Czekając na Liverpool Kloppa, czyli pięć obserwacji po Chelsea
2015-11-01 20:47:31; Aktualizacja: 9 lat temu Fot. Transfery.info
Do trzech razy sztuka. Jurgen Klopp za trzecim podejściem wreszcie zainkasował w Premier League komplet punktów, ale chyba warto było czekać. LIverpool - po najlepszym jak dotąd spotkaniu pod wodzą niemieckiego menadżera - pokonał Chelsea 3:1.
Budowa Liverpoolu według koncepcji Jurgena Kloppa jest wciąż na wczesnym etapie. Najpierw były szkoleniowiec Borussii Dortmund musi posprzątać po swoim poprzedniku, co jednak nie przeszkadza mu we wpajaniu podopiecznym jego własnej wizji futbolu. Choć w mieście Beatlesów nie przepracował jeszcze miesiąca, pierwsze efekty są już widoczne. Zwycięstwo nad Chelsea przyniosło kilka ciekawych obserwacji co do tego, jak może wyglądać Liverpool alias Klopp.
USTAWIENIE
Brendan Rodgers miał tendencję do nieustannego majstrowania przy ustawieniu. Według Whoscored, w sezonie 2012/2013 w Premier League Liverpool grał pięcioma różnymi systemami, 2013/2014 – siedmioma, zaś w ubiegłych rozgrywkach – sześcioma. Pod wodzą Jurgena Kloppa „The Reds” rozegrali dotąd trzy ligowe spotkania, dwukrotnie korzystając z systemu 1-4-3-2-1 (tzw. choinka), raz zaś z 1-4-2-3-1. Z obu tych systemów Klopp skorzystał w potyczce z Chelsea.
Liverpool rozpoczął sobotni mecz właśnie w ustawieniu 1-4-3-2-1, które w fazie obrony przechodziło momentami w 1-4-4-2(1-1). Przed czteroosobową linią obrony operował duet Can-Lucas – obaj bardzo dobrze zabezpieczali przedpole defensywy, cały czas utrzymując odpowiednią odległość względem stoperów. W początkowym stadium fazy ataku obaj pomagali Sakho oraz Skrtelowi we wprowadzeniu piłki na połowę Chelsea; Can niekiedy wchodził pomiędzy stoperów, z reguły wtedy, gdy gospodarze stosowali wysoki pressing. Gdy już natomiast udało się zawiązać atak pozycyjny i futbolówka została wprowadzona na połowę Chelsea, Can wspomagał atakujących kolegów, zajmując pozycję znacznie wyżej aniżeli Lucas.
Bardzo ważną rolę w taktyce Kloppa mają boczni obrońcy. Na Stamford Bridge niemiecki menadżer postawił na Moreno i Clyne’a. Obaj w fazie ataku operowali de facto jako skrzydłowi, szeroko, nie trzymając się jednak kurczowo linii bocznych i szukając okazji, by zejść do środka. O ile Clyne mógł liczyć na wsparcie schodzącego ze środka Milnera, o tyle Moreno odpowiadał za swoją flankę niemalże w pojedynkę. Tak ofensywne nastawienie bocznych defensorów Liverpoolu wiązało się z koniecznością asekuracji środkowych obrońców na wypadek wyprowadzenia przez Chelsea szybkiego kontrataku. Dlatego też tak istotna dla końcowego triumfu była postawa Lucasa (oraz Cana, choć w mniejszym stopniu), ubezpieczającego atakujących kolegów.
Ofensywne trio tworzyli w sobotę Coutinho, Lallana oraz Firmino¸ co oznaczało, że goście rozpoczęli starcie z Chelsea bez typowej „9”. Wszyscy trzej otrzymali od swojego menadżera sporo swobody – byli mobilni, często zmieniali się pozycjami w poziomie, a także cofali się do drugiej linii i tam zagęszczali pole gry. Tym, który wykorzystał to w największym stopniu, był Coutinho. Brazylijczyk szukał gry tam, gdzie lubi, operując nieco z głębi w pasie środkowym, tak aby mieć dość miejsca na krótki zwód czy szybki drybling zakończony uderzeniem lub próbą kluczowego podania. Jego obie bramki padły po tego typu właśnie sytuacjach.
Źródło: Whoscored.com
BENTEKE
Po przerwie Klopp zdecydował się wprowadzić na boisko Benteke, korygując w ten sposób dotychczasowe ustawienie. Belg zajął miejsce na „9”, za nim zaś operował tercet Lallana-Coutinho-Firmino. Mieliśmy więc 1-4-2-3-1, z którego – jak się wydaje – Klopp będzie korzystał wtedy, gdy będzie miał do dyspozycji któregoś ze swoich napastników (sorry, Origi…). Nadal bez odpowiedzi pozostaje pytanie, czy i w jaki sposób Niemiec znajdzie miejsce jednocześnie dla Benteke i dla Sturridge’a, nie rezygnując przy tym z Coutinho czy z Firmino.
