Czy na White Hart Lane istnieje życie bez Garetha Bale'a?
2013-02-27 18:39:24; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
Wyobrażacie sobie wysokiej klasy samochód bez pedału gazu? Obiad w pięciogwiazdkowej restauracji bez sztućców? Tottenham bez Garetha Bale'a? My też nie.
Andre Villas-Boas latem tego roku (a jeśli nie tego, to już z całą pewnością następnego) będzie musiał uporać się z zadaniem nie mniej karkołomnym niż okiełznanie gwiazd i jednocześnie legend londyńskiej Chelsea. Będzie musiał wyszkolić sobie, bądź ściągnąć na White Hart Lane kogoś, kto w jakimś stopniu będzie w stanie wypełnić lukę po walijskim... no właśnie... kim? Rozgrywającym? Cofniętym napastniku? Skrzydłowym? A może z racji strzeżonych bramek też snajperze? Nie zapominajmy również, że za Harry'ego Redknappa Bale zaczynał jako lewy obrońca.
Jeśli więc dobrze dodajemy, to by zapełnić dziurę po niesamowitym Walijczyku, należy dokupić pięciu zawodników i wystosować do FIFA pismo z prośbą o zmianę przepisów i pozwolenie na przebywanie na boisku jednocześnie czternastu zawodników Tottenhamu. Bo jakoś nie widzimy jak jakikolwiek zawodnik, będący w finansowym zasięgu Tottenhamu mógłby mieć tak wielki wpływ na dorobek tego zespołu. Ba, my w ogóle mamy problem ze wskazaniem jakiegokolwiek piłkarza, będącego takim samograjem i przed którym jeszcze tyle lat gry na najwyższym poziomie.
Co równie ważne, mimo tych wszystkich swoich rajdów, strzałów, wykonywanych stałych fragmentów gry, nie można Walijczykowi zarzucić egoizmu. Bardzo trafnie sytuację określono w jednym z artykułów poświęconych Bale'owi w portalu Bleacher Report: "jedynym powodem, dla którego koledzy z Tottenhamu mogliby się cieszyć z jego odejścia byłoby to, że w końcu ktoś inny miałby szansę zostać zawodnikiem meczu".
No ale co tu się dziwić. Krótki przegląd kilku ostatnich meczów wskazuje jasno, dlaczego reszta drużyny poświęca indywidualne osiągnięcia i po prostu w najważniejszych momentach daje pałeczkę dyrygenta Walijczykowi. "Podaj piłkę do Bale'a i od razu biegnij z gratulacjami" - podsumował występ niesamowitego skrzydłowego przeciwko Newcastle United komentator Canal Plus, Rafał Nahorny. Nic dodać, nic ująć.
Z West Hamem Bale oddał 10 strzałów (spośród 27 oddanych przez Tottenham)
Z Newcastle Bale oddał 8 strzałów (spośród 18 oddanych przez Tottenham)
Z WBA Bale oddał 9 strzałów (spośród 21 oddanych przez Tottenham)
Z Norwich Bale oddał 5 strzałów (spośród 13 oddanych przez Tottenham)
Z Manchesterem United Bale oddał 7 strzałów (spośród 25 oddanych przez Tottenham)
Ostatnim meczem, w którym zawodnik The Spurs nie był najlepszy w swojej drużynie było spotkanie sprzed ośmiu kolejek z Reading. Bale akurat wtedy pokutował za czwartą żółtą kartkę w tym sezonie, wynikłą zresztą z bodaj jedynej jego ułomności - skłonności do kładzenia się w polu karnym rywali przy najmniejszym nawet kontakcie.
Jeszcze niecały rok temu pisano, że Harry Redknapp nie Bale'a a Modricia powinien chować w piwnicy, a Walijczyka wystawić innym klubom przed dom, ponieważ to odejście Chorwata miało wyrządzić znacznie większą szkodę, niż ewentualna utrata Bale'a. Jakże srogo się wtedy pomylono...
Przerobiony przez Martina Jola z supersnajpera z Eredivisie na czołowego defensywnego rozgrywającego Premier League Moussa Dembele sprawił, że po Modriciu nikt nie płakał ani długo, ani rzewnie. A pojedyncze co wilgotniejsze oczy osuszyć pomogli Lloris, Dempsey, czy Sigurdsson, których bez przelewu z Madrytu pewnie w Londynie by nie było. Z Balem jest jednak inaczej, tutaj żadne pieniądze nie pozwolą na zakupienie podobnego piłkarza. Geniusze porywający tłumy nie rodzą się bowiem codziennie, a o ile o Chorwacie nie można było tak powiedzieć, bo był genialnym rozgrywającym, ale nie typem dryblera, strzelca czy showmana, o tyle o Walijczyku - oj, jak najbardziej.
Nie chcielibyśmy być dla Spurs złymi prorokami, szczególnie że imponuje nam ich styl gry i to, jak bez wielkich pieniędzy liczonych w petrodolarach, udało się im zbudować liczącą się w walce o najwyższe cele siłę angielskiej piłki. Wydaje nam się jednak, że odejście ich gwiazdy może być początkiem końca tego klubu. Nie tylko ze względu na utratę kluczowego elementu układanki portugalskiego szkoleniowca, ale też przez to, jak już postrzegany jest klub z Londynu. Przyjęło się bowiem, że nieważne, jak bardzo by się Daniel Levy, dyrektor generalny klubu, nie zapierał, gruby plik pieniędzy może usadzić go przy negocjacyjnym stole. To fakt, potrafi za swoich ludzi otrzymać sumy pokaźne, ale w jego słowniku nie występuje zwrot "not for sale".
Dość niedawno strona FootyLatest opublikowała subiektywną listę pięciu potencjalnych nazwisk, które mogłyby ewentualnie zrekompensować Spurs stratę Bale'a, jednak - szczerze mówiąc - zamienić nowiutkiego Rolls-Royce'a na Ferrari z kilkudziesięcioma tysiącami kilometrów przebiegu nie jest niczym chwalebnym. W dodatku szczerze wątpimy, że nawet sprzedając Walijczyka za grube miliony, Tottenham byłby w stanie opłacić pensje kogokolwiek z tej piątki. Spójrzcie zresztą sami:
W szerszej perspektywie widzimy więc koniec pięknej przygody Kogutów, którą rozpoczęły najowocniejsze transferowe żniwa - kto wie - być może w historii piłki nożnej, których celem było sprowadzanie piłkarzy w wieku 22 lat lub mniej. Efektem było zatrudnienie Luki Modricia, Jermaine'a Defoe, Michaela Dawsona, Benoit Assou-Ekotto, Toma Huddlestone'a, Younnesa Kaboula, Aarona Lennona i właśnie Bale'a.
Aston Villi też bowiem - i to w podobnym czasie, co Tottenhamowi - zdarzyło się zebrać w jednym czasie piłkarzy wyjątkowych, przede wszystkim w linii pomocy. Barry, Young, Milner i spółka otarli się wtedy nawet o miejsce gwarantujące eliminacje do Ligi Mistrzów. Gdzie są teraz?
Chcielibyśmy wierzyć, że odejście Bale'a nie spowoduje aż takiego rozkładu Tortenhamu, są tam bowiem wciąż wielcy piłkarze, kilku z nich jest niezłą obietnicą na przyszłość... Ale już oglądamy i nadal będziemy oglądać wszystkie spotkania Kogutów, które możemy, póki jeszcze w ich barwach mamy okazję oglądać Walijczyka. Tak na wszelki wypadek.