w obronie, do odbioru skłaniali się na kilka razy (jeśli w ogóle), już nie wspominając o potężnych problemach z kryciem. Tu już zdecydowanie brakowało agresji. Jak gdyby w różnych sektorach boiska, grały dwie różne drużyny.

Moc jest silna w miedziowej młodzieży (ale niewiele z tego wynika)

Nie od dziś wiadomo, że trener Stokowiec lubi stawiać na młodych zawodników i może czynić to z powodzeniem w ekipie „Miedziowych”. Zagłębie słynie ze zdolnych zawodników poniżej 18. roku życia, którzy nie tylko potrafią dobrze operować piłką, ale przy tym wykazują ogromny poziom zaangażowania, generujący niespożytą energię. Od pierwszych minut meczu dobrze prezentował się Piątek, który był stale pod grą i pracował za dwóch. Bardzo ofensywnie usposobiony piłkarz ofiarnie odbierał piłki, doskakiwał do przeciwnika nawet, gdy wydawało się, że z akcji nic nie da się już wyłuskać, poruszał się po całej szerokości boiska i mocno harował w nawet zwyczajnym odbiorze. Szczególnie dobrze prezentował się… w środku pola, wracając po futbolówkę, usiłując pomóc w rozegraniu i szybszym zawiązaniu akcji. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że wynikało z tego naprawdę niewiele – owszem, Piątek nie bał się strzałów i nawet w chwilach całkowitego osaczenia przez głodną watahę Ojrzyńskiego, decydował się na uderzenia, indywidualne akcje.

Wprowadzony na murawę w drugiej części spotkania Żyra również nie próżnował w środkowej strefie boiska. Młody zawodnik wykazuje się niesamowitą lekkością w sposobie prowadzenia piłki, nie boi się pojedynków bark w bark i momentów, gdy ma na plecach przeciwnika. Pomocnik nieźle operuje balansem ciała i wykorzystuje go do własnych celów, dobrze trzyma futbolówkę przy nodze nie pozwalając jej pomknąć gdzieś dalej i paść łupek przeciwnika i po prostu czuje grę. W starciu z Górnikiem idealnie czuł prostopadłe podania, które przecinały zwykle zwarte, defensywne szyki zabrzan, a także wiedział, w którym momencie ma ruszyć w pole karne, by znaleźć się na domknięciu akcji.

I chociaż Sobków otrzymał zaledwie kwadrans gry od trenera Stokowca, wykorzystał go naprawdę, bardzo dobrze. W 89. minucie idealnie wyskoczył do dośrodkowania Janusa z narożnika boiska i tylko przytomna interwencja Janukiewicza ocaliła zabrzan przed stratą gola. Chwilę później próbował złożyć się do przewrotki, ale ostatecznie futbolówka do niego nie dotarła.

Potęga skuteczności

Piątki z Ekstraklasą są nudne? Ostatnimi czasy to stwierdzenie zakrawa o herezję. Ekstraklasowicze usilnie walczą z łatką piątkowej posuchy i podnoszą ciśnienie najbardziej wytrwałym kibicom. Trzeba otwarcie przyznać, ze w Lubinie zobaczyliśmy naprawdę dobry mecz, który obfitował w typowe dla Ekstraklasy zwroty akcji i gole z niczego. To właśnie tutaj jeden z najsłabszych zawodników na murawie strzelił bramkę, a Sobolewski dołożył kolejne, piękne trafienie do swojej kolekcji i znowu pojawia się problem, które należy do tych najładniejszych.

Zabrzanie ogólnie wskoczyli na wyższy poziom gry i z meczu na mecz są coraz bardziej konsekwentni, ich akcje są składne i konkretne. Choć w pierwszej części spotkania nie wydawało się, żeby to Górnik przejął inicjatywę na dłużej, to okazało się to zbędne. Lubinianie zdobywali teren, niejednokrotnie doprowadzali do prawdziwego oblężenia twierdzy Janukiewicza, ale w żaden sposób nie potrafili znaleźć punktu, pod który podłożony ładunek doprowadziłby do ścisłej destrukcji owocującej pełną pulą punktów. Zresztą, pomocna jest sama statystyka – do 3 bramki Górnik miał na swoim koncie zaledwie 3 celne strzały. Wszystkie 3 piłki zatrzepotały w siatce bezradnego Polacka. Każda akcja miała swój indywidualny urok. Albo Szeweluchin powtórzył uderzenie Zbozienia i całkowicie upokorzył defensywę Zagłębia, albo Sobolewski wzbudził powszechny zachwyt. Zabrzanie konsekwentnie brnęli do celu i zdołali wykorzystać siłę spokoju, by go ostatecznie osiągnąć. Ich gra nie była po brzegi wypełniona gorączką i szarpaniem, jak to miał w zwyczaju przeciwnik, a zwyczajną, chłodną kalkulacją. To się opłaciło i właśnie to okazało się być wytrychem do bardzo niestabilnej obrony „Miedziowych”. Któż by pomyślał, że „Górnicy” tak silnie zaburzą działanie miedziowej mocy?