Obecność Benteke zmieniła sposób gry Liverpoolu w fazie ataku. Dotąd goście konsekwentnie budowali atak pozycyjny od linii obrony, próbując przedostać się pod pole karne Chelsea za pomocą cierpliwych wymian krótkich podań, w zdecydowanej większości po ziemi. Po wejściu belgijskiego napastnika podopieczni Kloppa stali się znacznie bardziej bezpośredni. Benteke jest znakomity jako target man – potrafi zgrać piłkę głową lub ją przytrzymać, uruchamiając w ten sposób operujących za nim ofensywnych pomocników. Z tego też goście chętnie korzystali – poprzez długie podania górą gra była znacznie szybciej przenoszona do strefy obronnej Chelsea.
Podania do Benteke. Napastnik Liverpoolu wygrał wszystkie (2) pojedynki powietrzne, do tego stworzył 2 sytuacje bramkowe. Jedną z nich na gola zamienił Coutinho.
Wspólnym mianownikiem goli na 2:1 oraz 3:1 jest właśnie Benteke, na którego koledzy posyłali długie piłki. Najpierw „Big Ben” celnie zgrał futbolówkę do atakującego z głębi, w drugim tempie Coutinho, następnie zaś przedłużenie piłki głową wyłączyło z akcji aż trzech rywali, pozwalając liverpoolczykom stworzyć w strefie ataku sytuację liczebnej równowagi (a chwilami wręcz przewagi).
Benteke wygrywa pojedynek powietrzny z dwoma rywalami. Fabregas – jak to Fabregas – tylko się przygląda.
To pozwoliło gościom znaleźć się w sytuacji 4na4 czy wręcz 4na3. Chelsea nie zdołała odbudować ustawienia w defensywie (spóźniony był zwłaszcza Terry). Sprytny ruch bez piłki Lallany sprawił, że Benteke miał dość miejsca, by przyjąć piłkę, lekko ją podprowadzić i oddać precyzyjny strzał.
PRESSING I KONTRPRESSING
Klopp przywitał się z Premier League demonstrując, na czym polega prawdziwy pressing. I kontrpressing. Przez pierwsze pół godziny starcia z Tottenhamem jego podopieczni nie pozwalali rywalom złapać odpowiedniego rytmu w ataku pozycyjnym, momentalnie doń doskakując i próbując odebrać piłkę. Nie inaczej było w sobotę.
Piłki odzyskane oraz odbiory.
Gospodarze przez cały mecz mieli problem, by dłużej utrzymać się przy piłce. Zawodnicy Kloppa nie pozwalali rywalom na zawiązanie ataku pozycyjnego, a gdy tracili piłkę, błyskawicznie podejmowali próbę jej odzyskanie. Efekt? 56 odzyskanych piłek i 28 skutecznych odbiorów. Liverpoolczycy przy tym nie przebierali w środkach – aż 21 fauli i 4 żółte kartki, bardzo blisko wyrzucenia z boiska był Lucas.
ATAK POZYCYJNY
Liverpool był stroną prowadzącą grę. To goście dyktowali warunki gry, byli stroną proaktywną próbując sforsować defensywę Chelsea poprzez atak pozycyjny. Co ważne, unikali bezproduktywnego klepania na własnej połowie pomiędzy stoperami i/lub defensywnymi pomocnikami. Przy 568 podaniach ogółem, 292 miały miejsce w strefie środkowej (237 celnych, 81%), a aż 173 (sic!) w strefie ataku (132 celne, 76%). Atak pozycyjny Liverpoolu cechowała nie tylko wysoka precyzja podań, ale również zorientowanie na grę do przodu, a nie w poprzek. Nie było to posiadanie dla samego posiadania i podawanie dla samego podawania – goście mieli sprecyzowany cel, tj. zdobywanie terenu i tworzenie sytuacji bramkowych, a długie wymiany podań były jedynie środkiem, który miał do tego celu doprowadzić. To dosyć istotna zmiana w stosunku do ostatnich kilkunastu miesięcy kadencji Rodgersa.
GREAT CHARACTER
Zwrot jak mantra powtarzany przez irlandzkiego menadżera. Często jednak owego charakteru próżno było dopatrzeć się na boisku i nic dziwnego, że Rodgers doczekał się tak realistycznej parodii. To jednak w sobotę Liverpool po raz pierwszy od dawna pokazał prawdziwy charakter. Ani szybko stracony gol, ani rozśpiewane trybuny, ani też – jak się wydawało – łapiąca wiatr w żagle Chelsea nie były w stanie złamać podopiecznych Kloppa. Nawet Costa nie zdołał wyprowadzić z równowagi Skrtela, choć znów zastosował jeden ze swoich brudnych tricków. Pomimo tych niekorzystnych okoliczności „The Reds” zdołali odwrócić losy spotkania, a zawdzięczają to konsekwencji w realizacji nakreślonej strategii oraz nieustępliwości. Cechy te – jak pamiętamy – były znakiem rozpoznawczym drużyn Kloppa. W Liverpoolu spodziewają się tego samego.
* * *
Wygrana z Chelsea była zdecydowanie najlepszym występem Liverpoolu pod wodzą Kloppa. I choć do tego, by móc stwierdzić, że jest to już w pełni jego drużyna, droga jeszcze daleka, to nie można nie zauważyć, że w tak krótkim okresie niemiecki menadżer zdołał wymiernie wpłynąć na zespół, odciskając już nań swoje piętno. Początek jest obiecujący. Czekamy na więcej.
MATEUSZ JAWORSKI