Czy ich jeszcze pamiętasz? cz.7.: Jagiellonia Białystok

2014-08-08 18:13:37; Aktualizacja: 10 lat temu
Czy ich jeszcze pamiętasz? cz.7.: Jagiellonia Białystok Fot. Transfery.info
Źródło: transfery.info

"Czy ich jeszcze pamiętasz?" to cykl, w którym przypomnimy sylwetki obcokrajowców, którzy grali w polskiej Ekstraklasie krótko i z średnim skutkiem, ale ich życiorysy są na tyle ciekawe, że warto o nich sobie przypomnieć.

Od momentu kiedy Jagiellonia Białystok wróciła do Ekstraklasy w 2007 roku w jej barwach zagrało wielu zagranicznych zawodników. Jedni robili (bądź robią) furorę , jak Dani Quintana, albo grają po prostu bardzo dobrze, kazus Skerli, ale inni zawiedli na całej linii. W cyklu „Czy ich jeszcze pamiętasz?” przypomnę zawodników, którzy raczej nie mogli zapaść w pamięć „niedzielnemu” kibicowi, bo niczym wielkim nie zaimponowali, pomimo że początkowo od wielu z nich wymagano całkiem sporo. Prześledzimy , w jakich okolicznościach trafili do Polski oraz jak potoczyły się ich dalsze losy już po opuszczeniu naszego kraju.

Michael Guevara – ten peruwiański zawodnik trafił do „Jagi” w styczniu 2009 roku. Było wtedy dość głośno o tym transferze, ponieważ Białostocczanie wygrali walkę o pomocnika z Arką Gdynia oraz Lechem Poznań („Kolejorz” wtedy mocno penetrował rynek południowoamerykański). Obiecywano sobie dużo po jego grze, ponieważ był on reprezentantem kraju w prawie wszystkich kategoriach młodzieżowych, ale …na oczekiwaniach się skończyło. Guevara zupełnie nie odnalazł się w Polsce (w sumie jedynie 50 minut rozegranych w Ekstraklasie) i już w maju był w drodze powrotnej do Peru. Najpierw trafił do ligowego średniaka, Colegio Nacional Iquitos, ale spisywał się tam bardzo dobrze (17 meczów/ 6 goli), więc już następny sezon rozpoczął w jednym z najbardziej znanych klubów kraju Inków – Sport Boys. „Los Rosados” wracali wtedy do najwyższej klasy rozgrywkowej po rocznej banicji i chcieli pokazać się z jak najlepszej strony, a Guevara miał w tym wydatnie pomóc. W pierwszym sezonie zawodnik zrobił furorę strzelając aż 11 goli w 39 spotkaniach i w wielkim stopniu przyczynił się do utrzymania swojej ekipy w peruwiańskiej Primera División. Dobre występy nie uszły uwadze ówczesnego selekcjonera „La Blanquirroja”, Sergio Markariána, który powołał go w lutym 2011 roku na mecz towarzyski z Panamą, a kilka miesięcy później zabrał go na… Copa America 2011. Na turnieju w Argentynie Guevara rozegrał cztery spotkania, a reprezentacja Peru zajęła rewelacyjne trzecie miejsce. W sumie zaliczył 11 meczów w kadrze. W 2012 roku jego kariera nabierała dalszego rozpędu, przeszedł do ówczesnego  mistrza kraju, Juan Aurich. Tam również nie zawodził, dzięki czemu jesienią zeszłego roku po raz drugi trafił za granicę, a konkretnie do Once Caldas z Kolumbii. Na obczyźnie jednak Guevara traci sporo ze swojej magii,  bo w drużynie zdobywcy Copa Libertadores 2004, podobnie jak w Jagielloni, nie powiodło mu się zupełnie. Obecnie 30-letni środkowy pomocnik wrócił do swojego kraju, do Universidad Técnica de Cajamarca, czyli tam, gdzie czuje się najlepiej.

Tytuł filmiku nie pozostawia wątpliowści, co do pozycji, na jakiej gra Guevara.

 

