Brzydkie kaczątko wraca na salony
2017-10-08 14:23:20; Aktualizacja: 7 lat temu Fot. Transfery.info
Rodrigo Moreno przez ostatnie lata był obiektem drwin. Kwota transferowa i brak skuteczności robiły swoje. Odpowiedni trener, kilka dobrych meczów i sytuacja zupełnie się odmieniła.
Świetlana przyszłość
12 października 2014 roku. Hiszpania prowadzi z Luksemburgiem 3:0. Końcówka meczu. Piłkę na prawym skrzydle dostaje debiutant. Krótko ją prowadzi, pokonuje kilka metrów aż osiąga pole karne. Ścina do środka, mija dwóch rywali i idealnie dogrywa do wychodzącego w uliczkę Juana Bernata. Rywal leży na kolanach, a Rodrigo Moreno zalicza wejście smoka.
Powołanie do kadry Vicente del Bosque tuż po wielomilionowym transferze. Upragniony powrót do Hiszpanii nadszedł wraz ze sporą podwyżką. Wszystko wydawało się iść w odpowiednim kierunku. Zresztą, ten brazylijski Hiszpan miał od początku przychylność trenera, który doskonale zna się z Jorge Mendesem. Co mogło pójść nie tak?
Piłkarski rodowód
Jeśli rodzisz się w Rio de Janeiro, Twoim wujkiem jest były piłkarz reprezentacji Brazylii i Valencii – Mazinho – a co za tym idzie Twoimi kuzynami są Thiago i Rafinha, to raczej nie masz innego wyjścia. Twoja przyszłość musi być związana z futbolem. Rodrigo nie miał zamiaru oszukać przeznaczenia.
Zaczął w Celcie, by końcówkę okresu juniorskiego spędzić w Realu Madryt. Do Valencii mógł jednak przejść znacznie szybciej. Jako nastolatek trafił na Mestalla w ramach testów. Pokazał się z niezłej strony, dostał koszulkę, zrobił sobie nawet fotkę z Albeldą… I na angaż musiał czekać 10 lat. Na wnioski czy warto było czekać przyjdzie jeszcze czas.
Złap mnie, jeśli potrafisz
Sama szybkość w piłce jeszcze niczego nie oznacza. Gdyby tak było, Miłosz Przybecki byłby naszym najlepszym zawodnikiem obok Lewandowskiego, Usain Bolt zapewne zostałby zatrudniony przez swój ulubiony Manchester United, Theo Walcott zdobywałby co roku złotą piłkę, a Hector Bellerin wybiłby z głowy kadrę Daniemu Carvajalowi. Z jakiegoś powodu tak się jednak nie dzieje.
Szybkość Rodrigo to cecha, która rzuca się w oczy najbardziej. To jego największy atut. Trudno nie odnieść wrażenia, że to piłkarz, który jest w stanie urwać się każdemu. Do tego dysponuje bardzo dobrym dryblingiem i techniką. Nie musi daleko wypuszczać sobie piłki, potrafi prowadzić ją krótko, by w odpowiednim momencie wrzucić wyższy bieg i zmienić kierunek biegu, totalnie myląc rywala. Przy ścięciu do środka nie zawsze musi decydować się na strzał, jeśli do bramki jest dalej, popisuje się swoimi całkiem skutecznymi i przede wszystkim – kąśliwymi przerzutami. Atuty, które idealnie przydałyby się do gry na skrzydle. Takie można odnieść wrażenie, rzeczywistość jednak takie domysły boleśnie zweryfikowała.
Rodrigo w Benfice grał przede wszystkim jako napastnik, ten bardziej cofnięty. Przy bramkostrzelnym partnerze i dobrze grającej drużynie ogółem, spisywał się bardzo dobrze. W Valencii od początku był ustawiany na boku formacji, co początkowo wychodziło całkiem nieźle i poskutkowało wcześniej wspomnianym powołaniem do kadry. Z meczu na mecz było coraz gorzej i z początkowego materiału na bohatera, Rodrigo stał się jedną z największych plam na honorze Petera Lima. Przynajmniej według kibiców. Warto jednak pamiętać, że początkowo Moreno był wykupiony nie przez klub… a przez samego właściciela, który aby było śmieszniej – jeszcze wtedy właścicielem nie był.
Gdy piłkarzowi szło coraz gorzej do akcji wkroczył wcześniej wspomniany Mazinho, jak również sam zainteresowany. Zaczęła się krytyka trenera, który nie robił sobie nic z narzekań na brak możliwości gry na szpicy dla niezwykle szybkiego napastnika. Z tygodnia na tydzień Rodrigo miał coraz mniej argumentów, a sezon 2014/15 zakończył przedwcześnie – łapiąc bardzo głupią czerwoną kartkę i wyłapując zawieszenie na trzy mecze.
Waleczność bronią obosieczną
Jedno czego ani przez chwilę nie można było odmówić temu piłkarzowi to determinacja. Bez względu na to co działo się w klubie, Rodrigo zawsze wkładał w mecze ogrom zaangażowania. Brak pomysłu na rozegranie akcji i często złe decyzje to jedno, z drugiej strony zawsze był bardzo aktywny. Czasami nie w tych rejonach, w których trzeba było.
Rodrigo poza wcześniej wspomnianą czerwoną kartką chętnie okazywał na boisku swoje niezadowolenie, co wyraźnie również wpływało na jego grę. Nie jest wszak typem zawodnika jak Roberto Soldado, który swoim zachowaniem sam się nakręca, wręcz jest to niezbędne. Hiszpan to jeden z tych zawodników, którzy potrzebują zrozumienia trenera, zaufania oraz przede wszystkim dobrze grającej drużyny. Moreno potrafi być elementem sprawnie działającej układanki, wpasować się w ramy zespołu, jeśli jest odpowiednio ustawiony, co zresztą udowadnia początek tego sezonu.
W ataku ma nawyki podobne do Davida Villi. Lubi zejść do skrzydła, by później znów ściąć z piłką do środka. W odróżnieniu jednak od starszego kolegi Rodrigo nie potrafi grać ustawiony blisko linii bocznej. Woli szukać przestrzeni, fantastycznie spisuje się w kontrach. Brakuje mu sprytu i skuteczności El Guaje, z drugiej strony nadrabia fizycznością. Ruchliwy napastnik na pewno się w kadrze przyda, zwłaszcza, że walenckie brzydkie kaczątko zastąpi w niej właśnie byłą gwiazdę z Mestalla. Czy tym razem podoła? Na odpowiedź będziemy musieli poczekać. Cztery gole w czterech kolejnych meczach to jeszcze żaden wyznacznik (właściwie pięć w pięciu, bo trafił w meczu Hiszpanii z Albanią). Rodrigo jest jednak najlepszym przykładem, że skreślanie piłkarza po kilku słabszych meczach to totalna głupota i nawet po trzech sezonach w danym klubie, zawodnik może przejść diametralną przemianę. Zwłaszcza jeśli wreszcie trafi na odpowiedniego trenera.
KRYSTIAN PORĘBSKI