ANALIZA: Kramer podaje rękę Dortmundowi
2014-11-10 22:31:57; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
W niedzielnym hicie Bundesligi Borussia Dortmund pokonała Borussię Moenchengladbach 1:0. Gospodarze przystępowali do tego spotkania jako drużyna zamykająca tabelę Bundesligi.
Juergen Klopp pozostał przy koncepcji zastosowanej przed tygodniem w Monachium. Dzięki niej, przypomnijmy, do przerwy Borussia prowadziła 1:0, dzielnie dotrzymując kroku Bayernowi. Dortmundczycy rozpoczęli zatem w ustawieniu 1-4-3-3, znów bez klasycznej „9” (Immobile i Ramos znów usiedli na ławce). Między słupkami Weidenfeller. Linia obrony: Durm, Sokratis, Subotić i Piszczek. Trio środkowych pomocników stworzyli Kehl, Bender i Mkhitaryan. Druga linia Borussii – pomimo tego samego składu personalnego – nie operowała jednak tak samo, jak w Monachium. Tym razem rolę typowego holding midfielder, najbardziej cofniętego gracza tej formacji, pełnił Bender, podczas gdy Kehl grał nieco wyżej, choć również w istotnym stopniu zaangażowany w destrukcję. Z kolei Mkhitaryan w fazie ataku dołączał do graczy ustawionych przed nim, de facto opuszczając drugą linię i wklejając się w pierwszą, w związku z czym mieliśmy płynne przejście z 1-4-3-3 do 1-4-2-4. W tejże fazie ataku trójka Reus-Kagawa-Aubameyang znów operowała przede wszystkim pasie środkowym boiska: pierwszy schodził tam z lewego skrzydła, drugi zajmował pozycję nieco głębiej, na „10”, robiąc przed sobą miejsce dla trzeciego. W takiej konfiguracji na prawej flance operował Mkhitaryan, również chętnie schodzący do środka.
Lucien Favre postawił na system 1-4-4-2(1-1). W bramce Sommer. Formacja defensywna: Dominguez, Jantschke, Stranzl i Korb. Duet defensywnych pomocników stworzyli Nordtveit i Krammer. W fazie ataku jeden z nich cofał się i wklejał w linie obrony, nadzorując wstępną fazę (zawiązania) ataku pozycyjnego. Goście przechodzili zatem na system z trzyosobową linią obrony, operującym przed nimi defensywnym pomocnikiem oraz ustawionymi wyżej bocznymi obrońcami. Na skrzydłach Hermann oraz Hahn, przy czym obaj szukali miejsca raczej bliżej osi boiska. Z przodu Rafael i najbardziej wysunięty Kruse.
OBRAZ I PRZEBIEG MECZU
W przekroju całego spotkania – tak w pierwszej, jak i w drugiej połowie – stroną dominującą i dyktującą warunki gry byli gospodarze.
PIERWSZA POŁOWA
Dortmund w fazie obrony trzymał się wyjściowego ustawienia 1-4-3-3. Reus, Kagawa i Aubameyang zasczynali pressing na defensorów Moenchengladbach w okolicach 30-35 metra od bramki Sommera, zatem nie był on już taki wysoki i tak ultraofensywny jak w Monachium. W przypadku, gdy gościom udało się minąć pierwszą linię gospodarzy, momentalnie doskakiwali doń Kehl, Bender i Mikhitaryan.
Sytuacja 3na3. Nordtveit, który wszedł pomiędzy środkowych obrońców, naciskany będzie przez Kagawę. Do tego Japończyk będzie starał się zamknąć Stranzla, odciążając Reusa. Z kolei Aubameyang będzie agresywnie doskakiwał do Jantschke.
Moenchengladbach z rzadka radziło sobie z pressingiem gospodarzy i w rezultacie goście mieli problem, by płynnie, za pomocą serii krótkich podań, wyprowadzić piłkę z własnej połowy i zawiązać atak pozycyjny. Kiedy już to następowało, kluczowe było ustawienie defensywnych pomocników – jeśli obaj zajmowali swe nominalne pozycje, bo wprowadzeniu piłki w tę strefę byli w stanie szybkim rozegraniem pchnąć akcję do przodu. Gdy jeden z nich dołączał do środkowych obrońców, zostawiał drugiego bez pomocy w strefie środkowej.
