Dlaczego Freddy Adu wylądował na piłkarskim śmietniku?

2014-07-25 14:22:07; Aktualizacja: 10 lat temu
Dlaczego Freddy Adu wylądował na piłkarskim śmietniku? Fot. Transfery.info
Marcin Żelechowski
Marcin Żelechowski Źródło: Transfery.info

Wyobraźcie sobie LeBrona Jamesa w barwach Kotwicy Kołobrzeg. Tak, dokładnie tego, dzisiejszego LeBrona, wyjętego żywcem z okładki Sports Illustrated, w koszulce ostatniej drużyny PLK.

LeBron gra w sparingu. Po jego zakończeniu trener Kotwicy pokazuje mu drzwi. LBJ zbiera swoje graty i szuka szansy gdzie indziej. 
 
W ten sposób, tylko przenosząc się w realia piłkarskie, wygląda obecna sytuacja Freddy'ego Adu oczami Amerykanów.
 
Musicie sobie przypomnieć, jak gigantyczny hype otoczył go w czasach juniorskich. Adu jako nastolatek wystąpił w talk show Lettermana. ABC zrobiła z nim prestiżowy, godzinny wywiad w cyklu "60 Minutes", puszczony w najlepszym czasie antenowym. Te medialne sukcesy, na które inni pracują dekadami, młokos miał na koncie przed czternastymi urodzinami. Tak samo zresztą, jak kontrakt z Nike wart milion dolarów, do tego najwyższą gażę w MLS, a także gros wszelakich umów sponsorskich i reklamówek, wliczając tą z Pele. Hype wokół Adu był nieprawdopodobny i docierał za ocean,zarówno Atlantycki jak i Pacyfik. W USA oczekiwano po nim wielkich rzeczy, stania się futbolową legendą, a i poza granicami kraju po takiej kampanii reklamowej wielu uwierzyło, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym.
 
Wszystko powyższe kwestie - z doprawdy kosmetycznymi zmianami - możemy przypisać też LeBronowi. Z jedną bardzo poważną różnicą: James oczekiwania spełnił. Adu natomiast właśnie podpisuje kontrakt z Jagodiną, klubem, o którym nigdy nie słyszeliście, i o którym byście nigdy nie usłyszeli. „Następca Pele” ofertę z serbskiego przeciętniaka mógł równie dobrze znaleźć w pośredniaku, przecież od pół roku pozostawał bezrobotny.
 
No dobra, naciągnąłem fakty, przyznaję. Porównanie do LBJ nie jest do końca trafione. Mianowicie bowiem presja nałożona na Adu była nieporównywalnie większa.
Zastanówcie się: koszykówka to w USA wielki sport i wielki biznes. LeBron miał stać się "tylko" wielkim w tej dyscyplinie. Adu? Miał uczynić z piłki nożnej w stanach wielki sport i wielki biznes, nazywano go nawet mesjaszem amerykańskiego soccera (sic!). Miał to zrealizować poprzez zostanie wielkim w dyscyplinie o wiele popularniejszej niż koszykówka, a więc też takiej, w której jest o wiele większa rywalizacja. To wszystko składa się na o znacznie cięższe brzemię, niż to, które od najmłodszych lat nosił LeBron.
 
Adu był wspólnym projektem Nike i MLS. Nieprzypadkowo przeskoczył w Drafcie college, a został wybrany przez DC United bezpośrednio z „klubu” nazywanego Project-40, a sponsorowanego właśnie przez amerykańskiego giganta odzieżowego. Miało być tak: chłopak najpierw gra w MLS, daje się poznać rodzimej publiczności, wygrywa tutaj co się da. Potem idzie do Europy i gra w jednym z najlepszych klubów świata. Cała Ameryka chce oglądać swojego ulubieńca co tydzień grającego pierwsze skrzypce na Camp Nou, Bernabeu, Old Trafford. Dodatkowo to wszystko opakować odpowiednio silną promocją, dać PR z najwyższej półki, a soccer wstępuje w USA na nowy poziom. Za sprawą Adu zostaje wywołana moda na futbol, tym razem ten europejski. Oczywiście przy tym ogniu swoje interesy piecze też NIKE.
 
Problem w tym, że wszystko wypaliło tylko jeśli chodzi o marketing. 
 
Ruch z Pele? Genialny. Chyba nie wierzycie, że ten sam Pele, który przed chwilą reklamował WBK, tylko z wrodzonego znawstwa i zupełnie bezinteresownie wskazałby Adu na swojego następcę? Wypatrzył Amerykańca na którymś z turniejów juniorskich, a potem poleciał ze swoimi przemyśleniami do prasy? Darujcie. Wiele rodacy zarzucają Pele, ale nikt nie powie, że to frajer, kasę liczyć umie. Tego typu udanych zabiegów było więcej i możemy się dzisiaj śmiać, że robiono ludziom wodę z mózgu, że pompowano balonik. Ale gdzieś ktoś może sam sobie przybić piątkę i być dumnym, że do takich rozmiarów ów balonik napompował. Do dziś wszędzie kibice na świecie kojarzą Adu, choć facet w piłce nie osiągnął kompletnie nic.
 
