Wisła Kraków potrzebuje bodźców? Wtedy wygrywa
2025-03-09 20:55:48; Aktualizacja: 3 godziny temu
Wiosną krakowianie zdobyli siedem z dwunastu możliwych punktów. Po efektownym zwycięstwie na wypełnionym po brzegi Stadionie Śląskim pojechali do Gdyni, gdzie w doliczonym czasie gry zremisowali z Arką, a w następnym tygodniu, grając jednego zawodnika mniej, wygrali z Górnikiem Łęczna. Wniosek jest prosty. Wisła potrzebuje bodźca, który podziała na nią motywująco.
Pod koniec lipa zeszłego roku Wisła przystąpiła do trzeciego sezonu z rzędu na zapleczu Ekstraklasy. Po spadku z elity „Biała Gwiazda” stała się żywym dowodem na to, że nawet jeden z najbardziej utytułowanych klubów w kraju może ugrzęznąć w niższej lidze na dobre.
Fatalny początek trwającej kampanii poskutkował zmianą na stanowisku szkoleniowca. Doświadczonemu Kazimierzowi Moskalowi, któremu latem powierzono misję awansu, podziękowano ledwie po trzech miesiącach pracy. Jego miejsce zajął Mariusz Jop, za którego kadencji krakowianie sukcesywnie zaczęli piąć się po coraz to wyższych lokatach w tabeli.
Po odniesieniu siedmiu jesiennych zwycięstw oraz trzech remisów ekipa z Reymonta zimowała tuż poza strefą barażową, tracąc dwa punkty do szóstego Górnika Łęczna. Gdy natomiast pierwszoligowe zmagania wystartowały po kilkutygodniowej przerwie, wystarczyły cztery potyczki, aby Wisła przeskoczyła na piątą pozycję. Popularne
Wiosnę drużyna trenera Jopa rozpoczęła od falstartu, przegrywając na własnym obiekcie ze Zniczem Pruszków. Potem odnotowała jednak spektakularne zwycięstwo nad Ruchem Chorzów (5:0), w doliczonym czasie gry wyszarpała remis z Arką w Gdyni (2:2), a także pokonała grającego od 60. minuty w przewadze jednego piłkarza Górnika Łęczna (1:0).
Gdyby w odniesieniu do meczów zwieńczonych uzyskaniem przez ubiegłorocznego zdobywcę Pucharu Polski kompletu punktów poszukać wspólnego mianownika, można wysnuć wniosek, że krakowianie potrzebują bodźca, który podziała na nich motywująco.
W tym sezonie Wisła rzadko kiedy dostaje wsparcie ze strony własnych kibiców przy okazji spotkań wyjazdowych, dlatego tym większa ambicja zrodziła się w jej graczach, gdy we wczesne sobotnie popołudnie po wyjściu na murawę Stadionu Śląskiego w Chorzowie powitało ich ponad 20 tysięcy sympatyków.
Obecność fanów w delegacji podziałała na gości niezwykle motywująco. Spokojnie można pokusić się o stwierdzenie, że w wielkim piłkarskim przedstawieniu z rekordową w skali polskiej piłki klubowej frekwencją w XXI wieku wystąpili jedynie aktorzy ubrani w czerwone koszulki. Ci w niebieskich trykotach zwyczajnie nie dotarli na scenę. Krakowianie na zielonym placu dali koncert, wygrywając aż 5:0.
- Byliśmy bardzo groźni praktycznie w każdym ataku, więc myślę, że należą się na pewno słowa uznania dla zawodników i dla kibiców, którzy stworzyli tutaj fantastyczny spektakl, jeżeli chodzi o oprawę i o doping. [...] Ta oprawa bardziej przypomina mi mecze reprezentacji niż mecze ligowe, bo to jest rzadkość, żeby w takiej atmosferze móc rozgrywać spotkanie i cieszę się, że daliśmy dobre widowisko. Myślę, że było dużo emocji. Cieszę się, że też te emocje pozytywne były po stronie naszych kibiców - powiedział po tamtym meczu Mariusz Jop.
Zgoła odmienny scenariusz napisało z kolei niedzielne starcie z Górnikiem Łęczna. Wisła znów kreowała liczne okazje do zdobycia bramki, lecz tym razem w jej szeregach zawodziła skuteczność. I teoretycznie, gdy pomimo wielu szans futbolówka wciąż nie chce wpaść do siatki, a na domiar złego od 60. minuty musisz grać w osłabieniu po czerwonej kartce dla twojego bramkarza, te okoliczności podcinają skrzydła. Ale nie w przypadku Wisły.
Mimo gry w osłabieniu „Biała Gwiazda” zdołała wyjść na prowadzenie, a potem przez ponad kwadrans skutecznie broniła dostępu do własnej bramki, finalnie zachowując czyste konto.
- Na pewno ta czerwona kartka wyzwala dodatkowe emocje. Tak jak mówiłem - przy wsparciu licznie zgromadzonych dzisiaj kibiców, którzy na każdy nasz odbiór, na każde wybicie piłki, każdą interwencję Kamila (Brody) - skandowali i dodawali nam dodatkowej energii. Cieszę się, że pomimo tego, że musieliśmy stanąć trochę niżej i czekać na rywala, to też byliśmy agresywni. Często odbieraliśmy piłki w pojedynkach, nie daliśmy się zepchnąć bardzo nisko, żeby rywal stwarzał dużo sytuacji, tylko piłka była często odbierana wyżej. Górnik był w zasadzie zmuszony do tego, żeby grać długimi podaniami, co też sprawiało, że było nam łatwiej bronić - tłumaczył podczas pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec krakowskiego zespołu.
Takie zwycięstwa budują zespół. Tworzą jego charakter, umacniają jedność.
Do tej pory Wisła z powodzeniem radzi sobie w meczach, w których przyjmuje określony bodziec. Niezależnie od tego, czy jest on pozytywny, czy też negatywny.