Kagawa doskakuje do Nordtveita, zamykając mu też opcję podania do Stranzla Jantschke; Aubameyang pilnuje Kramera, który wkleił się w linie obrony. Osamotnionemu Norwegowi zostaje jedynie podania do Jantschke, do którego już pędzie Mikhitaryan. Ormianin uprzedzi rywala, popędzi z piłką do linii końcowej i wyłoży ją Reusowi. Moenchengladbach ratują Sommer do spółki z lewym słupkiem. Ta akcja to także przykład znakomitego dortmundzkiego pressingu – Kagawa naciskał Nordtveita, z kolei Mikhitaryan błyskawicznie, zdecydowanie ruszył do adresata podania.
Dortmund był bardzo skuteczny w odzyskiwaniu piłki, w szczególności zaś zaraz po jej stracie. Podopieczni Kloppa prezentowali w całej okazałości swój markowy kontrpressing – błyskawiczny, zdecydowany i na wysokiej intensywności. Dlatego też goście mieli problem z dłuższym utrzymaniem się przy piłce i zawiązywaniem ataków (więcej o kontrpressingu czytaj TUTAJ).
Zwraca uwagę spory odsetek powyższych zdarzeń – kolejno odzyskanych piłek, odbiorów, przechwytów i fauli – na połowie rywali. Cel był jasny – nie tylko utrudnić zawiązanie ataku pozycyjnego, ale – może przede wszystkim – udaremnienie prób wyprowadzenia kontrataków.
W fazie ataku, jak wspomniano, Dortmund płynnie przechodził z wyjściowego 1-4-3-3 na 1-4-2-4, a nawet na 1-2-4-4, gdyż ścinający Reus i Mkhitaryan robili na flankach miejsce odpowiednio Durmowi i Piszczkowi,
Przed środkowymi obrońcami Dortmundu mamy linię czterech graczy – Durma, Kehla, Bendera i Piszczka. Dalej kwartet atakujących. Boczni obrońcy, wraz z rozwojem akcji, podejdą wyżej i będą pełnili role skrzydłowych; jeden z środkowych pomocników podejdzie nieco wyżej, drugi zaś będzie asekurował kolegów i pozostanie bliżej środkowych obrońców. Zauważmy też, że atakujacy BVB znajdują się za plecami pomocników Moenchengldbach - w efekcie znajdują się w sytuacji 4na4 (każdy z nich 1na1). A to dla linii defensywnej ogromny problem - w niedzielę goście nie potrafili sobie z tym poradzić.
Mikhitaryan ścina do środka, obiega go Piszczek. Reus, Kagawa i Aubameyang ustawieni są bardzo blisko siebie, w pasie środkowym.
Dortmund od początku spotkania przejął inicjatywę i choć statystyka posiadania piłki nie wskazuje na dominację (do przerwy 53,7:46,3), to ustawieni bardzo ofensywnie gospodarze byli stroną dyktującą warunki gry. Raz po raz przedostawali się w okolice pola karnego Moenchengladbach i tworzyli sobie sytuacje bramkowe. Rozkład przestrzenny akcji był dosyć równomierny – 32%, 33% i 35% ataków odpowiednio lewym skrzydłem, środkiem i prawym skrzydłem – podczas gdy Moenchengladbach atakowało przede wszystkim prawą flanką (43% ataków, przy zaledwie 23% środkiem i 34% lewą flanką). Największy kontrast pomiędzy obiema drużynami zarysował się właśnie w ataku – goście mieli trudności z wprowadzeniem piłki do strefy ataku, a następnie z jej rozegraniem w tym sektorze boiska. Podawali niecelnie (ledwie 77% ogółem i 62% w final third), przegrywali pojedynki (8/20) lub zawodnicy BVB odbierali im piłkę. Trudno jednoznacznie wskazać przyczynę – owszem, Dortmund prezentował się w destrukcji bardzo dobrze, był zorganizowany i skuteczny w odbiorze, szczelnie zamykając wstęp na własną połowę i w dodatku utrudniając gościom rozegraniem na ich połowie. Tym niemniej, Moenchengladbach nie potrafiło w jakikolwiek sposób zagrozić bramce Weidenfellera. Nie było celnych dośrodkowań w pole karne. Ledwie jedno uderzenie, w dodatku niecelne i zza pola karnego, podsumowuje postawę gości w fazie ataku.