No dobra, ale jaka jest tajemnica Adu? Czemu poległ? Teorii jest kilka. Wybierzcie sobie tą, która wam odpowiada. Ja też za którąś się opowiem.
 
Teoria numer jeden: Nike i włodarze MLS postawili na konia zbyt wcześnie. Jak bardzo wam się nudzi, to przeanalizujcie ile gwiazd wszelkiego rodzaju młodzieżowych mundiali kończy na piłkarskim śmietniku. Ilu świetnych juniorów w Polsce i na świecie, po dorośnięciu nadawało się wyłącznie do podawania bidonów. Tu uczyniono gówniarza koniem pociągowym wielkiej kampanii marketingowej soccera. Otrzymał wielki hype, ale nawet przy najlepszym szkoleniu, wielkim talencie i trosce o rozwój gracza, do wieku dorosłości bardzo wiele może się u piłkarza zmienić i zwyczajnie może on się posypać. Historia piłki zna tysiące takich historii.
 
Teoria numer dwa: Adu miał słabe szkolenie i zarżnięto jego talent. W wieku 13 lat Messi wyjechał z Argentyny i trafił do La Masii. Kim byłby, gdyby wówczas nie zrobił tego ruchu? Można dywagować, ale grę Adu do dziś nazywa się juniorską, nonszalancką. A miał przecież ofertę z Interu Mediolan, również w wieku 13 lat! Zostałby wychowany w Europie, w jednej z najlepszych szkółek, a nie w DC, które jakoś wielką kuźnią talentów nigdy nie został. U Nerazzurrich nauczyłby  dyscypliny, rozwinął taktycznie, zaczął pracować dla zespołu. 
 
Bo to ostatnie jest kluczem do teorii numer trzy: odbiła mu sodówka. Zawodnicy reprezentacji USA na zgrupowaniu przed mistrzostwami świata w 2006 przekonywali, że Adu był najbardziej rozkapryszoną gwiazdką, jaką mieli okazję spotkać. Podobno nie chciało mu się trenować i generalnie miał się za gościa, któremu miejsce w kadrze należy się bez względu na to ile włoży wysiłku w przygotowania. A ponoć notował wyniki biegów gorsze, niż niektórzy masażyści. Ostatecznie nie pojechał na mundial nawet w roli rezerwowego, choć wtedy piłkarsko wyglądał jeszcze naprawdę przyzwoicie i zasłużył na wyjazd. Dziś sam wspomina, że wówczas za mało pracował nad sobą, więc ewidentnie coś jest więc na rzeczy.
 
Teoria numer cztery: mógł być starszy niż podawał. Jeśli spojrzycie w jego dokumenty sprzed dziesięciu lat, to jako czternastolatek mierzył tyle samo co dziś. Tyle samo! Nic nie urósł. Jego matka tłumaczyła, że wcześnie wyrósł, okej, możliwe. Ale podejrzenia powstały, szczególnie, że wśród graczy pochodzących z Afryki to norma, tam punkt przebijania blach stoi na każdym rogu. I teraz załóżmy taki spiskowy scenariusz: Adu był jednym z najlepszych osiemnastolatków w USA. Wstaw takiego gościa do gry z czternastolatkami, a będzie wyglądał jak nowy Maradona.
 
Teoria numer pięć: Adu ma specyficzny styl gry. Aby pokazać sporo, musi mieć często piłkę przy nodze, akcje muszą przechodzić przez niego, właściwie najlepiej cały zespół podporządkować jego grze. Drużyny juniorskie kręciły się wokół niego i wygrywały. W piłce seniorskiej na takie granie okazał się za krótki, ale nawyki pozostały. Ma więc mentalność i styl gry charakteryzujący największych, ale nie posiada ich umiejętności. W konsekwencji swoją grą rani zespół.
 
No dobra, wybraliście swoje wytłumaczenie? No to czas na mnie. W kwestii wieku nie zabieram zdania, a potem opowiadam się za miksem wszystkich powyższych. Do takiego stanu rzeczy jednak doprowadzili ci, którzy przedstawiali się jako dobrodzieje Adu. Co by się stało, gdyby nie wzniecono wokół niego tej całej medialnej zadymy? Trafiłby pewnie w młodym wieku do Europy i od najmłodszych lat uczono by go, żeby swoje atuty wykorzystywał z korzyścią dla zespołu. Nie miałby też sodówki, bo byłby jednym z wielu, łatka "nowego Pele" może człowiekowi poprzegrzewać styki. Pasuje tutaj przypomnieć powiedzenie "ciszej jedziesz, dalej zajedziesz", które wtedy mogło mu się przydać. Ale pamiętajmy: Adu był wówczas pochodzącym z ubogiej rodziny dzieckiem, to nie były jego decyzje. 
 
Wierzę, że mógł to być bardzo dobry piłkarz, taki na poziomie regularnej gry w kadrze i występowania w solidnym klubie europejskim. Ale wtedy, przychodząc do niego z wielką walizką pieniędzy, zapraszając Pele i wszystkie stacje telewizyjne na jego treningi, zrobiono mu krzywdę. To lekcja, która może przydać się i w Polsce, bo i u nas traktowanie niektórych juniorów często przekracza granice absurdu.
 
Autor: Leszek Milewski
Więcej na ten temat: Stany Zjednoczone Freddy Adu