Dokładność podań, czyli gdzie szukać braku jakości. Źle, gorzej, najgorzej, Ekstraklasa
2015-12-06 22:45:03; Aktualizacja: 9 lat temu Fot. Transfery.info
Jaka liga, taki hit. Spotkanie Wisły z Legią rozczarowało, ale rzecz nie w tym, że obie drużyny nie były w stanie stworzyć spektaklu na miarę oczekiwań, a w tym, iż ich piłkarzom tego wieczoru mocno przeszkadzała jedna rzecz. Piłka.
Statystyka celnych podań – naturalna pochodna współczynnika czasu utrzymywania się przy piłce – stanowi ważny miernik tzw. ogólnej kultury piłkarskiej. To z niej dowiadujemy się, jak dany zespół operuje piłką. Daje ponadto obraz tego, jaki styl preferuje dana drużyna. Niższy procent może bowiem oznaczać, że piłkarze częściej decydują się na dłuższe zagrania – trudniejsze do wykonania – w przypadku których istotnie zwiększa się ryzyko niepowodzenia. Statystyka ta, choć oczywiście przydatna, może być czasem jednak zwodnicza. Kiedy wszakże jedna z drużyn oddaje inicjatywę, zmuszając drugą – ku jej wyraźnej dezaprobacie – do gry w ataku pozycyjnym. A że atak pozycyjny przeciwko kompaktowo broniącemu rywalowi na najłatwiejszych nie należy, to obraz meczu jest taki, że najwięcej kontaktów z piłką notują środkowi obrońcy i defensywni pomocnicy. Wymieniając ją oczywiście między sobą w okolicach linii środkowej.
Niedzielny „hit” Ekstraklasy, konfrontacja Wisły Kraków z Legią Warszawa (0:2), był swego rodzaju lekcją. Lekcją tego, jak nie grać w piłkę nożną. Nie chodzi tu jedynie o styl obu drużyn i pozytywne emocje, jakie swoją grą powinny w teorii wywoływać, a o wspomnianą kulturę gry. Piłka nożna jest grą zespołową, a podania stanowią jej absolutny fundament. A tu było po prostu żenująco. Nie siląc się na zbędne w tych okolicznościach eufemizmy – poniższe liczby dowodzą, że niedzielny mecz powinien być powodem do wstydu dla piłkarzy, trenerów i kibiców obu drużyn, o niemałych przecież aspiracjach (w przypadku Legii także aspiracjach na arenie europejskiej).
Statystyka końcowa – 55% (184/329) Wisły i 61% (219/355) Legii. A zatem prawie co drugie podanie w tym meczu było niecelne. Co drugie! Naprawdę, trudno w tym momencie o jakikolwiek pozytyw. Zresztą, kto oglądał, ten widział i również na ten element powinien zwrócić uwagę.
Aby uzmysłowić sobie, jak złe są to liczby, spójrzmy na celność podań w innych ligach. I tu małe zastrzeżenie: o dobrym wyniku w tej statystyce można w mojej ocenie mówić powyżej 80%, a po przekroczeniu 85% - bardzo dobrym. 75-80% to wynik niezły, 70-75% – przyzwoity lub niżej przyzwoity. Wszystko zaś, co poniżej – słabo bądź jeszcze słabiej.
I tak, w Holandii najsłabsze pod względem celności podań De Graafchap ma wskaźnik 69,8%. W Turcji najsłabszy Osmanlispor FK podaje ze średnią celnością 71%. W Rosji – FC Ufa z 68% (w rozgrywkach 2014/2015). W lidze australijskiej – Perth Glory z 70%. W amerykańskiej MLS – Sporting Kansas City z 75%. Nie wspominając już o czołowych ligach europejskich. W Premier League – Leicester City z 72%. W Seria A – Frosinone z 72%. La Liga – Eibar z 67%. Bundesliga – Darmstadt z 56%. Ligue 1 – Caen z 71%.
Za wyjątkiem więc Darmstadt (a w przypadku Wisły nawet nie) statystyki z niedzielnego „hitu” plasują obie biorące w nim udział drużyny poniżej najgorszych średnich wyników w najwyższych klasach rozgrywkowych, i to nie tylko w Europie. Tak źle się na tym poziomie po prostu nie podaje. A przynajmniej nie powinno.
I na koniec jeszcze ciekawostka. W Lidze Europy Legia jest pod tym względem czwarta od końca z wynikiem 71% (łącznie 48 drużyn). Drugi nasz reprezentant, Lech Poznań – równo w połowie stawki ze wskaźnikiem na poziomie 80%.
Tak więc, Panowie Piłkarze i Trenerzy z Warszawy oraz z Krakowa – wypada chyba wrócić do podstaw i skupić się póki co na passach, co by takiego wstydu już więcej nie było.
MATEUSZ JAWORSKI
Statystyki - Squawka.com