Marco Reich – był to drugi były reprezentant Niemiec, po Ulrichu Borowce, który trafił do polskiej ligi. Pomimo, że jego kariera już od jakiegoś czasu mocno pikowała w dół, to jednak Jagiellonia spodziewała się po ofensywnym pomocniku dobrych występów i kilku zdobytych goli. Jako młody zawodnik, grając w  1. FC Kaiserslautern był uważany za duży talent, czego dowodem były częste powołania do młodzieżowej reprezentacji Niemiec. W drużynie „Czerwonych Diabłów” posiadał doskonałe towarzystwo w postaci takich tuzów, jak młody Michael Ballack, Martin Hristov czy Ciriaco Sforza. Nie dziwi więc, że tak mocna ekipa zgarnęła mistrzostwo Bundesligi w 1998 roku, a w następnym sezonie dotarła do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, a Reich cały czas odgrywał jedną z pierwszoplanowych ról. W tym samym okresie, w lutym 1999 roku zaliczył jedyny występ w kadrze Niemiec, przeciwko Kolumbii. Od tamtego czasu już mało co mu się udawało. Jego występy w 1. FC Köln i Werderze Brema (w latach 2001-2004) okazały się zupełną klapą (0 goli przez trzy sezony). Konsekwencją tego był wyjazd do angielskiej Championship, gdzie początkowo odnalazł się w Derby County, z którym był o krok od awansu do Premier League, ale pomimo to szybko pozbyto się go bez żalu. Następnie zaliczył epizod w spadkowiczu z Premiership, Crystal Palace. W Anglii nie było jednak już na niego więcej chętnych, dlatego musiał wrócić do Niemiec, do drugoligowego Kickers Offenbach, z którym… spadł z ligi. Po czym, kolejny raz zrobił kurs na linii Niemcy – Anglia i podpisał półroczny kontrakt z występującym w League 1 Walsall FC.  Był to ostatni przystanek Niemca przed podpisaniem dwuletniej umowy z Jagiellonią w czerwcu 2009 roku. W Polsce ówczesny trener „Jagi”, Michał Probierz, dość oszczędnie szafował siłami wówczas 31-letniego Reicha (w sumie 15 meczów/2 gole). W styczniu 2010 roku doszło do nieporozumienia w sprawie pensji piłkarza i rozwiązano kontrakt za porozumieniem stron. Niedługo potem Marco Reich został zaprezentowany jako piłkarz trzecioligowego klubu z Austrii, Wolfsberger AC, gdzie prezentował solidną formę (42 mecze/ 15 goli w półtora roku). Następne dwa lata dalej grał w niższych ligach austriackich, w kolejnych anonimowych, półamatorskich drużynach (Austria Klagenfurt oraz  Villacher SV). Tam również imponował skutecznością. W 2013 roku zakończył karierę piłkarską, ale zaczął się spełniać w zupełnie innym zawodzie. Rozpoczął pracę w …domu spokojnej starości, gdzie wykonuje obowiązki przeciętnego opiekuna. W zakres jego obowiązków wchodzą spacery z mieszkańcami domu, gra z nimi w warcaby czy chińczyka. Taką formę zarobku zaproponował mu teść, ponieważ Reich nie miał pomysłu, jak może zarabiać po zawieszeniu butów na kołku. Obecnie uczestniczy również w  kursach, których tematem jest rehabilitacja oraz księgowość, dzięki czemu będzie mógł dalej rozwijać się zawodowo.

 

A tak prezentował się Marco Reich w akcji.

 

Neil Hlavaty – przemknął przez kadrę Jagielloni właściwie niezauważony jesienią 2009 roku, kiedy to trafił na Podlasie ze szwedzkiego Östers IF. W tamtym okresie „Jaga” miała poważne kłopoty z kontuzjami pomocników, więc Tomasz Frankowski uruchomił swoje kontakt i zadzwonił do Neila Hlavaty’ego, którego poznał, kiedy grał w Chicago Fire. Tylko trzeba jasno uściślić jedną kwestię – „Franek” grał oczywiście w pierwszej drużynie tego amerykańskiego klubu MLS, za to jego młodszy o 12 lat kolega grał w młodzieżówce klubu w USL Premier Development League (czwarty poziom rozgrywkowy w Stanach Zjednoczonych). Oczywiście, ten fakt o niczym nie świadczy, bo większość przyszłych gwiazd MLS przechodzi podobną ścieżkę kariery, ale wątpliwości, co do jakości gry Hlavaty’ego można nabrać , kiedy spojrzymy, że jego kolejnym przystankiem w karierze nie było wcale Fire, tylko Cleveland City Stars z USL First Division (wtedy był to drugi poziom rozgrywkowy w USA). Tam jednak na długo nie zagrzał miejsca i przeszedł do szwedzkiego Östers IF, skąd po pół roku trafił w końcu do Polski. Z sentymentalnych względów na pewno pobyt w naszym kraju przypadł do gustu Hlavaty’emu (jego przodkowie stąd pochodzą), ale sportowo już tak kolorowo nie było, bo udało mu się zagrać jedynie w dwóch spotkaniach Ekstraklasy i jednym meczu Pucharu Polski, dzięki czemu został jednym ze zdobywców tego trofeum. W lutym 2010 podpisał kontrakt z występującą w NASL (drugi poziom rozgrywkowy w USA) drużyną Minnesota Stars FC, w której w końcu zaczął prezentować wysoką dyspozycję. Przez trzy lata zagrał dla nich 69 razy i strzelił dziewięć bramek, a klub z jego wydatną pomocą dwukrotnie doszedł do finału ligi (w 2011 roku zwycięstwo, a rok później drugie miejsce). Obecnie Hlavaty gra dla innego klubu NASL, FC Edmonton, ale zapewne marzy, aby w końcu trafić do MLS, co jeszcze wydaje się realne, bo ma on dopiero 27 lat.