Wychowanek Realu Madryt uchodził swego czasu za wielce obiecującego gracza. Niestety nie zanotował wyczekiwanego przez siebie przeskoku z rezerw do pierwszego zespołu „Królewskich”, gdzie prezentował się całkiem dobrze jako opcja wchodząca z ławki.
Z tego powodu skorzystał z interesującej propozycji Paris Saint-Germain, gdzie trafił za 25 milionów euro w sierpniu 2016 roku.
Ten wybór nie okazał się właściwy dla 30-letniego skrzydłowego. W konsekwencji został pozbawiony jakichkolwiek szans na zrobienie oszałamiającej kariery.
Pokazują to jego późniejsze pobyty na wypożyczeniach w UD Las Palmas, Stoke City, Betisie i Sportingu, które zakończyły się definitywnym rozstaniem z ekipą z Parc des Princes w grudniu 2020 roku.
Potem Jesé bez spodziewanego rezultatu próbował na dłużej zakotwiczyć w pierwszym z wymienionych wyżej zespołów czy MKE Ankaragücü i ostatnio Sampdorii, której nie pomógł wywalczyć utrzymania w Serie A.
Były młodzieżowy reprezentant Hiszpanii nie zraził się tym niepowodzeniem. Dlatego przystał na podjęcie kolejnej próby uratowania klubu przed spadkiem. Tym razem udał się jednak w daleką podróż do... Brazylii, gdzie związał się krótkoterminową umową z Coritibą, do której nie tak dawno dołączyli inni znani z europejskich boisk - Islam Slimani oraz Andreas Samaris .
Na razie ich obecność nie wpłynęła w żadnym stopniu na poprawę sytuacji „Coxa-Branca”, bo plasują się na ostatnim miejscu w tabeli ze stratą ośmiu punktów do ostatniej bezpiecznej lokaty.
Na uwagę zasługuje ponadto fakt, że poza ekipą z Kurytyby o przeżycie w brazylijskiej elicie walczą takie marki, jak Santos, Vasco da Gama (obie w strefie spadkowej), Internacional, Corinthians, São Paulo czy Cruzeiro (niewielka przewaga nad strefą spadkową).
Jesé zakończył swój półroczny pobyt w Sampdorii na jedenastu występach z zanotowanym trafieniem oraz asystą.