Ramię w ramię, fetując mistrzostwo

2012-05-07 10:35:29; Aktualizacja: 12 lat temu
Ramię w ramię, fetując mistrzostwo Fot. Transfery.info
Jarosław Matoga
Jarosław Matoga Źródło: Transfery.info

Wśród medialnej i rządowej nagonki na całe środowisko kibicowskie trudno gdziekolwiek przeczytać lub zobaczyć co tak naprawdę kryje się pod dość pejoratywnym sformułowaniem "kibola".

Piękny, a zarazem dość rzadki obrazek mogli oglądać wszyscy ci, którzy po meczu Wisły ze Śląskiem zgromadzili się na krakowskim rynku.
 
Przyjaźń pomiędzy Wisłą i Śląskiem jest znana w całej Polsce. To zgoda na dobre i na złe, wspólne wyjazdy, kibicowanie i zasiadanie na jednej trybunie podczas meczów swoich drużyn. Los chciał, że o tegorocznym mistrzostwie decydowało starcie pomiędzy dwoma zaprzyjaźnionymi klubami. Stało się tak, jak stać się miało. Śląsk wywalczył mistrzostwo, przy fanatycznym dopingu kilkutysięcznej grupy kibiców z Wrocławia, ale również tej, która w sercu nosi Białą Gwiazdę. Chociaż wyglądało to może trochę dziwnie, kiedy po strzelonej bramce przez Roka Elsnera, sektor kibiców Wisły zaczął fetować sukces swoich bądź, co bądź rywali. To jednak był dopiero początek, bo to co wydarzyło się po meczu, z całą pewnością może stanowić wielki powód do dumy dla fanów z Wrocławia i Krakowa. 
 
Pomnik Adama Mickiewicza na krakowskim rynku to miejsce, gdzie tradycyjnie gromadzą się kibice Wisły by fetować tytuły mistrzowskie. Od dawna było wiadomo, że tym razem w Krakowie fety nie będzie, a fani Wisły tłumnie nie stawią się na rynku. Zamiast tysięcy krakowskich kibiców, pod "Adasiem" zameldowała się spora grupa fetujących wrocławian, do których dołączyły setki przyjaciół z Krakowa. Zaskoczenie tym większe, że nic takiego nie było planowane, a kibice działali spontanicznie. Widok fanów dwóch rywalizujących ze sobą drużyn, którzy wspólnie fetują sukces jednej z nich był niesamowity. Obrazek niezwykle krzepiący, który pokazał, że kibice to nie tylko chuligani i wandale, żądni rozrób i burd, lecz ludzie trafiający w istotę prawdziwego i kulturalnego dopingu, zakorzenionego w miłości i przywiązaniu do swoich barw.
 
Sytuacja ta wprawdzie nie może przysłonić często prawdziwego i słusznego wizerunku "kibola" przedstawianego w środkach masowego przekazu. Trzeba jednak pamiętać, że zdarzają się również momenty, kiedy możemy być dumni z naszych kibiców. Dlatego nie bójmy się o tym pisać i mówić, zwłaszcza teraz, kiedy oczy piłkarskiej Europy będą skierowane na nas i nasze stadiony.