Wkrótce minie miesiąc od pojawienia się i potwierdzenia informacji na temat zgonu legendarnego zawodnika w wyniku niewydolności serca i wywołanego przez to obrzęku płuc.
Rodzina Diego Maradony oraz ich najbliższe otoczenie jest przekonane, że zmarły 60-latek byłby zapewne dalej wśród żywych, gdyby po zabiegu usunięcia krwiaka podtwardówkowego został otoczony przez lepiej wykwalifikowany personel i przebywał w lepszych warunkach, na co ma wskazywać opublikowany jakiś czas temu raport czy sposób prowadzenia śledztwa przez prokuraturę w Buenos Aires, która przeszukała między innymi dom i biuro osobistego lekarza piłkarza Leopoldo Luque.
Zupełnie nowe światło na całą sprawę rzuca jednak inny z medyków Argentyńczyka, bo jest przekonany, że emerytowany piłkarz popełnił samobójstwo.
- Ostatni raz widziałem go żywego w klinice Olivos. Był odurzony i uśpiony. Nie pozwolono mi z nim porozmawiać oraz skontaktować się z jego psychologiem czy psychiatrą. Po prostu zamykano mi drzwi przed nosem - stwierdził Alfredo Cahe w programie „Confrontados” w stacji Channel 9.
- Potem widziałem go jeszcze raz śpiącego i gdy w końcu miałem go odwiedzić, to dzień wcześniej popełnił samobójstwo. Tak, mówię samobójstwo, bo jestem o tym przekonany. Diego był zmęczony tym, co go otaczało. Wszystko to złożyło
się na samobójstwo. Jedna z kobiet, która była przy nim w klinice
powiedziała mi - „On już nie chce żyć, jest zmęczony, zrobił w życiu już
wszystko” - dodał lekarz.