To utwór dla naszej 16. Dla Kuby!
Piękna historia
dobiegła końca. Co prawda Kuby nie było w Dortmundzie już w
zeszłym sezonie, ale po pierwsze, występował w innej lidze, a po
drugie - do Fiorentiny był tylko wypożyczony. Definitywne odejście
z Borussii to mimo wszystko spore wydarzenie. Nie mówimy o Polaku,
który spędził w dobrym europejskich klubie dwa, trzy lata, a
blisko dziesięć. Gdy do Dortmundu przychodzili Robert Lewandowski z
Łukaszem Piszczkiem, Błaszczykowski rozegrał już ponad 80 spotkań
w Bundeslidze.
Początkowo może
nie miał tak wielkiego wpływu na grę Borussii, ale fani z
Dortmundu od razu go pokochali. Mimo młodego wieku imponował
walecznością i sercem do walki. Zawsze dawał z siebie wszystko.
Nie odpuszczał. Charakter i ambicja - dwie najważniejsze sprawy. Z
czasem zaczęło się to przekładać na liczby. Sześć goli i 10
asyst w sezonie 2011/2012 oraz 11 bramek i 13 asyst rok później w
samej Bundeslidze to genialne statystyki. To był szczytowy moment.
Co prawda Borussia po dwóch latach straciła mistrzostwo Niemiec,
ale Kuba prezentował się lepiej niż zwykle. Wskoczył na jeszcze
poziom. Wtedy był najbliżej odejścia do jeszcze większego klubu.
Najwięcej mówiło się o Premier League. Ostatecznie został. Nie
trzeba dodawać, jak przyjęli to fani.
W sumie dwa tytuły mistrza Niemiec, tyle samo Superpucharów, krajowy puchar i finał Ligi Mistrzów. Patrząc na to, że dortmundczycy po ostatnie mistrzostwo sięgnęli prawie dziesięć lat wcześniej, robi wrażenie. 253 spotkania, 32 gole, 52 asysty - te liczby chyba jeszcze bardziej.
„To utwór
dla naszej 16.
Dla Kuby.
Dziękujemy, że są jeszcze tacy ludzie, jak ty.
Bo ty masz serce, a to dla nas - fanów - tak ważne.
Napalony na
kasę jak marionetka? Nie, ty taki nie jesteś.
(…) Cała
trybuna południowa zawsze stoi za tobą.
(...) Spójrz, ten facet prawie lata.
(…) Nawet Ronaldo nie dorasta ci do pięt”.
Gdy
pierwszy raz słyszeliśmy tę piosenkę autentycznie mieliśmy
ciary. Pojawiły się też pewnie za drugim i trzecim razem. Ogromne
przywiązanie i respekt do Kuby kibice Borussii ukazywali zresztą
przez kilka ostatnich tygodni. Jakiś czas temu założyli nawet
specjalną petycję wyrażającą sprzeciw jego odejściu
z klubu. Podpisało ją ponad osiem tysięcy fanów. Od początku
zdawali sobie sprawę z tego, że niczego wielkiego nie zdziałają,
ale chcieli jeszcze raz pokazać, jak bardzo go cenią. Ostatecznie
Thomas Tuchel z działaczami pozbyli się ich bohatera.
-
Borussia jest nadzwyczajnym klubem, i nawet teraz, kiedy w mojej
karierze otwieram nowy rozdział, to BVB i czas w Dortmundzie zawsze
będą częścią mnie - przyznał, żegnając się z fanami,
Błaszczykowski.
Nowy lider?
Polaka czeka nowe wyzwanie. Ciekawe
jak to wszystko się potoczy. Pod względem sportowym transfer do
Wolfsburga wydaje się świetnym rozwiązaniem. Nie zapominamy
oczywiście o trzech ostatnich sezonach, w których Błaszczykowski
grał mało. Patrząc na wcześniejsze lata - bardzo mało.
Największe spustoszenie zrobiły kontuzje. To właśnie zdrowie jest
u Kuby kluczowe. Jeśli nie będzie go brakowało, 30-latek dalej
może być gwiazdą Bundesligi. Na Euro 2016 pokazał, że nie
zapomniał, jak wkręca się w ziemię rywali.
Szanse na
regularną grę ma duże. W poprzednim sezonie najczęściej na
prawej stronie występował Daniel Caligiuri. Zawodnik niezły, ale
do wygryzienia ze składu. Dwa gole i sześć asyst w Bundeslidze na
kolana nie powalają. 28-latek może zresztą grać na innych
pozycjach. Podobnie jest z młodymi Ismailem Azzaouim i Sebastianem
Stolze oraz Bruno Henrique. Miejsce dla Polaka z całą pewnością
się znajdzie. Tym bardziej, że trenerowi Dieterowi Heckingowi
bardzo zależało na jego sprowadzeniu. Wydaje się, że widzi w nim
nową gwiazdę swojej drużyny.
- Jestem bardzo ambitny i
zawsze chcę wygrywać. Od samego początku czułem, że
szkoleniowiec naprawdę chciał, abym był w jego zespole - przyznał
Kuba tuż po przenosinach do Wolfsburga.
Po odejściu André
Schürrle, który zresztą obrał kierunek na Dortmund oraz Naldo,
„Wilki” potrzebują nowych liderów, postaci kluczowych. Polak ze
swoim charakterem i doświadczeniem bez wątpienia może kimś takim
zostać.