W przypadku Dortmundu było zgoła inaczej. Klopp przyjął na to spotkanie taktykę stricte ofensywną. Gospodarze mieli zawsze minimum trzech, a zazwyczaj czterech zawodników w okolicach linii pola karnego Moenchengladbach. Non-stop uciekali za plecy pomocnikom Moenchengladbach, wywierając wówczas presję na obrońcach. Dortmundczycy szukali różnych wariantów strefie ataku: były dośrodkowania, ścięcia z piłką z bocznych sektorów boiska, były próby akcji indywidualnych, a także prostopadłe podanie przez oraz za, momentami ustawioną dość wysoko, linię obrony Moenchengladbach (vide spalone Aubameyanga oraz nieuznana bramka z 18' minuty). Tylko do przerwy mieli aż 10 sytuacji bramkowych; strzały: 4 celne, 5 zablokowanych i również 5 niecelnych. Ogołem zaś, odpowiednio 15 i 22.
Podania w final third. Gospodarze podawali często, dosyć dokładnie (68% w tej strefie to niezły wynik), do tego w pole karne, w ten sposób kreując okazje do zdobycia bramki. Goście – z rzadka, w dodatku niecelnie. Ani jedno podanie graczy Moenchengladbach w pole karne Dortmundu nie było celne (sic!).
A mimo to, na tablicy widniał wynik bezbramkowy. Dortmund zawodził bowiem w momentach kluczowych – zabrakło wykończenia akcji (pozycje strzeleckie były, znów ten Mikhitaryan...) oraz ostatniego podania w kilku dogodnych sytuacjach. Nie można jednak pominąć tego, że wielokrotnie to defensorzy Moenchengladbach swymi skutecznymi interwencjami przerywali dobrze zapowiadające się ataku Dortmundu. Blok obronny był nieźle zorganizowany, odległości pomiędzy zawodnikami - niewielkie, nieźle wyglądała też asekuracja.
DRUGA POŁOWA
W przerwie Favre wprowadził Wendta za Nordtveita, by – zapewne – lepiej zabezpieczyć strefę środkową. Tyle tylko, że w drugiej połowie obraz meczu zasadniczo się nie zmienił. Dortmund nadal wyprowadzał atak za atakiem. Jeśli akurat akcja się nie powiodła, futbolówka była błyskawicznie odzyskiwana i atak konstruowano na nowo. Znów jednak, gdy gospodarze zbliżali się do „16” Sommera lub już weń byli, brakowało precyzji. Z kolei Moenchengladbach wciąż nie potrafiło dłużej utrzymać się przy piłce, zawiązując w ten sposób atak pozycyjny i przenosząc grę na połowę BVB, ani wyprowadzić kontrataku.
Centralną postacią w szeregach BVB był tego wieczoru Reus. Reprezentant Niemiec wypracował kolegom trzy sytuacje, sam oddał osiem strzałów (po 3 celne i zablokowane oraz 2 niecelne), do tego wygrał 8/9 pojedynków. Operując nominalnie na lewym skrzydle, schodził do środka, by tam brać udział w rozegraniu. To on nadawał ton poczynaniom BVB w ofensywie.
Graczy BVB ostatecznie musiał wyręczyć Krammer, w spektakularnym stylu pokonując Sommera.
Dopiero ta sytuacja nieco ożywiła gości – zaczęli lepiej rozgrywać piłkę i podchodzić wyżej na połowę gospodarzy. Tyle tylko, że nadal problemem było wprowadzenie futbolówki do strefy ataku. BVB zaś cofnęła się, nie atakując rywali już tak wysoko. Na własnej połowie gospodarze szukali okazji do odbioru i wyprowadzenia szybkiej kontry. Status quo zachowano do końcowego gwizdka.
PODSUMOWANIE
Niedzielny hit Bundesligi bez wątpienia rozczarował, przede wszystkim za sprawą gości z Moenchengladbach. Podopieczni Favre przez całe spotkanie ograniczyli się do jednego strzału, nie stwarzając pod bramką Weidenfellera absolutnie żadnego zagrożenia. O ile rozegranie na własnej połowie było przyzwoite, to za linią środkową kompletnie nie funkcjonowało. Brakowało niemalże wszystkiego – od nadania atakom odpowiedniego rytmu, przez właściwe rozprowadzenie piłki, a skończywszy na uderzeniach. Z kolei BVB ma za sobą dobre spotkanie. Jedynym zastrzeżeniem do fazy ataku pozostaje skuteczność, choć do final pass też można się przyczepić. Najbardziej imponowała jednak gra gospodarzy w odbiorze, w tym zaraz po stracie piłki. Błyskawicznie doskakiwali bowiem do rywali, znacznie utrudniając im operowanie piłką, zarazem ograniczając do minimum dystans, jaki dzielił ich od bramki Sommera po jej odzyskaniu.
MATEUSZ JAWORSKI