„Wojskowi” pierwszy raz przegrali w Lidze Europy 21 października. Wówczas lepsze okazało się SSC Napoli, które zwyciężyło 3:0, ale polski klub utrzymał miejsce na czele stawki.
Stało się tak dzięki wcześniejszych potknięciach faworytów do awansu, ale i dwóch triumfach podopiecznych Czesława Michniewicza.
W czwartej kolejce drużynę poprowadził już Marek Gołębiewski. Piłkarze pod jego wodzą nie wymyślili prochu i także ulegli „Błękitnym”. Porażka oznaczała utratę prowadzenia w grupie C i spadek na drugą pozycję.
Dzisiaj Legia Warszawa tym razem nie sprostała Leicester City. Anglicy wyszli na prowadzenie za sprawą gola Patsona Daki, na którego odpowiedział Filip Mladenović. Serb dobił piłkę po nietrafionych rzucie karnym. W międzyczasie do siatki trafił James Maddison, a wynik rywalizacji na 3:1 ustalił Wilfred Ndidi.
Co to oznacza dla Artura Jędrzejczyka i spółki? Zespół spadł na ostatnie miejsce w tabeli. Mimo to wciąż może nawet wygrać grupę. Nie jest jednak zależny już tylko od siebie.
Mistrz Polski w ostatniej serii spotkań zmierzy się ze Spartakiem Moskwa, jeśli wygra, a mecz SSC Napoli - Leicester City zakończy się zwycięstwem jednej z drużyn, zajmie drugie (triumf Włochów) lub pierwsze miejsce (triumf Anglików). W przypadku remisu w drugim starciu, to i tak „Lisy” awansują z pierwszego miejsca, a to za sprawą różnicy bramek na ich korzyść w spotkaniach bezpośrednich (3:2).
Aby liczyć się w walce o awans do Ligi Konferencji Europy (trzecie miejsce na koniec zmagań), konieczny jest remis z Rosjanami.
Porażka oznacza dla „Wojskowych” odpadnięcie z europejskich pucharów.