Tsubasa Endoh rusza na podbój MLS. Niesamowita historia Japończyka!

2016-01-15 14:44:34; Aktualizacja: 8 lat temu
Tsubasa Endoh rusza na podbój MLS. Niesamowita historia Japończyka! Fot. Transfery.info
Marcin Żelechowski
Marcin Żelechowski Źródło: Transfery.info

Tsubasa Endoh z numerem "9" w drafcie został wybrany przez Toronto FC. To jednak nie imię, a jego historia wzbudziła najwięcej zainteresowania. Poznajcie ją i Wy.

Ofensywny pomocnik w wieku 12 lat samotnie opuścił rodzinny dom w Tokio, by udać się do oddalonej od stolicy o 250 kilometrów Fukishimy. Wszystko po to, żeby stać się członkiem tamtejszej akademii piłkarskiej, jednej z najlepszych w całym kraju. Zamieszkał w akademiku, został ciepło przyjęty przez otoczenie i przez najbliższe pięć lat spokojnie rozwijał swoje umiejętności.

Jednak 11 marca 2011 roku przeżył piekło. W trakcie treningu doszło bowiem do wielkiego trzęsienia ziemi, które przyczyniło się między innymi do wybuchu elektrowni jądrowej. Tsubasa razem z kolegami usiadł w kółeczku na środku boiska, gdzie wszyscy czekali na zakończenie tego strasznego zjawiska. Ustąpiło po kilku minutach. 

Trzęsienia ziemi w "Kraju Kwitnącej Wiśni" nie są niczym nadzwyczajnym, dlatego początkowo nikt nie zdawał sobie sprawy z rozmiarów tragedii. Tym bardziej nastolatkowie, którzy po wszystkim wsiedli do klubowego autobusu i zostali przewiezieni do siłowni, w której spędzili noc. Przetransportowano tam również wielu rannych obywateli.

- Widziałem drogi publiczne, które zostały zniszczone. To było szalone - opowiada Tsubasa Endoh.

Według raportów z 2015 roku, tego dnia zginęło 15 tysięcy osób, a 2,5 tysiąca uznano za zaginionych. Straty finansowe uznano za największe w historii. Ze względu na wspomniany wybuch elektrowni i szkodliwe promieniowanie prawie ćwierć miliona mieszkańców musiało opuścić swoje domy. Los nie oszczędził także akademii, która musiała szukać nowej lokalizacji.

Endoh pozostał wierny swoim kolegom, którzy uciekali na południe kraju przed "niewidzialnym wrogiem". JFA Academy przeniosło się do prefektury Shizuoka, tam też wznowiło swoją działalność. Utalentowany chłopak nie zdążył jednak przyzwyczaić się do nowego miejsca.

Tsubasa postawił na zagraniczny wyjazd, zwłaszcza że miał już doświadczenie z Ameryką. W ramach współpracy szkółek jeszcze rok przed tragedią gościł w Stanach Zjednoczonych i chociaż chciano go zatrzymać, problemem okazała się niewystarczająca znajomość angielskiego. Otrzymał jednak specjalne stypendium, z którego środki miały zostać przeznaczone na naukę.

- On był znakomity. Powiedziałem: chcę tego dzieciaka! Był tylko jeden problem, język - wspomina trener Sasho Cirovski.

Ostatecznie na początku 2012 roku przeniósł się do USA, konkretnie do stanu Maryland.

- Zrobił naprawdę wiele, by się tu znaleźć. Daję mu olbrzymi kredyt zaufania i myślę, że będziemy czerpać ogromne korzyści z jego zaangażowania - powiedział wówczas Cirovski.

W nowym zespole nie znał nikogo, miał również ogromne problemy z komunikacją. Studia otworzyły jednak przed nim szersze perspektywy. Wybrał socjologię, w kilka miesięcy podszkolił angielski. 

- Początek był okropny. Nowa kultura, język, inne zwyczaje żywieniowe. Czułem, że to najtrudniejsze momenty mojego życia, ale na szczęście udało mi się przełamać wszystkie bariery - powiedział po latach Tsubasa.

Na boisku było o wiele łatwiej. Wybijający się pod względem techniki nastolatek szybko wywalczył pierwszy skład w drużynie Maryland Terrapins. Debiutancki sezon zakończył z szóstym dorobkiem punktowym. Odwiedziła go też matka, która zgodnie z tradycją japońską, obdarowała sztab szkoleniowy i wszystkich zawodników podarunkami.

Na drugim roku studiów doprowadził zespół do finału College Cup. Imponował nie tylko dryblingiem, ale też szybkością i wizją gry. Jak wspominali jego trenerzy, wyróżniał się także niespotykaną mentalnością. Jak wszyscy chciał zostać zawodowym piłkarzem, ale nie z powodu idących za tym materialnych korzyści.

W 2015 roku był trzecim strzelcem zespołu (pięć bramek) i drugim najlepszym asystentem (sześć otwierających podań). Znalazł się w drafcie - z numerem "9" - przed rozpoczynającym się w marcu tego roku sezonem MLS i spełnił swoje marzenia. Będzie grał jako profesjonalista, w najsilniejszej lidze Ameryki Północnej.

- Nie spodziewałem się, że trafię tu tak szybko. Gdy pierwszy raz przybyłem do USA, nie wiedziałem nawet, gdzie jest Maryland. Staję teraz przed wielką szansą, ale nie boję się. Mam już doświadczenie i jestem dumny, że przystosowałem się do nowego otoczenia. Poznawanie Stanów Zjednoczonych, swoje trudne początki w nich, zapamiętam jako cenną lekcję, do końca życia - przyznaje Endoh.

Kibice Toronto poznawszy historię Tsubasy już ściskają za niego kciuki, nie mogąc doczekać się debiutu. Kto wie, może niebawem w kanadyjskim zespole czarować będzie już nie tylko Sebastian Giovinco, ale także i przybysz z Japonii.