Gospodarz mistrzostw „Czarnego Lądu” udostępnił w wolnej sprzedaży pulę aż pół miliona biletów, których ceny wahają się do 500 do 40000 franków CFA (0,8 do 63 dolarów). Kibice mogą za te kwoty nabyć wejściówki na każdy meczu turnieju, za wyjątkiem tego otwierającego imprezę pomiędzy Gabonem a Gwineą Bissau (14 stycznia). Na to starcie, które będzie połączone z ceremonią otwarcia najtańszy bilet można nabyć za 2000 (3 dolary), a najdroższy za 20000 franków CFA (30 dolarów). Dla porównania kwoty wejściówek na niedawne Euro 2016 mieściły się w cenach od 20 do 900 euro (21 do 945 dolarów).
Trzeba przyznać, że ustalone kwoty są w sporym stopniu ukłonem w stronę najbiedniejszych mieszkańców nie tylko Gabonu, ale i całej Afryki. Co prawda, kraj z środkowej części kontynentu należy do jednego z trzech państw (u boku Zambii i Angoli), w którym średnia miesięczna płaca wynosi między 1500 a 2500 dolarów (w dużej mierze zawyżana przez urzędników wysokiego szczebla), ale z drugiej strony na codzienne życie w Gabonie wydaje się najwięcej w całej Afryce. Bazując na informacjach podanych na blogu „Szczyt Afryki”, wychodzi na to, że najtańszy bilet kosztuje tyle, co piwo w sklepie, a najdroższy 28 obiadów.
Ceny biletów nie są jedynym problemem dla przyjezdnych kibiców. Dochodzi do tego jeszcze niestabilna sytuacja w państwie oraz fakt, że nie wszystkie sprawy związane z samym turniejem zostały już dopięte. Wystarczy wspomnieć, że zdaniem tamtejszych mediów stadion w Oyem, który ma pomieścić 20 tysięcy osób, nie jest jeszcze gotowy, a do rozpoczęcia imprezy został już niecały miesiąc.