By zapisać się w historii. Finał Pucharu Ligi Angielskiej

2013-02-22 19:47:17; Aktualizacja: 11 lat temu
By zapisać się w historii. Finał Pucharu Ligi Angielskiej Fot. Transfery.info
Źródło: armatki.net

Wszyscy odliczamy godziny do finału Pucharu Ligi Angielskiej!

Dzień 24 lutego 2013 roku będzie bez wątpienia dniem wyjątkowym -  to właśnie tego dnia, dokładnie o 17 rozlegnie się pierwszy gwizdek rozpoczynający finał Pucharu Ligi Angielskiej, w którym zmierzą się drużyny Bradford City i Swansea City. Będzie jednak w tych (przynajmniej) 90 minutach coś niezwykłego – coś, co z pewnością czyni to wydarzenie niezwykłym.

Nie chodzi oczywiście o stadion Wembley, który zwykł już gościć finały rozgrywek krajowych w Anglii. Sprawcą całego „zamieszania” jest jeden z klubów, który teoretycznie nie powinien mieć prawa nawet marzyć o występie na największym stadionie piłkarskim na Wyspach. Czy Bradford City – malec z IV szczebla rozgrywek, skazywany nawet przez największych piłkarskich abstrakcjonistów na porażkę ma szansę odnieść tryumf i na stałe zapisać się w kartach historii? Może dane nam będzie słyszeć szaleńcze „Bradford is the great, Bradford is the best so forget the rest.” po ostatnim gwizdku sędziego?

 Nie snujmy jednak domysłów a skupmy się raczej na tym, jak to się stało, że klub, którego pierwsza XI warta jest 7,5 tysiąca funtów był w stanie dotrzeć na sam szczyt drabinki Capital One Cup.

Całą historia zaczyna się w Bradford, niespełna 470 tysięcznym przemysłowym mieście położonym w hrabstwie West Yorkshire w północnej Anglii. Teren nigdy nie był areną wielkich sukcesów sportowych okolicznych zespołów a jedyną do tej pory stosunkowo znaną postacią, wyrosłą z miasta był Zayn Malik – członek zespołu muzycznego One Direction (aż mnie samemu wstyd, że to wiem).  

Przygoda Bradford City z Capital One Cup zaczyna się 11 sierpnia 2012 roku meczem z Notts County (jako ciekawostka – najstarszym klubem piłkarskim na świecie). Po wyrównanym meczu i  równie ciężkiej dla obu zespołów dogrywce, z tarczą ze spotkania wyszli właśnie gracze „The Bantams”, pokonując rywali z wyższej klasy rozgrywkowej. Pełni zapału i motywacji podeszli zawodnicy z północnej Anglii do kolejnego, równie trudnego spotkania – tym razem ich przeciwnikiem miał być zespół z Championship, a więc drugiego w kolejności szczebla rozgrywek – Watford. Wyżej rozstawionej ekipie „The Hornets” nie pomógł jednak nawet były golkiper Arsenalu – Manuel Almunia – po raz kolejny przeciwnicy musieli uznać wyższość angielskiego czwartoligowca.

Dogrywką musiał zakończyć się także następny mecz w wykonaniu „The Bantams” – tym razem 3:2 pokonali oni występujący w tej samej lidze Burton Albion. Prawdziwy sprawdzian czekał podopiecznych Phila Parkinsona w kolejnej rundzie turnieju, gdzie spotkać mieli występujący w Premiership zespół Wigan Athletic. Po 120 minutach walki doszło do rzutów karnych, w których lepsi okazali się skazywani na porażkę piłkarze z Bradford.

Mecz z Arsenalem miał być jedynie formalnością, z oczywistym wskazaniem na ekipę „Kanonierów”. To jednak, co wydarzyło się przy Valley Parade Stadium przerosło wszelkie oczekiwania – po świetnej grze defensywnej czwartoligowca i pomocy takich piłkarzy jak Gervinho, doszło do serii rzutów karnych, z której przebiegu mogli być zadowoleni tylko i wyłącznie bracze Bradford – jeden z faworytów do zdobycia pucharu - Arsenal - odprawiony został z kwitkiem.

O zespole trenera Parkinsona zrobiło się głośno i przed półfinałowym dwumeczem z Aston Villą nikt już nie skreślał „mizernego” z definicji czwartoligowego klubu. Bradford po raz kolejny zaskoczyło kibiców i wygrało pierwszy mecz 3:1. Wiadomym było, że ekipa „The Villans” łatwo skóry nie sprzeda, to i drugie starcie obu drużyn zapowiadało się niezwykle ciekawie. Po ciekawym meczu padł w końcu wynik 2-1, i mimo porażki to Bradford zapewniło sobie awans do finału Pucharu Ligi Angielskiej.

Wygrana z Villą sprawiła, że Bradford City stało się pierwszym od 1962 roku zespołem z czwartego poziomu rozgrywek, któremu udało się zakwalifikować do finału Pucharu Ligi. Przygoda Bradford City z Capital One Cup jeszcze się nie zakończyła, ba, możliwe że to właśnie ich kibice jako ostatni zejdą z trybun Wembley Stadium.

Droga do finału była dla „The Bantams” długa i wyboista. Dotarcie do ostatniego piętra pucharowej tabelki wymagało od Nakhiego Wellsa i jego kolegów z ataku strzelenia jedynie 11 bramek. Ekipa z północnej Anglii nie zachwyciła nikogo piękna grą, milionem podań czy setką składnie wyprowadzonych kontrataków – Bradford nie była drużyną grającą najpiękniej, a najskuteczniej.

Czy zasłużyli na awans do finału? Ich determinacja i serce do gry pokazało, że nie trzeba kupować zawodników wartych wielokrotnie więcej niż cała dotychczasowa kadra by święcić sukcesy. Czy zatem Bradford City ma szanse by wyjść z niedzielnej batalii przeciwko Swansea City zwycięsko? Bukmacherzy nie zostawiają na Anglikach suchej nitki; jest jednak coś ważniejszego od kursu na zwycięstwo jednego klubów – determinacja, chęć walki i zaangażowanie, ot co.

 Myślę, że w niedzielne popołudnie cech tych nie zabraknie graczom zarówno jednej, jak i drugiej drużyny – innymi słowy czeka nas, cytując klasyka, „wielkie, futbolowe show”. Piłkarze Bradford nie mogą spocząć na laurach i jeżeli odpowiednio podejdą do niedzielnej batalii, możemy być świadkami zdobycia przez nich drugiego w historii klubu trofeum. A tego serdecznie im życzę!