Numer 10 naszych serc
Jak do tej pory radzili sobie Polacy w
Wolfsburgu? Pierwszym był Jacek Frąckiewicz. Napastnik,
który wcześniej reprezentował barwy Lechii Gdańsk w premierowym
sezonie strzelił 11 goli w 2. Bundeslidze. Potem było trochę
gorzej.
Piotr Tyszkiewicz walnie przyczynił się
do wywalczonego w sezonie 1996/1997 awansu do Bundesligi. Na jej
zapleczu zdobył dziewięć bramek. Już po awansie do siatki trafił
raz, ze Stuttgartem, notując do tego jeszcze kilka asyst. Po
kilkunastu latach, już jako agent, umieścił w Wolfsburgu Oskara
Zawadę. 20-latek ostatnio był wypożyczony do Twente Enschede.
Jacek Krzynówek do miasta Volkswagena
trafił dokładnie 10 lat temu po pięknej przygodzie w Bayerze
Leverkusen. Za trenera Klausa Augenthalera, z którym znał się już
wcześniej, szło mu nieźle, ale po przyjściu do klubu Felixa
Magatha sporo się zmieniło. Po latach 96-krotny reprezentant Polski
opowiadał o jego morderczych treningach, ale do „Kata” nie miał
i nie ma większych pretensji. Magath dobrze wiedział co robi, w
końcu sięgnął z „Wilkami” po pierwsze i jak dotąd jedyne
mistrzostwo Niemiec. „Krzynio” był już wtedy w Hannoverze.
Całkiem niedawno z Magathem w
Wolfsburgu współpracował też Mateusz Klich. - Mateusz pod
względem techniki jest graczem wybitnym. Jeśli przyzwyczai się do
tempa gry i twardych pojedynków, będzie wart pozycji rozgrywającego
- nie szczędził mu pochwał na początku Niemiec. Skończyło się
na tym, że maltretowany przez niego Klich (sam tak mówił) nawet
nie zadebiutował w Bundeslidze.
Nie zapominamy oczywiście o polskim trio „Wilków”. W
zasadzie specjalnie zostawiliśmy je na koniec. Waldemar Kryger
trafił do Wolfsburga w 1997 roku. Andrzej Juskowiak z Krzysztofem
Nowakiem dołączyli rok później. Pierwszy - obrońca - do
wirtuozów nie należał, ale nadrabiał charakterem. Momentami był
autentycznie nie do przejścia, więc nie ma się co dziwić, że
przez cztery kolejne sezony grał bardzo regularnie. „Jusko” do
Wolfsburga przeszedł z Borussii Mönchengladbach. W zasadzie od
początku strzelał jak na zawołanie. Trzy kolejne sezony w
Bundeslidze to 37 bramek. A pamiętajmy, że „Wiliki” raptem
chwilę wcześniej do niej awansowały.
Nowak był od
Juskowiaka i Krygera kilka lat młodszy, ale też bardzo szybko
zaczął pokazywać się z dobrej strony. Łączył technikę ze
świetnym przygotowaniem motorycznym. Idealny rozgrywający. Niemcy
się w nim zakochali. W pewnym momencie cenili go nawet bardziej od
Michaela Ballacka. Mówiło się, że interesują się nim Bayern
Monachium i Juventus Turyn, ale nie chciał nigdzie odchodzić.
Niestety, po trzech sezonach był zmuszony zawiesić buty na kołku.
- Moim największym marzeniem jest powrót do zdrowia. Piłka
nożna jest na drugim miejscu - mówił „Bildowi”.
Zaczęło
się od grypy. Wrócił po niej na boisko, ale odczuwał coraz
większe zmęczenie. Drętwienie kończyn, zimne palce... Diagnoza
okazała się okrutna. ALS, stwardnienie zanikowe boczne. Wolfsburg
pomagał mu w trudnych chwilach. W klubie zdawali sobie sprawę z
tego, że Polak już nigdy nie pomoże im na murawie, a mimo to
podpisali z nim nowy kontrakt. W 2003 roku zorganizowano specjalny
benefis, zyski przeznaczono na fundację jego imienia. Mimo kolejnych
prób leczenia, choroba postępowała. Przykra wiadomość nadeszła
26 maja 2005 roku.
Minęło już ponad 11 lat, ale o Nowaku w
Niemczech nikt nie zapomniał. Dla kibiców Wolfsburga dalej jest
„Numerem 10 ich serc”.
***
Czy Błaszczykowski będzie
szanowany w Wolfsburgu tak mocno jak w Dortmundzie? Czeka go trudne
zadanie, ale to bardzo możliwe. Kluczem będzie forma sportowa.
Zdrowy i bawiący się z kolejnymi rywalami Polak może rozkochać w
sobie kolejnych fanów. Czy ci najbardziej zagorzali będą traktować
go z dystansem, bo jest legendą innego klubu? Zachowując wszelkie
proporcje, przypomina nam się sytuacja, gdy Aleksandar Vuković
trafił do Korony Kielce. Gość zakochany w Legii Warszawa, która
nigdzie nie jest lubiana,
przyznał otwarcie, że był i zawsze będzie legionistą. Ale
koroniarzy ceni i teraz będzie walczył dla nich. Z miejsca zyskał ogromny szacunek.