To był błąd Michała Żewłakowa. Bogusław Leśnodorski wskazuje
2025-05-07 17:10:48; Aktualizacja: 9 godzin temu
Dyrektor sportowy Michał Żewłakow w trakcie swojej pierwszej kadencji w Legii Warszawa zatrudnił Besnika Hasiego. Współpracujący z nim wtedy Bogusław Leśnodorski w rozmowie z TVP Sport oznajmił, że działacz poświęcił albańskiemu szkoleniowcowi za mało czasu, co jego zdaniem należy uznać za spory błąd.
Legia Warszawa niełatwe poszukiwania nowego dyrektora sportowego zwieńczyła zatrudnieniem na to stanowisko dobrze znanego w stolicy Michała Żewłakowa.
Były reprezentant Polski w marcu bieżącego roku oficjalnie powrócił do klubu, w którym w przeszłości spełniał się jako zawodnik oraz działacz. Dokładnie tę samą funkcję pełnił w nim między 2015 a 2017 rokiem.
Współwłaścicielem oraz prezesem Legii był wówczas Bogusław Leśnodorski, który w rozmowie z TVP Sport wskazał pewien błąd, jaki jego zdaniem popełnił Żewłakow podczas swojej pierwszej kadencji w roli dyrektora sportowego.Popularne
Co było błędem? Otóż Leśnodorski uważa, że Żewłakow nie zaopiekował się odpowiednio Besnikiem Hasim, a więc zatrudnionym przez niego w czerwcu 2016 roku szkoleniowcem, z którym współpracę zakończono już po osiemnastu spotkaniach we wrześniu tego samego roku.
Leśnodorski zdradził, że Hasi nie miał autorytetu wśród piłkarzy Legii, w związku z czym nie był przez nich odpowiednio traktowany. Co istotne, nie znał także zasad oraz reguł panujących w polskich szatniach, których nauczyć powinien go właśnie Żewłakow.
- Powinien poświęcić więcej czasu Besnikowi Hasiemu, którego zatrudnił jako trenera. Znał go z Anderlechtu, w którym razem grali. Powinien nauczyć go polskich reguł, z którymi Besnik sobie nie poradził, bo ich nie znał. To był świetny trener, zaj…ty, charakterny i honorowy gość. A my go wsadziliśmy na minę. Trafił do Legii trafił z innego świata, jakim był Anderlecht, a my zupełnie nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. I Besnik szybko narobił sobie problemów w szatni, które były nie do odkręcenia. Przyszedł do drużyny, która czuła się mocna, piłkarze byli lokalnymi gwiazdami, reprezentantami swoich krajów. Poziom ich ego był wyższy niż ten, z którym Besnik spotykał się w Belgii. Zderzenie było bolesne, Hasiemu wydawało się, że zostanie „szefem”, z którym się nie dyskutuje, tylko słucha. Michał, znając się z nim dobrze, chciał mu zapewnić przestrzeń i swobodę działania. Nie chciał, by miał poczucie, że ingeruje w jego pracę z tylnego siedzenia. Miał dobre intencje, a wyszło słabo i po paru tygodniach musieliśmy się pożegnać. Wszyscy przegapiliśmy moment, w którym powinniśmy Besnikowi pomóc. Potem było już za późno, ponieważ sytuacja w szatni stała się za bardzo napięta. Drogi zawodników oraz trenera się rozjechały. Byliśmy wtedy skoncentrowani na eliminacjach Ligi Mistrzów. Zgubiła nas pycha i arogancja - szczerze mówiąc, to ja nawet nie pamiętałem, z kim my wtedy graliśmy w lidze. Uważałem, że to nie ma znaczenia, bo i tak ją wygramy. A tu nagle po sześciu kolejkach mieliśmy tylko sześć punktów i byliśmy gdzieś w dole tabeli - powiedział.